To było okropne uczucie...
Człowiek stoi i nie może się ruszyć. W dodatku po raz drugi w tak krótkim ostępie czasu...
Bared próbował się poruszyć, ale nawet nie mógł mrugnąć okiem. Słyszał, i to aż za dobrze, triumfujący okrzyk Hagareta i miał bolesną świadomość, że za chwilkę szef agentów potraktuje go niczym ćwiczebną kukłę, mając nawet czas na wypatrzenie, ba, na wymacanie najbardziej wrażliwego miejsca w zbroi.
Było gorzej, niż gdyby spętano go linami. Z tego jeszcze może zdołałby się wyzwolić, ale z magicznych więzów?
Tu zręczność do niczego nie była przydatna. Ani nawet ukryty w rękawie ostry nóż.
Jak to mawiał znajomy mag? Silna wola?
Czy miał silną wolę? Może i miał. Potrafił się w wielu sytuacjach opanować i nie ulec pokusie. Ale czy o coś takiego chodziło?
Trzeba było spróbować...
I nagle poczuł, że może się ruszać.
_____________________________ Bared wyzwala się z paraliżu |