Szła prędkim krokiem ulicami spowitego nocnym niebem Amn. Czuła zmęczenie po całym dniu biegania po karczmie i ogarniało ją szczęście, że znów ma za co żyć. Kilka złotych monet brzęczało w kieszeni. Do domu było jeszcze kilka kroków. Mrok jakby się zagęszczał.
Kilka sekund później stała już w pokoju matki. Krew. Przerażenie. Jeszcze więcej krwi. I tamte oczy. Niegdyś zielone teraz czarne, puste. I tamte słowa. "Przyszłam tu żeby cie zabić".
-To nie dzieje się na prawdę! - krzyknęła - To się nie stało!
Lecz słowa ulatywały w nicość, a jej ciało płonęło. Ogień palił ją żywcem. *
Poderwała się z podłogi. Oddychała ciężko. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Była przerażona. Wydawało jej się jakby to trwało wieki. Dopiero po chwili zorientowała się, że to był tylko koszmar. Dotknęła dłonią klatki, potem odgarnęła nią włosy z twarzy.
- Nadal jestem tutaj. Żyję. - pomyślała. Rozejrzała się, próbując nadążyć za sytuacją wokół niej. Siedziała na ziemi. Reszta próbowała dorwać tą jaszczurkę. Wstała powoli, a jej wzrok spoczął na Amirilu.
„Nie ciesz się. Jak tylko zabraknie tego elfa przyjdę po ciebie siostrzyczko”. - przypomniała sobie ostatnie siostrzane słowa tamtej nocy. Oczywiście, na jej nieszczęście nie chodziło tu o Donathien'a.