Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2010, 11:42   #1
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
[Wampir:Maskarada] - Stojąc nad własnym grobem

Ryk silnika czerwonego pickupa wjeżdżającego na żwirową leśną ścieżkę, zakłócił nocną ciszę. Kierowca prowadził samochód bardzo szybko mimo, że droga była wąska i wyboista. Długie światła reflektorów przecinały ciemność niczym ostry nóż. Samochód mknął wjeżdżając coraz głębiej w las. Dwaj mężczyźni siedzący w szoferce milczeli pogrążeni we własnych myślach. Na tylnym siedzeniu, leżała nieprzytomna młoda kobieta o azjatyckich rysach twarzy, ubrana tylko w szpitalną pidżamę. Jej ciało podskakiwało bezwiednie na każdym wyboju czy zakręcie.
- Stary zwolnij - krzyknął mężczyzna z długimi włosami ubrany w skórzaną kurtkę - Telepie ją na wszystkie strony. Jeszcze sobie coś zrobi.
- Nie panikuj - uspokoił go kierowca, łysy typ o potężnym karku - Panuj nad wszystkim.
- Jasne, kurwa. Wiesz co nam zrobi Rebeca, jak ją posiniaczymy.
- Mówię ci nie panikuj. Jeszcze dwie minuty i jesteśmy na miejscu.
Długowłosy tylko pokręcił głową i zaczął obserwować pobocze, zerkał jednak co kilka chwil na leżącą z tyłu kobietę.
Samochód wszedł ostro w zakręt i zaczął zwalniać.
- Mówiłem ci nie panikuj. Jesteśmy już na miejscu - odezwał się kierowca.
Pickup minął pordzewiałą i zniszczoną bramę wjazdową i zatrzymał się przed drewnianym domkiem. Na jego ganku stała szczupła kobieta, ubrana w jeansy i wełniany sweter. Gdy samochód zatrzymał się na podjeździe podeszła do niego.
- Co tak długo? - wrzasnęła na wychodzących z jego wnętrza mężczyzn.
- Długo?! - zdziwił się łysy mięśniak. W tym czasie jego kompan zajął się wyciąganiem nieprzytomnej pasażerki.
- Tak długo - warknęła kobieta - Za godzinę świt, a czeka was jeszcze jeden kurs.
- Nie bardzo rozumiem, po co ten pośpiech.
- Na szczęście nie ty tu jesteś od rozumienia. Jeff, zanieś ją do pokoju.
- Się robi Rebeco - odparł długowłosy i z młodą dziewczyną na ramieniu wszedł do domu.
- Val, mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. - rzekła Rebeca, gdy została sam na sam z łysym mięśniakiem.
- Pewnie, że nie. Tylko po co ten pośpie...
Kobieta przerwała mu gestem ręki.
- Nie pytaj tylko wykonuj, jasne?
- Ok.
- Następny jest w szpitalu św. Jerzego. Nazywa się Kurt McArthur. Zapamiętasz, czy mam ci zapisać.
- Zapamiętam.
- Wszystko jak poprzednio. Zabieracie gościa i płacicie lekarzowi.
- Wiem.
- To co możemy jechać? - spytał nadchodzący Jeff.
- Wszystko wiecie? - obaj mężczyźni kiwnęli tylko głowami - Ruszajcie! - ponagliła ich - Do świtu niedaleko.
Mężczyźni wsiedli do samochodu i ruszyli gwałtownie.


MEYUMI SOU
Przebudzenie przyszło równie nagle co sen. Meyumi zdążyła się już przyzwyczaić do tak nagłego zapadania w sen. Terapia jaką jej poddawano, była bardzo wycieńczająca, ale była to ponoć jedyna szansa na wyleczenie. Dziewczyna nie miała nic do stracenia, musiała zaryzykować. Gdy otworzyła oczy poczuła się nieswojo.
To nie była szpitalna sala.
To nie było tez jej mieszkanie.
Rozejrzała się wokół. Wnętrze wyglądało bardzo przytulnie, ale zupełnie nic jej nie mówiło. Leżała na prostym drewnianym łóżku, przykryta wełnianym kraciastym kocem. Obok stała nocna szafka, na której paliła się niewielka lampka, a obok niej szklanka i dzbanek z wodą. W pomieszczeniu była jeszcze szafa, biurko, a na podłodze barwny, ale mocno przetarty dywan. To co zdziwiło dziewczynę to brak okien.
Usiadła na łóżku i wtedy zdziwiła się jeszcze bardziej. Nie czuła bólu. W jakiś dziwny sposób, te okropne kucie w żołądku odeszło. Meyumi czuła się bardzo dobrze. Nie potrafiła tego zrozumieć. Po żadnych lekach się tak nie czuła.
Wtedy usłyszała odgłos kroków, a po chwili ktoś otworzyła skrzypiące drzwi tuż obok.
- Witaj... - usłyszała stłumiony przez drzwi i ściany głos kobiety.

KURT MACARTHUR
Ból zaatakował jak zwykle zupełnie niespodziewanie i z potworną siłą. Tym razem jednak poza bólem w klatce piersiowej, do którego Kurt zdążył już w pewien sposób przywyknął dołączył innym. Czuł się tak jakby ktoś podrzucał go niczym worek ziemniaków, albo ciągnął za samochodem pod brukowanej ulicy. Skojarzenie z samochodem nie przyszło zupełnie bez przyczyny. Mężczyzna wyraźnie słyszał odgłos silnika. Otworzył oczy, choć powieki miał ciężkie. Opadły mu one prawie natychmiast. W niewielkim stopniu było to spowodowane bólem i wycieńczeniem. Szok i zdziwienie było o wiele większe. To niemożliwe.
Leżał na tylnej kanapie jakiegoś samochodu, a z przodu siedziało dwóch gości.
Kurt ponownie podniósł powieki, choć wraz z ich otwarcie ból jeszcze mocniej wdzierał się pod czaszkę. Nie było wątpliwości, to co widział było realne. Spojrzał na prowadzącego łysego mężczyznę, który wyglądał jak połączenie Hulka Hogana i łysego neandertalczyka. Potężne mięśnie i kark oraz wyjątkowo tępy wyraz twarzy, były atutami tego gościa.
- Ej! Kurwa! On się przebudził! - wrzasnął ten drugi.
W jednej sekundzie długowłosy wyciągnął zza pazuchy pistolet. Lśniąca lufa patrzyła ślepym okiem na Kurta. Ten nawet nie miał siły krzyknął, czy się przestraszyć. Ciemność zalała cały widok i sprowadziła błogą nieświadomość.

- Skurwysyn, ale mi napędził stracha.
Kurt słyszał słowa, ale był zbyt słaby by się ruszyć, czy choćby otworzyć oczy.
- Chyba stracił przytomność.
- Albo jest tak silny, albo ten lekarz to jakiś konował.
- Dobra, patrz na niego. Jakby się znowu przebudził, to wal go w ryj.
- Zwariowałeś! I co powiem Rebece?
- Nie wiem kurwa! Pilnuj go. Jeszcze parę minut i będziemy na miejscu.

Kurt poczuł jak samochód zatrzymuje się. Słyszał odgłos otwieranych drzwi, a po chwili ktoś go podniósł i przerzucił sobie przez ramię. Ręce tego mężczyzny były przerażająco zimne. Niczym dłonie trupa. Całego jego ciało z resztą miało taką samą temperaturę.
- Jesteście w końcu - usłyszał kobiecy głos.
- Idę go zanieść do pokoju - oznajmił typ, który trzymał Kurta - A ty Jeff, powiedz Rebece co się stało.

Mężczyzna który go niósł wszedł do jakiegoś budynku. Kurt słyszał jak zamyka drzwi i wchodzi po schodach. Po chwili poczuł jak mężczyzna o przeraźliwie zimnych dłoniach układa go na miękkim łóżku. A następnie wychodzi z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

ANGELINA CANTAZARRO
Potworny ból głowy. Puls w skroniach był niczym kucie młota pneumatycznego. Każde jego uderzenie rozsadzało głowę kobiety i przenikało całe jej ciało. Czuła, że drży. Sama nie wiedziała czy z bólu, z zimna, czy ze strachu.
Czyżby koniec był blisko?
Nagle usłyszała jak zaskrzypiały drzwi i do pokoju ktoś wszedł.
- Witaj moja droga!
Angel z wielkim wysiłkiem otworzyła oczy. Ujrzała jak w progu zupełnie jej nieznanego pomieszczenia stoi wysoka szczupła, blondynka. Już na pierwszy rzut oka rzucała się jej dziwna bladość i podkrążone oczy. Zbliżyła się do kobiety i usiadła na łóżku.

Angel chciała się cofnąć, ale nie miała siły. Czuła się, jak balon z którego spuszczono powietrze.
- Nie bój się. Teraz już ci nic nie grozi. Wiem, że czujesz się fatalnie. Zaraz coś z tym zrobimy.
Kobieta nachyliła się nad nią i poprawiła poduszkę.
- Połóż się i zamknij oczy.
Do tego nie trzeba było jej dwa razy namawiać. Wyssana ze wszystkich sił z ulgą opadła na puchatą poduszkę.
Kobieta dotknęła jej dłonią jej ust i lekko je rozchyliła. Jej ciało była przeraźliwie zimne i choć Angel aż cofnęła się pod tym dotykiem, to jej ciało pozostało w miejscu, tak jakby ktoś zupełnie pozbawił ją władzy nad mięśniami.
- Nie bój się - powiedział kobieta łagodnym tonem - Pij.
Angel poczuła jak ciepła ciecz wpływa jej do ust. Jej smak był trudny do zidentyfikowania. Płyn powoli wlał się jej do gardła i zaczął grzać od wewnątrz, niczym dobrej jakości whiskey. Kobieta czuła jak ciecz wędruje po jej przełyku i spływa powoli w dół. Po chwili jej żołądek wypełniło delikatne i kojące ciepło. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ból zaczął odchodzić w niepamięć. Żaden lek jaki do tej pory przyjmowała Angel nie miał tak silnego działania. To było niesamowite.
- Już dobrze moja droga, już dobrze. - powiedziała kobieta i w tym momencie płyn przestał płynąć - A teraz śpij.
Angel chciała jeszcze i podniosła głowę do góry. Kobieta jednak zatrzymała ją i rzekła:
- Na teraz dość. Teraz odpoczywaj. Musisz nabrać sił.

PETER BOYLES
Lekarz ostrzegał Petera, że wraz z rozwojem choroby mogą pojawić się nagłe utraty świadomości i zaniki pamięci. Mówił także, że możliwe będą majaki i wizje. To był uczciwy człowiek, ten lekarz. Nie krył przed Peterem nic. Mówił wszystko, nawet najgorszą i najbardziej bolesną prawdę. Cieszyło to Boylesa. Przynajmniej wiedział na czym stoi.
Czegoś takiego się jednak nigdy nie spodziewał i nie mógł przypuszczać, że to będzie tak wyglądać.
Wszystko było jednak takie rzeczywiste. Wszystkiego mógł dotknąć i spróbować.
Pokój w którym się znajdował był urządzony w prosty, ale jakże użyteczny sposób. Żadnych niepotrzebnych mebli, czy ozdób. Ot, biurko, łóżko, szafa na ubrania i szafka nocna, a na podłodze dywan. Zastanawiało go tylko dlaczego zamurowano okno.
Peter nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Czy to są już te majaki? Czy już kompletnie zwariował przez nowotwór, który zaatakował jego mózg? Absurd.
Tu wszystko było takie prawdziwe. Mógł się napić wody i zjeść kanapkę z szynką i serem, którą ktoś mu przygotował.
Tylko co teraz? Gdzie są lekarze, pielęgniarki? Jeżeli to nie jest szpital, to gdzie do cholery się w tej chwili znajduje?
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 18-09-2010 o 16:14.
brody jest offline