Wezwanie do naprawy sprzętu za Bramą Pierwszą było chyba z piątym tego dnia na zmianie Seleny. Jej zmiennik był chory, jak prawie co trzecia osoba w bazie. Wszyscy smarkali, kaszleli, a to dopiero początek zimy.
Kiedy wrócę na ziemie pojadę nad ocean, będę leżała na piasku grzała się w promieniach słońca przez tydzień. Potem otworze warsztat w najcieplejszym miejscu jakie znajdę - myślała.
Weszła na dolny korytarz.
- Cześć chłopaki, co się stało temu maleństwu – uśmiechnęła się spoglądając na wielką maszynę górniczą.
- Cholerne zimno jej nie służy, jak nam wszystkim – skwitował jeden z górników.
Stars zabrała się do roboty, na szczęście nie było to nic poważnego. Na wszelki wypadek sprawdziła jeszcze kilka rzeczy. Mała diagnostyka i po pół godzinie wielka maszyna zadrżała i wiertło zaczęło się obracać.
Stojący obok stary górnik splunął na ziemie w dowodzie uznania. Z jego ust, wydobywała się chmura pary.
- Dobra robota – powiedział brygadzista i jak czuły kochanek pogładził swoją maszynę po stalowym korpusie. – Pewnie i tak się zesra za jakieś kilka dni. Cholerna korporacja oszczędza na czym się da. No nic. Dzięki, Stars.
- Traktuj ją dobrze, a odwdzięczy się tym samym, ta jest jeszcze w całkiem dobrym stanie, pociągnie jakiś czas, ale na części mogliby wysupłać trochę kasy – Stars zeskoczyła z maszyny.
- Nic tu po mnie, wracam na górę. Trzymajcie się – ruszyła w stronę windy.
Termometr wszyty w skafander wskazywał – 12 stopni – a to dopiero początek. Po stacji krążyły plotki że czeka ich cięższa zima niż ostatnia.
- Moja babcia mówiła tak co roku, a nigdy jej przepowiednie się nie sprawdzały – pocieszała się w myślach czasami.
Selena dotarła do windy, żelazna trzęsąca się klatka ruszyła do góry. Miała nadzieję że nie zatnie się jak ostatnio i nie spędzi tu kilku upojnych godzin, aż ktoś dojdzie co się znowu spieprzyło.
Na szczęście dzisiaj maszyny były dla niej łaskawe. Naprawy poszły szybko i wszystko wskazywało na to że dzisiaj spokojnie dotrwa do końca zmiany.
Weszła do szatni monterów, zamknęła w szafce skrzynkę z narzędziami i zdjęła skafander.
W łazience była jeszcze gorąca woda, ostatnio zdarzało się to coraz rzadziej, rury zamarzały, przepompownie wysiadały.
Szybki prysznic był jak zbawienie dla zmarzniętego ciała.
Żaden kochanek nie jest tak gorący w zimne noce – zaśmiała się wracając do szatni.
Nie było żadnych zleceń, więc miała trochę czasu wolnego.
Do szatni weszła Beht, współlokatorka Seleny. Pracowała w tym samym hangarze jako elektryk.
- Jak tam, masz jeszcze jakąś robotę, czy możemy się zerwać – zapytała od wejścia – ja już skończyłam.
- Zostawię tylko wiadomość dla koordynatora i możemy iść. John się rozchorował, mogę być potrzebna. Wstukała na komunikatorze wiadomość i wysłała.
- Dobra, gdzie? – odwróciła się do Beth.
- Kantyna, chłopaki już tam są, podobno całkiem dobry odbiór przesyłu z ziemi. NBA nadchodzimy – Beth aż skakała z radości.
- Wierna fanka na krańcu wszechświata – roześmiała się Stars – jak wrócimy na ziemię idziemy na prawdziwy mecz i zjemy hot-dogi, prawdziwe nie to syntetyczne gówno które tu serwują.
Ruszyły w stronę kantyny. |