Niektórzy mają po prostu pecha.
W tym wypadku dotyczyło to zarówno Hagareta, jak i Bareda. Ten pierwszy, nie dość, że dał się wpakować w paskudną pułapkę, to jeszcze oberwał i to dość boleśnie. Ten drugi... co prawda nie oberwał, ale wyglądało na to, że znalazł się w opałach i że do określenia "nie oberwał" należy dopisać jedno niezbyt długie słowo. Jeszcze...
Powiadają, że gdy się powie 'a', należy powiedzieć również 'b', aby nie przerywać w połowie raz rozpoczętej pracy. Bared często uważał, że co się odwlecze to nie uciecze, a że robota nie zając, to i spieszyć się nie trzeba. Niekiedy oczywiście. A gdy jest mało opłacalna lub wcale, to i dla innych dokończenie warto zostawić.
W tym jednak przypadku na owych innych nie warto było liczyć. Nawet Dant, zamiast przyłożyć się do jak najszybszego wykończenia przywódcy polujących na niego agentów, urządził sobie pokaz rzucania magicznymi pociskami w kogoś całkiem innego... Zero pomyślunku, o czym trzeba będzie pamiętać na przyszłość.
Jeśli jakaś nastąpi, bo gdy zwalą się tutaj inni agenci, zaczną się prawdziwe kłopoty.
Najszybszym i najlepszym (chwilowo) wyjściem z obecnej sytuacji było odsunięcie od siebie najbliższego zagrożenia i posłanie Hagareta w zaświaty. Szef agentów był jednak na tyle nieuprzejmy, że nie zechciał dać się zabić za pierwszym ciosem
Przy kolejnym ataku Bared ponownie miał pecha i ponownie tylko raz zdołał się przebić przez zbroję Hagareta. W dodatku ten cios, co od razu wyczuł, był o wiele mniej skuteczny niż poprzedni i - najwyżej - mógł jeszcze bardziej rozwścieczyć i tak wściekłego czołowego agenta.
___________________________ Hagaret traci 4 punkty życia |