Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 14:23   #23
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Ze szpitala, w którym odwiedziła Victora, wyszła z mętlikiem w głowie. Wieści, które jej przekazał były straszne. Victor przyznał się do zabójstwa…. Była przybita i przerażona. Co teraz??
Wierzyła mu, wierzyła, że ktoś rzucił na niego urok. Ale wiedziała, że ta wiara nie obroni go przed stryczkiem.
Victor zmienił się bardzo fizycznie. Nie chciała aż na głos wypowiadać myśli, które wciąż i wciąż powracały w jej głowie.
Jej kuzyn wyglądał jakby sam zaczął przemieniać się w jedno z tych potworów. Ostre zęby, przygarbiona sylwetka, zwierzęcy wyraz twarzy…. Ale czy to możliwe?
Czy też może jej wyobraźnia wymykała się spod kontroli? Jak mogła mu pomóc?
Musieli rozwiązać zagadkę, koniecznie!
Nie chciała wracać do domu.
Wtedy jej spojrzenie spoczęło na kopercie, którą przyniósł goniec. Otworzyła wiadomość.

***



Dworzec kolejowy w Bostonie nawet późnym wieczorem przypominał huczący ul.
Amanda z trudem przedzierała się pomiędzy spieszącymi się ludźmi. Umówiła się w kafejce dworcowej z człowiekiem, który odpowiedział na ogłoszenie w jej gazecie.
Była ciekawa co to za człowiek.

Zajęła miejsce przy stoliku pod ścianą i rozłożyła najświeższe wieczorne wydanie „Daily Telegraph” tak jak się umówili przez telefon.
Jakieś pięć minut później usłyszała ciche chrząknięcie. Spojrzała znad gazety. Przy stoliku stanął mężczyzna.
Był niewysoki, a jego pospolitą twarz łatwo było zapomnieć. Ubrany był w szary, prążkowany garnitur, jaki kupić można było w każdym podrzędnym domu towarowym.
Szary, zwykły człowieczek.
Wstała z miejsca i zaproponowała aby się przysiadł.
Mężczyzna przedstawił się jako Borys Walenjew i mówił z wyraźnym, wschodnim akcentem.
Usiedli oboje ponownie, ale mężczyzna milczał. Amanda zaczęła więc rozmowę od razu przechodząc do sedna sprawy:

- Panie Walenjew, zgłosił się pan do redakcji na ogłoszenie, które zamieszczono w gazecie. Co może mi pan powiedzieć na temat tego zabójstwa w dzielnicy portowej?

- Może i ja coś widział – oburknął zapytany - ale najpierwej ja chciałby zapytać kto szuka informacji?

- Jestem dziennikarką i planuję napisać artykuł o tym zdarzeniu. – odparła Amanda marszcząc brwi.

- A po co? To nie nowość, takie morderstwo w naszej dzielnicy… Wy znali tego człowieka? - spytał Walenjew mrużąc oczy.

Amanda zauważyła, że mężczyzną był wyraźnie spięty. Wiercił się na krześle raz po raz nerwowo zerkając na zegarek. Przyglądając mu się uważniej dostrzegła, że na jednym z oczu miał niewielką skazę. Jego tęczówka miała w tym miejscu trochę jaśniejszy odcień.

- Panie Walenjew, o celowość mojej pracy proszę zapytać mojego przełożonego. Nie chciałabym być nieuprzejma, ale to pan zgłosił się do nas z informacjami, a nie odwrotnie.

Facet coś kręcił, tego była pewna. Nie wyglądał na przestraszonego, więc zdaniem Amandy raczej szukał pretekstu do tego, aby dowiedzieć się kto węszy wokół sprawy.

- To jak będzie? Widział pan coś tamtego wieczora czy nie? – ponagliła

Nie w smak była Walenjewowi ta rozmowa. Poczerwieniał na twarzy i dopiero po chwili odpowiedział:

- Nu dobra. Ja widział jak ten z gazjety – tu wyciągnął wydanie ze zdjęciem Victora -zadźgał tą biedną djewuszku.

Kłamał. Czuła to, ale musiała kontynuowac grę.

- A czy to pan zawiadomił policję? – spytała Amanda

- Da, ja zadzwonił – mężczyzna nawet nie patrzył w oczy Amandy

- A dlaczego się pan nie przedstawił, dlaczego anonimowo?

Walenjew nie odpowiedział na to pytanie.

- W ogłoszeniu Wy napisali o nagrodzie? – patrząc ze złością spod brwi

Amanda wiedziała, że więcej nie wyciśnie z tego człowieka.
Wyjęła z torebki 10 dolarów i położyła na stoliku. Walenjew zagarnął pieniądze i bez pożegnania opuścił lokal.

Amanda kluczyła jeszcze chwilę po hali dworca upewniając się, że nikt jej nie śledzi.
Dopiero wtedy wyszła na zewnątrz i zawołała taksówkę.


***


Amanda przybyła do Styppera o umówionym czasie. W pokoju obecny już był Vincent. Nie było jej do śmiechu. Uprzedziła już Styppera, że ma bardzo niepokojące wieści do przekazania i czekała niecierpliwie na pozostałych Badaczy mocno przyciskając do piersi notatki poczynione przez Victora i nią samą.
Jak tylko całe towarzystwo zebrało się w salonie spojrzała na nich poważnym wzrokiem i powiedziała:

- Dziękuję za przybycie. Za chwilkę wyjaśnię panom okoliczności dzisiejszego zebrania. W ramach wstępu chciałam tylko wyjaśnić, że to co opowiem może nie mieścić się w ramach zdrowego rozsądku i wcale nie zdziwię się jeśli panowie wezmą mnie za wariatkę.
Dlatego uprzedzam od razu, że każde wypowiedziane przeze mnie słowo będzie miało jedynie poparcie w lekturze, którą mam przy sobie oraz w tym co pośrednio i osobiście, tak osobiście przekazał mi Victor. Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem na krótkim widzeniu w szpitalu. I zanim panowie zaczniecie zadawać pytania proszę o jeszcze chwilę cierpliwości. Zaraz wszystko opowiem.
- tu spojrzała na Styppera

- Zaczęłam od wizyty w bibliotece bostońskiej...

***


Niedługo po rozmowie Dwight Garrett czekał już na Amandę w przedpokoju. Gdy podeszła, uprzejmie pomógł jej założyć jej wierzchnie odzienie, a następnie otworzył przed nią drzwi i zaoferował rękę. Musieli udać się na Essen Street i odzyskać notes Victora ze skrytki w szafie.

- Shall we, miss Gordon?

Dołączyła do Garetta wspierając się lekko na oferowanym ramieniu.
Detektyw uśmiechnął się lekko i poprowadził ją na zewnątrz. Tam wolną ręką założył sobie zręcznie kapelusz i niemal zaraz za progiem powiedział:

- Zamówiłem już taksówkę, zaraz tu będzie. Skoro zaś mamy parę minut... Proszę wybaczyć, pewnie nie jest panna przyzwyczajona do takich pytań, ale z drugiej strony za nic w świecie nie pozwoliłbym sobie na to, byś nudziła się w moim towarzystwie...Pytanie brzmi: czy mamy zamiar wejść do mieszkania Prooda oficjalnie, licząc że ktoś nas tam wpuści, czy też...Zawiesił głos.
- Czy też użyjemy bardziej dyskretnego, ale za to bardziej ryzykownego sposobu? - dokończył Dwight z szelmowskim uśmieszkiem.

- Zdam się w tej kwestii na pana doświadczenie – odparła Amanda. – Zdaje się, że mamy do niego dorobiony klucz? – dodała niewinnie. - Ostatecznie w razie gdyby ktoś pytał, powiem, że Victor mi go dał, w końcu jesteśmy rodziną.

W tym czasie nadjechała taksówka. Wsiedli.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline