Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2010, 17:39   #8
Taklinn026
 
Reputacja: 1 Taklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znanyTaklinn026 wkrótce będzie znany
Siegfried idąc do karczmy był w podłym nastroju. Nie podobała mu się przegrana z Norsmenem, prawdę mówiąc, dziura w ręku też nie należała do tych rzeczy, które zawsze chciał mieć.

- Przeklęty barbarzyńca - pomyślał. - Na znachora musiałem, przez niego, wydać 5 szylingów. A niech to wszystko pies w rzyć chędoży. Kto by pomyślał, żeby zwykły człowiek miał takie zęby. Niech ja go spotkam to osobiście mu je wszystkie wybije - podniósł rękę w grożącym geście, po czym szybko ją cofnął.

- Psia mać! - Wykrzyknął tak głośno jak potrafił.

***

W karczmie żołnierz pogrążył się w rozmyśleniach nad przeszłością. Przypomniał mu się ten dzień, w którym pierwszy raz wybrał się z ojcem na polowanie.

***

Mroźny wiatr, wiejąc między drzewami, wył niczym upiorna płaczka. Było ciemno, a wątły płomień latarni oświetlał tylko najbliższą okolice.

- Wiecie co, ostatnio posadziłem kalarepę i jakoś wcale mi nie urosła. - Powiedział Mały Pieter, jego drobna, wychudzona twarz, wyglądem przypominała szczura. - Może to przez złą glebę na kalarepy, bo w zeszłym roku sadziłem ogórki i były…

- Cicho - przerwał mu szeptem ojciec Siegfrieda, Ulrich. - Chyba coś tam słyszałem.

Rzeczywiście było słychać przerażające dźwięki. Coś jakby połączenie ryku byka i jelenia. Potworne krzyki zwiastowały nadejście istnych monstrów.

- Uciekamy! - Zarządził Ulrich puszczając strzałę prosto w źródło wrzasków. Strzała ugrzęzła w szyi jednego z trzech gorów, wyłaniających się z ciemności. - Ukryj się! - Rzucił do chłopaka, który bez wahania wykonał polecenie. Zza powalonego drzewa dzieciak miał dobry widok na pole bitwy.

Rozpoczęła się nierówna walka dziesięciu na trzech, zwierzoludzie mieli wyraźną przewagę. Chłop trzymający lampę, w napływie odwagi, odłożył ją na ziemię i ruszył z wyciągniętym mieczem, na stwora, co jednak nie było najlepszym pomysłem. Ciepła posoka mężczyzny chlusnęła na twarz chłopca, który nie do końca widział co się stało. Kreatury stojąc wyprostowane osiągały co najmniej dwa metry wysokości. Z powodu nikłego oświetlenia nie dało się określić koloru ich sierści, ani nawet jakich zwierząt są imitacjami. Jedynym wyraźnym elementem był , emanujący krwistoczerwoną poświatą, znak wyglądający prawie jak X.


Wtem jeden ze zwierzoludzi, rycząc dziko, padł na ziemię. Siegfried ocenił sytuację. Została piątka mężczyzn. Następny z gorów padł chwilę po tym, gdy ciało Ulricha uderzyło z trzaskiem o kryjówkę dziecka. Chłopak nie wytrzymał. Łapiąc za miecz ojca, wyskoczył zza drzewa. Z bliska mógł przypatrzeć się dokładniej. Człowiek-byk odwrócił łeb w jego stronę. Siegfried znieruchomiał, uczucie przerażenia przeszyło jego ciało. Potwór już miał zadać ostatni cios, już jego nabijany kolcami obuch miał zmiażdżyć młodzieńcowi czaszkę, gdy ostatni z żyjących mężczyzn wbił mu nóż w tył czaszki.

***

Gdy tylko skończył wspominać zauważył idącego w ich stronę karczmarza. Zaciekawił się o co może chodzić. Gdy tamten powiedział im o asesorze, szybko dokończył posiłek i wyszedł z karczmy. Stojąc w deszczu zastanawiał się co z nimi dalej będzie.

***

Wizyta u asesora bardzo go zdziwiła, ale nie tak jak ogrom osób, przeznaczonych im do ochrony.

- Byłem żołnierzem - powiedział niespodziewanie podczas narady. Uznał, że jeżeli towarzysze nic o nim nie będą wiedzieć, na pewno mu nie zaufają, co wiązało by się prawie na pewno z nieudaną misją. Nie mógł do tego dopuścić. W końcu to właśnie dla bezpieczeństwa bezbronnych ludzi, postanowił wstąpić do armii. - Mój plan jest taki. Idziemy zwartą grupą. W razie ataku bronimy kogo się da. Wieczorem, ktoś znający się na zwierzętach, mógłby zastawiać wnyki. Na noc podzielimy się na równe warty. Wszyscy wstajemy o świcie i ruszamy dalej.

Po słowach Willaminy rzekł:

- Jak dla mnie dobry pomysł. Ktoś samowtór pójdzie po zaopatrzenie, kiedy reszta będzie czekać. Od razu się zgłaszam na ochotnika. - Podszedł do Gerharda. - Czy mógł byś popilnować tego cudeńka - uniósł halabardę - w czasie gdy ja będę po zaopatrzenie?

- Masz ciekawe pomysły jeżeli chodzi o warty. Jednak na wnyki się nie zgodzę. Ktoś z ludzi mógłby w nie wejść a tego wolę uniknąć. O halabardę się nie martw. - powiedział łowca biorąc broń z rąk Siegfrieda. - I weź mi trochę dodatkowych racji. - mówiąc to Gerhard wręczył żołnierzowi 3 szylingi.

- Pójdę z nim, przecież powinniśmy się przy samych bramach spotkać. Nim się nasze owieczki dociągną do wrót... - stwierdziła Willamina, wzruszając ramionami. - Mam jeszcze trochę miejsca w torbie, zawsze mogę ponieść coś w rękach. Po drodze raczej nie będzie problemów z wodą, prawda? Kupimy parę bochenków chleba, nie wiadomo jak to wszystko wypadnie.

- Proponuję zrzucić się na dwa bukłaki i parę porcji suchego prowiantu - powiedział Siegfried przejęty wyprawą. - Do tego kupię dodatkowe 3 bochenki chleba i koc dla siebie. To co idziemy? - Zapytał się Will i nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Taklinn026 : 18-09-2010 o 23:31. Powód: Zapomniałem o kocu.
Taklinn026 jest offline