Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2010, 22:10   #6
Roni
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=rbTozgoj9OQ[/media]

Marco Polo
Nie zważając na to, że reszta „drużyny” udała się w stronę wynajętego domu, ruszył do martwego strzelca. Minął ciało babki nawet nie patrząc na nie. Skoncentrował się na odnalezieniu snajpera. Poszukiwania nie trwały długo. Strzał z M4 przeszył jego ciało na wylot. Celność Marco była niesamowita. Trafił prosto w nieosłoniętą tętnicę szyjną. Krew ciągle płynęła, nie miała czasu na zakrzepnięcie.



Nie zwracając uwagi na posokę najpierw sprawdził uzbrojenie żołnierza. Jego karabin wyborowy to PGM Hecate II kal.12 z celownikiem termowizyjnym x12. Drogi sprzęt wskazywał, że ten człowiek to nie amator. Marco rozpiął kamizelkę kuloodporną napastnika, by poszukać amunicji, lecz jego uwagę przykuł pewien szczegół. Na klatce piersiowej strzelec miał wytatuowany znak…



Kontynuował przeszukanie. W jednej z licznych kieszeni kamizelki znalazł zdjęcie… jego zdjęcie zrobione niedawno. Na odwrocie było jedynie napisane „Tylko martwy – 2000. Exolted 5”

Reszta
Trójka najemników ruszyła w stronę The Seal. „Lśniące Miasto” bardzo kontrastowało z otaczającym je brudnym światem. Wszystko tu było czyste… Zero bezdomnych, śmieci w zaułkach, pijaków leżących pod barem. The Seal to nowy Eden, jak z bajki. Trzy postaci poruszały się powoli główną ulicą. Mijali mieszkańców miasta. Miejscowi uśmiechali się uprzejmie, witali ich, jakby znali się od dawna. Żaden z trójki najemników nie zauważył, żeby którykolwiek chodził smutny, albo rozzłoszczony. Nie zwrócili jednak na to większej uwagi, bo skoncentrowali się na telebimie… Tak, telebimie. Ogromnym ekranie zawieszonym na ścianie 5-piętrowego, białego budynku, który całkowicie tutaj nie pasował. Na ekranie pojawiła się twarz.



-Witajcie, mieszkańcy The Seal. Oto oświadczenie dla każdego nowego podróżnika, który zawitał do tego miasta. – twarz w telebimie przemówiła -Nazywam się Carl Dickenson i jestem burmistrzem Lśniącego Miasta. Panują tu dwie zasady. Pierwsza: zero przemocy. Każda próba uderzenia kogoś, lub postrzelenia będzie skutkowała natychmiastowym aresztowaniem. Druga: nie zapominajcie o piciu wody! Nie chcemy, żeby ktoś trafił do szpitala z powodu odwodnienia. Dziękuję, życzę miłego dnia. – twarz zniknęła, a ekran stał się czarny.

Po kilku minutach marszu dotarli do swojego „domu”. Barak faktycznie wyglądał biednie, ale chociaż miał dach…



Najemnicy weszli do środka i rozejrzeli się. Dom miał cztery pomieszczenia. Kuchnię, łazienkę i dwie sypialnie.

*Puk, puk*

Rozległo się pukanie do drzwi. Przybysz nie czekał na "proszę", tylko wszedł do środka. Podejrzliwy "Zero" wyciągnął strzelbę i wycelował prosto w twarz Carla Dickensona.
-Hej! Spokojnie - krzyknął burmistrz -Chciałem tylko przyjść się przywitać. Miałem mieć spotkanie, ale mężczyzna z Paradise się nie stawił. Znalazłem więc trochę czasu, by się spotkać. - od Carla biła dziwna aura... Jednocześnie budził zaufanie, ale i podejrzliwość. Można było go jednocześnie kochać i nienawidzić. -A więc życzę powodzenia w misji... - przerwało mu otworzenie się drzwi. W progu stanął Marco Polo. Zauważył Carla i w mgnieniu oka przystawił mu lufę do skroni.
-Przestań! Nie jestem groźny. - pospiesznie powiedział Burmistrz. Małymi krokami wyszedł przez otwarte drzwi i wyszedł bez pożegnania.
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 12-09-2010 o 22:15.
Roni jest offline