Kiedy Gabriel uderzył w ziemię po drugiej stronie portalu, pierwszym co usłyszał było żałosne jęknięcie strun jego lutni, przewieszonej przez plecy. Chwała Tymorze, była cała. Bard szybko się podniósł i otrzepał odzienie. Przygoda powitała go ciemnym lochem, dobiegającym jego delikatnych nozdrzy smrodem i czerwonymi ślepiami jakichś istot.
-Słusznie prawi syn ziemi i w stal odziany wojownik- popatrzył na paladyna i krasnoluda.-Rozsądek w parze niech idzie z odwagą, a tu i teraz pieśni naszego życia nie kończmy - to mówiąc ściągnął z pleców kuszę, poprawił paski lutni i plecaka, nałożył bełt i wszedł między paladyna i ogromnego mężczyznę z buzdyganem i tarczą. - Odejdźmy stąd, póki łaska bogów nas nie opuściła-powiedział pewnym głosem, choć nogi trzęsły mu się jak galareta.
Ale kuszę i tak trzymał w pogotowiu. Na wszelki wypadek. |