Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2010, 10:56   #8
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Wezwanie do naprawy sprzętu za Bramą Pierwszą było chyba z piątym tego dnia na zmianie Seleny. Jej zmiennik był chory, jak prawie co trzecia osoba w bazie. Wszyscy smarkali, kaszleli, a to dopiero początek zimy.
Kiedy wrócę na ziemie pojadę nad ocean, będę leżała na piasku grzała się w promieniach słońca przez tydzień. Potem otworze warsztat w najcieplejszym miejscu jakie znajdę - myślała.

Weszła na dolny korytarz.

- Cześć chłopaki, co się stało temu maleństwu – uśmiechnęła się spoglądając na wielką maszynę górniczą.
- Cholerne zimno jej nie służy, jak nam wszystkim – skwitował jeden z górników.

Stars zabrała się do roboty, na szczęście nie było to nic poważnego. Na wszelki wypadek sprawdziła jeszcze kilka rzeczy. Mała diagnostyka i po pół godzinie wielka maszyna zadrżała i wiertło zaczęło się obracać.
Stojący obok stary górnik splunął na ziemie w dowodzie uznania. Z jego ust, wydobywała się chmura pary.

- Dobra robota – powiedział brygadzista i jak czuły kochanek pogładził swoją maszynę po stalowym korpusie. – Pewnie i tak się zesra za jakieś kilka dni. Cholerna korporacja oszczędza na czym się da. No nic. Dzięki, Stars.
- Traktuj ją dobrze, a odwdzięczy się tym samym, ta jest jeszcze w całkiem dobrym stanie, pociągnie jakiś czas, ale na części mogliby wysupłać trochę kasy – Stars zeskoczyła z maszyny.
- Nic tu po mnie, wracam na górę. Trzymajcie się – ruszyła w stronę windy.

Termometr wszyty w skafander wskazywał – 12 stopni – a to dopiero początek. Po stacji krążyły plotki że czeka ich cięższa zima niż ostatnia.
- Moja babcia mówiła tak co roku, a nigdy jej przepowiednie się nie sprawdzały – pocieszała się w myślach czasami.

Selena dotarła do windy, żelazna trzęsąca się klatka ruszyła do góry. Miała nadzieję że nie zatnie się jak ostatnio i nie spędzi tu kilku upojnych godzin, aż ktoś dojdzie co się znowu spieprzyło.
Na szczęście dzisiaj maszyny były dla niej łaskawe. Naprawy poszły szybko i wszystko wskazywało na to że dzisiaj spokojnie dotrwa do końca zmiany.
Weszła do szatni monterów, zamknęła w szafce skrzynkę z narzędziami i zdjęła skafander.

W łazience była jeszcze gorąca woda, ostatnio zdarzało się to coraz rzadziej, rury zamarzały, przepompownie wysiadały.
Szybki prysznic był jak zbawienie dla zmarzniętego ciała.
Żaden kochanek nie jest tak gorący w zimne noce – zaśmiała się wracając do szatni.

Nie było żadnych zleceń, więc miała trochę czasu wolnego.
Do szatni weszła Beht, współlokatorka Seleny. Pracowała w tym samym hangarze jako elektryk.
- Jak tam, masz jeszcze jakąś robotę, czy możemy się zerwać – zapytała od wejścia – ja już skończyłam.
- Zostawię tylko wiadomość dla koordynatora i możemy iść. John się rozchorował, mogę być potrzebna. Wstukała na komunikatorze wiadomość i wysłała.
- Dobra, gdzie? – odwróciła się do Beth.
- Kantyna, chłopaki już tam są, podobno całkiem dobry odbiór przesyłu z ziemi. NBA nadchodzimy – Beth aż skakała z radości.
- Wierna fanka na krańcu wszechświata – roześmiała się Stars – jak wrócimy na ziemię idziemy na prawdziwy mecz i zjemy hot-dogi, prawdziwe nie to syntetyczne gówno które tu serwują.


Ruszyły w stronę kantyny.
 
Suriel jest offline