Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2010, 09:05   #27
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Walter Chopp

Niebo nad Bostonem rozpogodziło się, a bryza znad oceanu przewiała w końcu okropny smród . Powietrze stało się znośniejsze i jeśli komuś nie przeszkadzały spaliny i dym z fabrycznych kominów, mógł poczuć się usatysfakcjonowany.

Spacer pomiędzy ludźmi dobrze ci zrobił. Szedłeś, poddając się ciepłym słonecznym promieniom wietrząc resztki kaca i analizując w myślach rozmowę z Haroldem Figginsem. Im dłużej nad tym myślałeś, tym bardziej utwierdzałeś się w przekonaniu że z dwojga udziałowców to właśnie Figgins jest zdecydowanie bardziej kompetentny oraz wydaje się niczego nie ukrywać. Owszem, reagował impulsywnie w niektórych momentach, lecz jeśli wierzyć informacjom o tym, że smalił cholewki do panny Duvarro, to można było zrozumieć powody. Za to Dominic wydawał się być jakiś dziwny. Sposób w jaki na ciebie spoglądał powodował, że włączał ci się jakiś wewnętrzny dzwonek ostrzegawczy.

Spacer zajął prawie dwie godziny. W mieszkaniu przywitały cię pustka i cisza. Po nocy spędzonej w towarzystwie innych, na dodatek przyjaznych ci ludzi, pustka czterech ścian uderza z jeszcze brutalniejszą skutecznością. Zdajesz sobie sprawę, że nie da się jej zastąpić tak szybko, jakby się to wydawało. Może nawet nigdy.

Pozostało odczekać stosowną chwile i udać się na spotkanie do hotelu, by ustalić z Garrettem plan złapania „na haczyk” Dominica. Już cieszyłeś się na tą myśl, że ten wielbiciel cygar i brandy będzie zmuszony przestać się uśmiechać głupkowato, gdy wejdzie w waszą grę.


Amanda Gordon i Dwight Garrett


Dla Amandy takie „włamanie” miało w sobie posmak jakiejś awanturniczej przygody, nawet jeśli jego celem padło mieszkanie kuzyna. Dla Dwighta to był niemal chleb powszedni. Zawód prywatnego detektywa tylko pozornie miał coś wspólnego z prawem.

Amando, dla ciebie wejście do mieszkania było wstrząsem porównywalnym z ujrzeniem zmienionego Victora w szpitalnym łóżku. Co prawda słowa pana Lafayetta przygotowały cię na to, co zobaczysz, jednak i tak bałagan i smród mieszkania zrobiły na tobie wielkie wrażenie. Miałaś uczucie, jakbyś zanurzyła się w norze jakiejś plugawej bestii, a nie mieszkaniu wykładowcy akademickiego, którego znałaś wręcz ze skłonności ku lekkiej pedanterii.

Dla ciebie, Dwight, wyglądało to tak, jakby ktoś już przetrzepał to lokum. I tym kimś nie był raczej Vincent Lafayette. Zniszczenia, jakich dopuszczono się na meblach i innych przedmiotach nie miały w sobie żadnej przypadkowości. Od razu dostrzegłeś metodyczną skrupulatność cechującą ludzi, którzy wiedzą czego i jak szukać. To mieszkanie zostało zdewastowane podczas przeszukiwania. Celowo i metodycznie.

Odór, brud i zaniedbanie wspaniale komponowały się ze zniszczeniami. Amanda miała jednak wskazówki, gdzie i czego szukać.
Miejsce wskazane przez Victora było jednak opróżnione. Znalazłaś skrytkę, lecz dokumenty – ów tajemny dziennik – zniknęły.

Korzystając z okazji, która może się nigdy nie powtórzyć Dwight postanowiłeś „poszperać” raz jeszcze po mieszkaniu w nadziei, że prestigitator, a wcześniej osobnik który dokonał „kipiszu” coś przeoczyli.
Poza kolekcją paskudztw w słoikach – pijawek, podejrzanych substancji i zamarynowanych kawałków obrzydliwie wyglądającego i tłustego mięsa, nie znalazłeś jednak nic istotnego. Poza jedną rzeczą. Wielkim, szerokim zlewozmywakiem w kuchni zatkanym spopielonymi kawałkami papieru. Na niektórych widać było pismo, w którym ty Amando rozpoznajesz rękę Victora. Czyżby udało się częściowo rozwikłać zagadkę dziennika? Ktoś zwyczajnie spalił go nad zlewem a resztki zalał wodą z kranu.

Upewniwszy się, ze nie znajdziecie juz nic ważnego, opuściliście mieszkanie Prooda zamykając drzwi.

Było wczesne popołudnie. Słoneczny dzień. Jeszcze jakiś czas spędziliście miło w jakiejś restauracji spożywając wspólny obiad i wymieniając się uwagami na tematy zarówno te związane ze śledztwem, jak i zupełnie luźne.

W pewnym momencie wasz wzrok spoczął na gazecie pozostawionej przez jakiegoś gościa na stoliku obok.

Z GŁĘBOKIM ŻALEM ZAWIADAMY, ŻE W DNIU 20 WRZEŚNIA O GODZINIE 11.00 NA CEMNATRZU PRZY KOSCIELE ŚWIĘTGO KRZYSZTOFA ODBĘDZIE SIĘ POGRZEB PANNY ANGELINY DUVARRO – PRZYJACIÓŁKI, SIOSTRZENICY, WSPANIAŁEJ DAMY I OFIARY SZALEŃCA. WSZYSTKICH TYCH, KTÓRZY CHCĄ UCZESTNICZYĆ W JEJ OSTATNIEJ DRODZE NA TYM ŚWIECIE ZAPRASZAMY Z OGROMNYM ŻALEM.

Jest to jedno z najgorszych zaproszeń na pogrzeb, jakie czytaliście. Napisane wymuszonym, niezręcznym stylem. Niemniej jednak jest to ciekawe wydarzenie. Kto wie, może warto byłoby towarzyszyć pannie Duvarro w tej drodze.


Vncent Lafayette


Te dwadzieścia kilka stron są jedynie mrocznym i niepokojącym przedsmakiem tego, co zapewne zawiera w sobie cała księga. Mistyczne rytuały, które rzekomo przywołują bestie z piekielnych otchłani. Przerażające, aczkolwiek fragmentaryczne studium nad dziwacznymi, nieznanymi nauce istotami zwanymi Pożeraczami lub ghoulami. Czasami Dziećmi Ziemi lub Robakami Ziemi. Wzmianki o ich strukturze i plugawych obrzędach ku czci nieskończonej ilości bóstw. Lektura, po której dokładnym przeczytaniu człowiek albo ląduje w domu dla obłąkanych, albo poznaje prawdy nieznane szarym śmiertelnikom.





Czytając te obrzydliwe i obrazoburcze stronice czujesz się jak chirurg walczący z gangreną. Z jednej strony obrzydzenie i wstręt, z drugiej ekscytację i pragnienie ujrzenia efektów, przekonania się, czy to, co zwierają te paginy jest prawdziwe, czy też jest to jedynie wytwór wybujałej fantazji jakiegoś szaleńca u kresu swych dni.

Nie możesz wiedzieć, że podobny wstręt i zarazem podniecenie czuła Amanda, kiedy wczytywała się w pierwsze kilka stron. Nie możesz wiedzieć, ze odczuwasz te same niezdrowe sensacje, które towarzyszyły wielu innym ludziom wertującym tą księgę.

Pukanie do drzwi rozlega się niespodziewanie odrywając się od studiów. W samą porę. Żołądek zaczyna się domagać swoich praw. Pukanie powtarza się – mocniejsze i zdecydowane. Tak pukają tylko ludzie pewni siebie. Zdecydowani.

- Pan Lafayette – słyszysz wtórujący uderzeniom w deski męski, twardy głos. – Detektyw Orlando Mac Tavish z Bostońskiej policji. Możemy porozmawiać.

To ostatnie zdanie bynajmniej nie zabrzmiało jak pytanie.


Leonard D. Lynch

Są takie dni w życiu każdego człowieka, że woli umrzeć niż trwać dalej. To właśnie jeden z nich w twoim dniu. Każdy szelest brzmi jak wystrzał z broni tuz przy twoim uchu, gulgot płynów nalewanych do szklanki powoduje odruch wymiotny, zapach dymu papierosa zbliża cie o krok do torsji, a jedzenie załatwi je na bank.
Nawet słońce w takim dniu świeci za głośno.
Byłeś nieobecny duchem podczas całej porannej rozmowy, podczas której każde wypowiedziane słowo wbijało ci się w mózg przez uszy niczym rozżarzony gwóźdź.
Dotrwałeś jakoś do końca dyskusji nie robiąc z siebie głupca i wyglądając w miarę przyzwoicie.

Kolejnym rozsądnym krokiem było wzięcie taksówki (pieszy spacer lub skorzystanie z komunikacji masowej mógł zakończyć się złamaniem kilku przepisów związanych z zabrudzaniem miejsc publicznych) i cudem dotarłeś do mieszkania utrzymując zawartość żołądka w środku.

Po przekroczeniu mieszkania jednak dobra passa skończyła się. Zaduch spowodował, że dopadłeś toalety w ostatniej chwili.

Byłeś chory. Mocno chory. Zatem najlepszym rozwiązaniem wydawało się położyć kompres na czoło i wskoczyć do łóżka. Tak też zrobiłeś.


Joseph H. Hiddink


Krótki wypad do Nowego Yorku w interesach dobrze ci zrobił. Żadnych koszmarów, żadnych paskudnych myśli. Byłeś tylko ty i interes, który trzeba było załatwić. Na szczęście udało się.

W bostońskim biurze powitano cię oklaskami – jak bohatera. To dodaje człowiekowi skrzydeł, poprawia samopoczucie i animusz. Były kwiaty. Uściski rąk ważnych udziałowców Wydawnictwa i poklepywanie po plecach. Były cygara wręczane przez ludzi, którzy w skrytości ducha marzyli, że zawalisz ten kontrakt. Ludzi, którzy z fałszywymi uśmieszkami przyklejonymi do twarzy, gratulowali ci teraz sukcesu w pierwszej kolejności. Było cudowne, biurowe życie.
Ale potem, w zaciszu własnego gabinetu, dopadła cię proza życia, czy raczej cała jego groteska.

Kate poinformowała cię o tym, że panna Gordon próbowała się z tobą skontaktować. Telefon do jej mieszkania wzbogacił cię o informację, że pojechała do pana Styppera. Wyszperałeś jego numer i zadzwoniłeś.
Po chwili słuchałeś już ponurych rewelacji Amandy.

Długo chodziłeś z kąta w kąt po swoim gabinecie nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Przypomniałeś sobie pokrwawione zdjęcie Artura, rozmowę z jego dziewczyną, te opowieści o bajkach. Szaleństwo nie jest zaraźliwe, lecz wydawało by się, ze psychoza Victora Prooda w jakiś niepojęty sposób dotykała każdego, z kim ten wariat dłużej się zadawał. Póki jednak jedynym kluczem do sprawy zaginięcia Artura był ten obłąkaniec, nie było innego wyjścia, niż trzymanie się blisko tych ludzi.

Straciłeś zapał do pracy, lecz wiedziałeś, że dzisiaj wszystko zostanie ci wybaczone. Zacząłeś studiować gazetę, próbując nadrobić zaległości z bostońskiej społeczności i wtedy ujrzałeś informację o pogrzebie Angeliny Duvarro. W sumie była to pod koniec swych dni znajoma Artura. Najwyraźniej tą trojkę: Prooda, Duvarro i twojego syna łączyła jakaś mroczna tajemnica.

Musiałeś ochłonąć. Pogoda za oknem zachęcała do małego spaceru i odwiedzenia jakiejś kafeterii.

O dziwo, stosunkowo niedaleko twojego biura, przy jednym ze stolików w jednej z pięciu okolicznych ulubionych kafejek, siedziała dobrze znana ci dwójka: Garrett i Amanda.

Cóż. Los potrafi zadziwić.

Skierowałeś kroki w ich stronę.


Amanda Gordon, Dwight Garrett i Joseph H. Hiddink

KAWIARNIA "MA PETITTE", BOSTON


Pomyślny zbieg okoliczności nie wydarzał się często i Herbert nauczył się go wykorzystywać. Wszak łapanie okazji było niejako narodowym amerykańskim sportem.

- No proszę. Chciałem się z wami spotkać i oto jesteście. Boston to jednak tylko duża wiocha. - stwierdził sadowiąc się na wolnym krześle przy kawiarnianym stoliku. Oczywiście bez zaproszenia. Hiddink nie tracił czasu na podobne bzdury zwane konwenansami.

- Tell me about it. - potwierdził mruknięciem jego ostatnie słowa Dwight.

Herbert zamówił dużą kawę i dwa ciastka po czym sapiąc powiedział.

- Dobrze że spotkaliśmy się na osobności. Trochę myślałem o naszej sprawie i o tym jak nasze ruchy są wyprzedzane. Może Stypper nie powinien wiedzieć wszystkiego ?

- Widzę, że nie jestem odosobniony w moich podejrzeniach. - zaciągnął się dymem Garrett - Zbyt dużo tu zbiegów okoliczności.

Hiddink spojrzał na detektywa, a potem na dziewczynę ;

- Powiem wprost Amando. Niepokoją mnie te Twoje okultystyczne bredzenia, ale wydajesz się po za tym całkiem rozsądną dziewczyną, a znam się trochę na ludziach. Po za tym jak mi sie zdaje Garrett Ci zaufał, a to dla mnie jak rekomendacja. Wracając do sprawy.

Hiddink wyciągnął kartkę z teczki i podał ją detektywowi.

- Miałem mało czasu, ale udało mi się ustalić, że wóz którego numer mi podałeś należy do jakiegoś aktorzyny o nazwisku Con Schonnery. – powiedział wręczając świstek detektywowi - Mieszka przy Mason Street 20. Jego auto znaleziono porzucone po morderstwie Ciemoszko. Koleś zgłosił kradzież dzień wcześniej. To raczej ślepy trop. A odciska palca jeszcze nie zidentyfikowałem. Potrzebuję czasu na uruchomienie mojego kontaktu.

Skończył pakując sobie od razu do ust połowę zamówionego ciastka.

- Niestety tego się obawiałem...- pokiwał głową detektyw - Warto było jednak sprawdzić, nawet zawodowcy czasem popełniają głupie błędy jadąc własnym wozem. Cóż, trudno. Thanks, anyway. Co do odcisku poczekamy, ale działaj ostrożnie by nie zainteresowały się nim inne gliny.

- Mój kontakt jest całkiem nietypowy, choć jak się zdaje solidny. Pewna dziewczyna pracująca w policyjnym archiwum zamęcza mnie od jakiegoś czasu swoimi kryminałami. Grafomanka, ale może być użyteczna.

- Wystarczy...- Dwight uniósł rękę - Kontakt to kontakt. Niech pozostanie twoim sekretem, im mniej o nim będziemy wiedzieli, tym lepiej. W razie przesłuchań.

- Okej.

Amanda pokiwała głową, jakby potwierdzając słowa Hiddinka.

- Herbercie, widziałam Victora w szpitalu. Gwarantuję ci, że nie poznałbyś go znowu. Zmienił się w jakąś bestię, z ostrymi kłami i zwierzęcym wyrazem twarzy. Sam widziałeś też jego mieszkanie. To nie jest normalne dla Victora, taka cuchnąca nora... Niezależnie od tego, co się z nim dzieje, trzeba sprawdzić każdy trop aby wyjaśnić to zabójstwo i może choć trochę pomóc mojemu kuzynowi. Victorowi do tej pory można było ślepo zaufać... nie wiem już sama co o tym myśleć.

Zamyśliła się na chwilkę.

- Victor powiedział mi, że Twój syn, Artur zajmował się z nim tym śledztwem – kontynuowała po chwili - i... jest do tej pory jedyną osobą z całej trójki, która żyje i ma swobodę poruszania się. Może moglibyśmy z nim porozmawiać? Widziałeś go ostatnio?

Cień przebiegł przez twarz Hiddinka, gdy usłyszał imię syna.

- Artur zaginął i nie mam bladego pojęcia gdzie jest. Przeszukałem kawalerkę jaką wynajmuje, ale nic nie znalazłem, może Garrett by coś znalazł ? Jedyne co wiem, to to, że smarkacz wpakował się w jakąś grubszą aferę z udziałem naszych dobrych znajomych. To znaczy, że zajmując się sprawą Victora wcześniej, czy później trafimy na ślad Artura. Znalazłem jeszcze wskazówkę, co do jego dziecinnych bajek, ale nie miałem czasu przez ten wyjazd jej sprawdzić.

- Mogilbyśmy tam pojechać od razu...- zaoferował się Dwight – Można by rzucić okiem, może popytać sąsiadów. Ale proponuję odpuścić. Wracamy właśnie z mieszkania Prooda. Ktoś, kto tam był wiedział jak szukać i jak niszczyć dowody.

- Ważna wydaje mi się wizyta w spelunie Ruskich mam kilka fotek znajomych Ciemoszko wyciągniętych z komisariatu. Lepiej Amando byś z nami nie jechała. Finał może być mroczny – powiedział wydawca dopijając kawę.

- Jasne że nie. - potwierdził Dwight - Prędzej zjadłbym żywego karalucha niż zabrał taką damę jak Panna Gordon do takiej mordowni.

- I tak obiecałam Lafayettowi, że pomogę w tłumaczeniu księgi... - odparła Amanda - Uważajcie tylko na siebie. Posprawdzam jeszcze czy panna Duvarro nie miała jeszcze jakiejś bliskiej przyjaciółki, której mogłaby się zwierzyć... Może warto z nią porozmawiać.

Herbert trochę zmieszany rzucił nie patrząc Amandzie w oczy :

- Ten cały Dominik wydaje się być głównym podejrzanym, a faceci w jego wieku miewają kochanki. - Hiddink ledwo zauważalnie zaczerwienił się, choć może to była wina upału. - Może warto byś dyskretnie to sprawdziła. Tobie będzie łatwiej.

Amanda zamaskowała uśmiech na twarzy.

- Warto sprawdzić i ten trop.

- Gorąco dzisiaj, co Herbert?! - zapytał Dwight otwierając kolejną paczkę - Ktoś ma ochotę zapalić? Gdyby faktycznie okazało się, że facet grywa na wyjeździe, szybko dajcie mi znać. Fotoaparat, trochę cierpliwości i chwycimy kochasia za jaja.

Herbert pokręcił głową z niesmakiem.

- Schowaj te skręty Garrett. Papierosy szkodzą. Weź cygaro. - stwierdził wyciągając z wewnętrznej kieszeni jedno. - Amandzie nie proponuję, bo kobiety uważają je, nie wiem czemu za nieeleganckie, no chyba, że masz ochotę ? I nie tyle chodzi by Dominika szantażować, co trochę się o nim dowiedzieć. Ludzie w łóżku są najmniej dyskretni, ale to przecież wiesz Garrett, co ja Ci będę mówił.

- Dlaczego zaraz takie brzydkie słowa...- uśmiechnął się detektyw, biorąc cygaro - Sekret to też towar, a jak towar to można stosować handel wymienny - sekret za sekret. Ale jakby co, od tego macie mnie.

Amadna pokręciła przecząco głową na propozycję poczęstunku cygarem i trochę z niesmakiem popatrzyła na Garretta.

- Dziękuję. Nie palę. - i zaraz dodała - Dobrze więc. Kiedy i gdzie ponownie się spotkamy? Na pogrzebie Angeliny? - spytała oby mężczyzn.

- Cmentarz to nie jest dobre miejsce na rozmowy. Może po pogrzebie jutro w moim biurze ?- zaproponował Hiddink.

- Mnie pasuje. - przytaknęła kobieta

- Czemu nie? - pokiwał głową detektyw. - Czemu nie.

- Sprawdzę tylko w domu – dodał Hiddink po namyśle - czy Artur czegoś mi nie zostawił i możemy jechać do Ruskkich. Nie wiesz Dwight, czy ktoś jeszcze by się z nami nie wybrał ?

- Walter. - odparł detektyw, przesuwając językiem cygaro z jednego końca ust w drugi - Będzie ratował nam tyłki. Był najlepszym strzelcem w oddziale.

- Chopp ? Ten gryzipiórek ? Żartujesz ? – zdziwił się wydawca.

Detektyw nie powiedział nic, tylko popatrzył na Hiddinka bardzo dziwnym wzrokiem.

- Ja w takim razie pożegnam się już. Szkoda czasu i figury na kolejne ciastko - mrugnęła okiem - Do zobaczenia jutro w umówionym miejscu. - skinęła głową do obu mężczyzn i wstała od stolika.

Ku zaskoczeniu dziewczyny Herbert wygramolił się z krzesła i niezręcznie cmoknął ją w rękę.

- Chciałbym, żeby moja córka Betty miała tyle oleju w głowie co Ty Amando. - rzekł puszczając jej dłoń. - Do zobaczenia.

Amanda zaczerwieniła się lekko, faktycznie zaskoczona okazaną jej kurtuazją.

Garrett poszedł w jego ślady, a po chwili stanął przy pannie Gordon z jej płaszczem w ręku, który zdjął z wieszaka.

- Dziękuję za miło spędzony czas...- ukłonił się lekko i łobuzersko uśmiechnął - Mam nadzieję, że jeszcze raz włamiemy się gdzieś razem.

Amanda pokraśniała jeszcze bardziej i chcąc ukryć zażenowanie ukłoniła się jeszcze raz uśmiechając się szeroko i odeszła, lekko kołysząc biodrami.

- Widziałeś to...? - Garrett nie spuszczał z niej wzroku, aż zniknęła - Postaw mi coś z dużą ilością lodu, bo mi zaraz pokrywka od garnka wystrzeli.

Hiddink wyraźnie posmutniał spoglądając z ukosa na Garretta. Akurat teraz nie wdzięki Amandy były mu w głowie.
- Nazwiesz mnie sentymentalnym durniem, ale boję się o nią, o Artura, o córkę, nawet o moją żonę. Ludzie z którymi zadarliśmy pokazali już co potrafią. Nie wierzę w ten cały okultyzm, ale popaprańcy z którymi mamy do czynienia tak i to mnie najbardziej przeraża, że walczymy z szaleńcami.

- Żarty na bok. - powiedział rzeczywiście poważnie detektyw - ...to nie przelewki. Ci ludzie to naprawdę niebezpieczne rybki. Sporo ryzykujemy. A wchodząc do ich jaskini nie możemy się wychylać i zgrywać bohaterów, bo znikniemy jak królik na występie magika. O Ciebie się nie boję. Bardziej spodziewam się kłopotów ze strony Choppa.

Herbert spojrzał na ulicę i przechodniów.

- To miasto się zmienia Dwight. Nie widziałem tego tak wyraźnie dopóki nie pojechałem do Nowego Jorku. Zmienia się ... na gorsze.

- To może być j e s z c z e gorsze?

Wydawca wzdrygnął się jakby przeszły go dreszcze.

- No dobra – odparł - Skręcę jakąś większą brykę i podjadę po Ciebie. Umów się z Choppem. Wezmę swojego wembleya na wszelki wypadek. Nie strzelałem od wojny burskiej i mam nadzieję, że nie będę musiał.

Herbert podał detektywowi zdjęcia z komisariatu. Na każdym było wypisane imię i nazwisko.

- Zapamiętaj te mordy, bo w tej melinie lepiej nie wyciągać gliniarskich fotek. – dodał rozsądnie.

- Co ty nie powiesz? - w oparach tytoniu Dwight przyglądał się facjatom i dodał, jakby sobie coś przypomniał - Żadnego strzelania. Jeśli wyciągniemy tam broń, to prawdopodobnie twojej żonie odeślą mężusia w czarnym worku.

- No. - Herbert poklepał się po wydatnym brzuchu. - Ja z tym daleko nie ucieknę. Muszę się zdać na Twoje doświadczenie i swój jęzor.

- Moje doświadczenie mówi: wchodzimy, pijemy, smarujemy, pytamy grzecznie, wychodzimy. Nic więcej. Ale z piciem ostrożnie. W tym ich nie ograsz. Ich i Polaczków.

- Okej. Też się będę zbierał. Pasuje Ci bym podjechał o dziewietnastej ? Powiedz tylko gdzie ? Wezmę jakiegoś forda z wypożyczalni i założę stare ciuchy. Lepiej się nie wyróźniać w tej dzielnicy, choć pewnie i tak się nie uda. Nie wyglądamy na Ruskich, czy Polaków.

- Walter wygląda trochę jak Polak, nie? - znów nie wiadomo było, czy Garrett żartuje - Umówmy się tak jak mówisz, na tyłach Copley Plaza. Chopp ma czekać pod Baraniną o zmierzchu. Jeśli jest wystarczająco twardy, by stamtąd nie uciec zanim się zjawimy, to i w środku powinien dać sobie radę.

Detektyw podał rękę podnoszącemu się ciężko Hiddinkowi.

- Da sfidania - powiedział z koszmarnym akcentem.

- A ty? – zapytał Hiddink.

- Ja jeszcze trochę posiedzę. - po ukończeniu cygara detektyw powrócił do tytoniowych skrętów - To miła kawiarenka. Muszę przemyśleć parę spraw.




-------------------------------------------------------------------


P.S.

Moi drodzy. Jest popołudnie – powiedzmy 15.00. Na posty zostawiam wam resztę dnia i wieczór – aż do rana.

Proszę o informację w Waszych postach, kto z was wybiera się na pogrzeb Angeliny. Oczywiście mile widziane posty intencyjne, ale pamiętajcie, ze macie sporą swobodę narracyjną. Wydarzenia „U Baraniny” i w „Małej Moskwie” (gdybyście wieczorem planowali tam wyskoczyć) nie wykroczą poza codzienność – jak ona wygląda w tego typu lokalach, pozostawiam Wam.

W racie co oczywiście jestem na GG i PW.

Pamiętajcie, że teraz Wy „bawicie się w narratora” póki nie wpływa to na kluczowe momenty śledztwa.

PS.2 . Żaby nie było, błędy w zawiadomieniu o pogrzebie (literówki) są zamierzone
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 14-09-2010 o 09:40. Powód: DODANIE DIALOGU GRACZY
Armiel jest offline