Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2010, 17:20   #4
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Witam, wszystkich i zycze dobrej gry, zarowno nam graczom jak i Mistrzowi.
Jak by powiedzial, Camarazii niech najswietsza Panienka z Syrakuz spelni wasze modly.

Kilka faktow, wrazam 23.09 ale juz wiem, ze po powrocie mam maraton na okolo 7-10dni, dlatego pierwsze posty moga byc krotkie.

Pierwszy post zamieszczam tu, gdyz pisze z palmtopa, a dodawanie na nim polskich znakow jest dosc uciazliwe, dlatego poprosze MG o ich dodanie i wklejenie mojego posta, albo zrobie to sam 23.09.

Kilka faktow o mojej postaci.
Alfredo Federico Cararazii, pseldonim Rico, po dziadku, ktory byl jednym z egzekutorow rodziny.
To co mozecie o nim wiedziec.
Jest dobrym strzelcem, a w walce na male dystanse i w budynkach kiedy ma dwa pistolety, jest wrecz nie do zatrzymania.
Dwa pistolety. O broni Alfreda kraza legendy. Sa to dwa samopowtarzalne pistolety, odpowiedniki Berret (z tamtych czasow, byc moze modyfikowane wlathery), srebrne z rekojesciami z kosci sloniowej na ktorej zostaly wyzezbione motywy z oltarza z syrakuz. Bron jest na tyle nie powtarzalna, ze po niej mozna identyfikowac wlasciciela.
Nazwisko Camarazii jest takze rownoznacze, z tym, ze jego posiadacz jest w mafii czlowiekiem od brudnej roboty.
Alfredo lubi sie popisywac, wiec nosi drogie garnitury, i jezdzi sporotwym samochodem.
To chyba tyle, dodam jeszcze, ze byl kilkaktorynie ranny, wiec pan doktor moze go znac, choc nie z nazwiska, bo publicznie (w trakcie akcji i w trakcie wizyt w szpitalach itp.) przedstawia jako Tony Fanocii.

Teraz post wlasciwy.

Alfredo wlasnie jechal swoim Alfa Romeo Super Sport 6c z manhatanu, gdzie z cielawosci sprawdzal ochrone w knajpkach ktorych miala pilnowac inna rodzina.


Zasadniczo zamierzal doniesc Capo, ze jego dnianiem, w ciagu dwoch maksymalnie trzech wypadow mozna by przejac dwie dzielnice, i to bez wszczynania wojny. Jak sie okazalo nie byly za dobrze strzezone, a z rozmow z wlascicielami, wywnioskowal, ze woleli by ochrone silniejszej rodziny, ale boja sie, ze jesli beda jedynym lokalem ma ulicy chronionym przez inna rodzine, to beda mieli klopoty.

Wrocil do domu, i zamierzal zadzwonic do Tony’ego Cappoli, capo rodziny Bernardiono, dla ktorego obecnie pracowal i ktorego szanowal, jako capo i jako przyjaciela. Camarzii nie mial zludzen, ze takich jak on czyli egzekutorow mafii jest nalatwiej sie pozbyc, z kilku powodow, strzelac moze kazdy, po drugie takim ludziom nie mowi sie za wiele, by w razie wpadki nie mogli za duzo wygadac, no i badzmy szczerzy, smiertelnosc na tym stanowisku byla tak duza, ze szanse na awans zamiast rosnac, malaly z kazdym wykonanym zleceniem. Nie mniej Alfredo lubil swoja prace, a byl w niej na tyle dobry, ze czul sie ceniony, i przez Tony’ego Cappoli i przez reszte rodziny. W koncu kiedy juz kilka razy byl proszony o bycie osobista ochrona capo lub innych waznych ludzi w rodzinie, kiedy ruszali samo na ryzykowne spotkania. Kiedy zaparkowal pod ladnym bialym domkiem, na obrzerzach miasta, zastal tam jednego z chlopakow na posylki.

- Dziendobry panie Fanocii, Pan Cappoli kazal przynies panu wiadomosc, zostawilem u Marii. -
- Dzieki Jimmy - odpowiedzial podajac chlopakowi dolara, a samemu ruszyl do domu przeczytac wiadomosc.

- Dziendobry, ma pan wiadomosc od Pana Cappoli - powiedziala Maria, kiedy tylko otworzyla mu drzwi. - Wlasnie przyniesci. -
- Tak wiem, widzialem Jimmiego - siegnal po biala koperte, a z listu wewnatrz dowiedzial sie, ze Tony zaprasza na kolacje, pewnie ma jakas robote inaczej zwyczajnie by zadzwonil.

Jako, ze byla dopiero trzecia, Alfredo zjadl przeprysznego pstraga z smarzonymi ziemniakami, i salatka, ktorego podala mu Maria, a potem wzial kapiel. ubral sie w modny garnitur, zalorzyl uprzaz i wzial pistolety. Juz od dluzszego czasu mial przywilej wnoszenia broni, do domu Capo. Sprawdzil w lustrze, czy broni nie wwygniata za bardzo marynarki i ruszyl na kolacje.

Podjechal jako pierwszy i po otrzymaniu wina, od razu zaczal opowiadac Capo o slabej ochronie na manhatanie, i o jego planie, ale kiedy pojawil sie Zumbo, natychniast przerwal i przedstawil sie.
- Tony Fanocii, napewno juz raz czy dwa bylem pana pacjentem, ale byc moze mnie pan nie pamieta. Jednoczesnie w koncu nadaza sie okazja podziekowac za dobra robote - jako ze Cappoli nie protestowal, slyszac imie jakim sie przedstawil. Uzywal tez tego samego imienia wobec reszty, tak tez reszcie., po czym rozmawial juz dalej o blahostkach, az do konca kolacji.
- Nicky ma race doktorze, trzeba strzec swoich rodzin, jednak zakladam, tez, ze skoro jestesmy tu razem, i jak powiedzial Tony ufa nam, powinnismy tez sobie zaufac. - usmiechnal sie, ale widzac ironiczny usmiech Capo, ktory pewnie zastanawial sie, czy Alfredo sie teraz przedstawi, zgasil usmiech i kontynulowal. - Nie ma co jechac za wczesnie, bo knajpa bedzie zapewne zamknieta, ale za pozno tez nie ma co jechac, bo jeszcze napatoczymy sie, na ktoregos z fajasow, ktory uwazaja, ze moga nas wygryzc. Proponowal bym podjechac, przynajmniej dwoma wozami, i spotkac sie w knajpie, jak starzy przyjaciele. Byc moze ja i Tommy podjedziemy tak, na czwarta trzyciesci, udajac turystow, powiedzmy z chicago, szukajacych noclegu, i czekajacych na przyjaciol. Wybadamy, czy jest wlasciciel, nie nam pokaze pokoje. Potem powiedzmy reszta dojedzie na piata pietnascie, i pojdziemy do pokoju. A potem wyjdziemy, jak by nigdy nic, rozmawiajac glosno, o tym, ze jedziemy do jakiegos klubu. Pasuje wszystkim? -
 
deMaus jest offline