Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2010, 12:18   #29
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Po ostatnim sukcesie mógł sobie pozwolić na wagary. Czego bardzo potrzebował. Hiddink opuścił kawiarnie i kupiwszy od gazeciarza „Boston Globe” przeszedł na drugą stronę ulicy do mieszczącej się tam poczty. Zamówił tam dwie rozmowy międzymiastowe. Obie z Saint Louis. Pierwszą odbył z Thomasem Stearnsem Eliotem. Znanym dramaturgiem i jego znajomym. Spytał, czy Eliot wciąż organizuje warsztaty teatralne dla początkujących aktorów. Okazało się, że i owszem. Eliot po znajomości zgodził się przyjąć jego córkę na zajęcia. Druga rozmowa nie była już tak przyjemna, bo Herbert zadzwonił do Margaret Watson. Swojej teściowej pytając słodko, czy jego żona Emma i córka Betty mogą odwiedzić „mamusię”. Oczywiście Margaret się zgodziła.
Teraz wystarczyło kupić bilety i jechać do domu, po czym oznajmić zaskoczonym obu paniom, by się pakowały, bo jadą do Saint Louis. Jedna do matki, a druga na zajęcia. Tak jak się spodziewał Betty była zachwycona, a Emma wściekła. Dzielnie jednak zniósł zarówno zachwyt córki, jak i niezadowolenie żony. Najważniejsze, że dzięki Eliotowi nie musiał tłumaczyć prawdziwych powodów podróży i obu mógł pozbyć się z Bostonu.
Potem poszedł na strych szperać w dziecinnych gratach syna. Nic jednak nie znalazł i niestety musiał spytać żonę o książeczki syna, łgając na poczekaniu że potrzebuje nazwy wydawnictwa, bo wchodzą na rynek dziecięcy. Okazało się że Emma trzyma je w komodzie w starym pokoju Artura. Herbert nie podejrzewał jej o taki sentymentalizm.
Pamiętał wprawdzie, że czytał Arturowi do snu, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć co. Chyba braci Grimm. Dość szybko znalazł książkę i zaczął ją kartkować. Nagle spomiędzy stron na dywan wypadła koperta. Nowa sądząc z wyglądu. Drżącą ręką rozerwał papier i wyciągnął karteczkę. Uważnie przeczytał ledwie jedno zdanie :
Holtel Astoria - skrytka 125 - hasło: Misterium Kuturb
Trochę zawiedziony schował wiadomość i wyszedł z domu.
Był już nieco zmęczony ciągłymi podróżami choćby tylko po Bostonie wszedł do hotelu Astoria przez otwarte usłużnie przez umundurowanego oddźwiernego szklane wypucowane do połysku drzwi. Wszystko w środku lśniło czystością i luksusem porównywalnym z nowojorskim Waldorfem.



Poklepał się po kieszeni marynarki, gdzie spoczywała znaleziona koperta i od razu skierował się do kontuaru za którym na tle przegródek z kluczami stał recepcjonista.
- Witaj. - skinął niedbale głową zdobywając sie w tym miejscu na cień uprzejmości - Chcę obejrzeć skrytkę 125. - ściszył głos pochylając się w stronę mężczyzny. - Misterium Kuturb.
- Oczywiście Sir. –
odrzekł mężczyzna kładąc po chwili kluczyk na kontuarze i pstrykając palcami na boya hotelowego.
- Bob zaprowadź szanownego pana do zielonego salonu.
Podążając za chłopcem po chwili Hiddink znalazł się w przytulnie urządzonym pokoju i zasiadł w fotelu za mahoniowym biurkiem. Zdążył sobie jeszcze nalać wody z karafki, gdy boy przyniósł sporą metalową skrytkę i dyskretnie się ulotnił.
Herbert przekręcił kluczyk i zajrzał do środka.
W skrytce leżała szara koperta. Z niej Herbert wydobył po kolei kilka zdjęć :

Mężczyzny wyglądającego na duchownego z wielgaśną brodą.
Młodej, atrakcyjnej kobiety.
Mężczyzny z hiszpańską bródką z dopiskiem - A.Duvarro
Jakiegoś budynku - chyba wiejskiej chaty (z daleka).
Barki z neonem Dance Macabre,
oraz rzemień na którym zawieszono jakiś pożółkły szpon lub kieł,
a także krótki list napisany ręką Artura.

Im dalej Herbert zagłębiał się w lekturę listu, tym bardziej jego twarz bladła. W końcu nalał sobie kolejną szklankę wody i wypił jednym haustem.
- Oszalał. Oszalał jak oni wszyscy. Arti w coś ty się synku wpakował ?
Westchnął ciężko chowając wszystko do teczki. Jedynie amulet z pożółkłego czegoś zabrał do kieszeni marynarki.
Musiał się posilić. Takie przeżycia zawsze wzmagały w nim głód. Na szczęście w hotelu była odpowiednia restauracja. Nim jednak złożył zamówienie wykonał jeszcze jeden telefon. Tym razem do Valerie Fletcher z zaproszeniem na obiad.
Dziewczyna była interesującą osobą z pewnego względu. Pracowała bowiem w archiwum miejskiej policji. Z nudów czytywała akta spraw i przeglądała dokumenty. Po lekturze sprawy jakiegoś morderstwa wpadła na pomysł, by napisać kryminał. Gdy już miała gotowe opowiadanie przyszła do Hoddinka prosto „z ulicy”. Herbert miał swoje wady, ale nigdy nie odmawiał spotkania z ładnymi kobietami, nawet jeśli miało to być stratą czasu. Przeczytał uważnie opowiadanie i … delikatnie powiedział :
„- Zadzwonimy do Pani”.
Takiego grafomaństwa dawno nie czytał. Zaraz po wyjściu dziewczyny wyrzucił jej wypociny do kosza, ale … niezastąpiona Kate zapisała telefon do Valerie. Teraz był jak znalazł.

- Dzień dobry. – dziewczyna podeszła nieśmiało do stolika. – Nie liczyłam, że Pan zadzwoni.



Herbert wstał, ale tylko odrobinę.
- Witam Moja Droga. Proszę niech Pani usiądzie. Może coś Pani zje ? – spytał uprzejmie.
- Nie dziękuję jestem po obiedzie. – wymówiła się spoglądając na niego z zaciekawieniem.
- W takim razie przejdźmy do interesów. Jesteśmy skłonni wydać Pani opowiadanie w szykowanym właśnie zbiorze młodych autorów. Jednak potrzebujemy czegoś większego, że tak powiem „objętościowo”. Czy byłaby Pani w stanie rozbudować swoje opowiadanie ?
- Jeśli trzeba … -
dziewczyna aż pokraśniała z zadowolenia.
- Dobrze … świetnie. Tak przy okazji miałbym do Ciebie Valerio… Mogę tak się do Ciebie zwracać ? Niewielką prośbę.
Hiddink wyciągnął zdjęcie odcisku palca.
- Mogłabyś dla mnie sprawdzić w archiwum do kogo on należy ?
- No … sama nie wiem. –
dziewczyna wyglądała na lekko wystraszoną.
- Przysługa za przysługę. – Hiddink nie bawił się już w podchody.
- Rozumiem … - dziewczyna pokraśniała jeszcze bardziej biorąc zdjęcie i patrząc z niepokojem na boki, jakby Herbert wręczał jej łapówkę.
Hiddink uśmiechnął się szeroko. Dobrze ją ocenił, jednak znał się na ludziach.

Było już późno, gdy Herbert dotarł do wypożyczalni samochodów i wynajął auto. Nie chciał do dzielnicy Ruskich jechać swoim bentleyem. Za paskiem czuł uspokajający ucisk rewolweru. Zapowiadał się ciężki wieczór.
 
Tom Atos jest offline