Darvin
Kapłan Lathandera westchnął cicho, stając twardo na nieznanej mu ziemi. Nie spodziewał się nie rozczarować tym, co zostanie za magiczną bramą portalu, chociaż musiał przyznać, że poczuł w duszy przykre uczucie lekkiego zawodu. Było ciemno, groźnie, wokół gromadziły się nieznane istoty i na dodatek czuł coś na kształt smrodliwego przeciągu wywołującego dreszcze na karku. No cóż... Trudno spodziewać się czegoś lepszego po czymś, co jak każdy loch musiało przypominać przytulne zakątki rzyci nosorożca.
- Nu... Nadchodzą... - mruknął do otaczającej śmiałków rzeczywistości. Idąc za radą krasnoluda ujął w dłonie buzdygan i tarczę, zwracając baczną uwagę czy aby któreś z par ślepi nie zachce zajść drużyny od tyłu.
Czy ktoś z członków kompanii zdołałby wyczuć strapienie tlące się w Darvinie? Wydaje się to raczej wątpliwe w przypadku prawie dwumetrowego olbrzyma, którego grubo ciosana twarz zdawała się zastygnąć wieki temu w niezmiennym wyrazie stoickiego opanowania...
Ostatnio edytowane przez Gadzik : 18-09-2010 o 10:48.
|