Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2010, 17:40   #2
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
To był taki piękny sen... Jakaś kobieta, dziwnie chłodna, blada i troskliwa... i piękna jak anioł. Podająca ambrozję, która spływając jej do ust sprawiała, że ból, ten ostry, nie do wytrzymania szarpiący zakończenia nerwowe ból odszedł, jakby go nigdy nie było.

Świadomość Angeliny wolno przebudzała się z objęć Morfeusza. Za chwilkę znowu pojawi się pulsowanie w skroniach i ten rozsadzający czaszkę ucisk połączony z bólem, który wywoływał wymioty i uczucie panicznego lęku przed czymś co było i tak nieuchronne. Na studiach dokładnie dowiedziała się o wszystkich stadiach swojej choroby. Tylko dlaczego nikt nie przygotował jej na to co teraz NAPRAWDĘ przeżywa?! Jej świadomość buntowała się przed przebudzeniem. Miała nadzieję nigdy się nie obudzić, choć z drugiej strony przecież tak bardzo pragnęła żyć!

Gdzie się podziały jej marzenia? Gdzie cele, do których dążyła? Wszystko nagle stało się nieistotne i śmieszne. Umierała, a instynkt przetrwania kłócił się z rozumem...

Leżała przez dłuższy moment nie otwierając oczu. I nic... Zupełnie nic się nie stało. Dlaczego nie czuła bólu? I wtedy myśl pędząca jak błyskawica. Czyżby to już był koniec?!?

Uniosła powieki. Najpierw tylko troszkę, potem całkowicie jednocześnie podnosząc głowę z poduszki. Nie była w szpitalu, a pomieszczenie, w którym się znajdowała dziwnie przypominało jej to z marzeń sennych. Może ten sen wcale się nie zakończył, albo majaczyła w oszołomieniu morfinowym?

Ale nie, nawet morfina nie usuwała bólu całkowicie, a taka trzeźwość myślenia również była wykluczona.

Dotknęła twarzy przesuwając dłoń w kierunku reszty ciała. Czuła. To było JEJ ciało. I miała na sobie tą samą piżamę, którą w czasie wczorajszej kąpieli założyły jej pielęgniarki.
O co tu chodzi? Gdzie ja jestem? – myśli przelatywały przez głowę szybko, niczym impuls energetyczny.

Dopiero teraz przyjrzała się dokładniej miejscu, w którym niespodziewanie się znalazła. Malutki pokoik, nie większy niż garderoba w jej apartamencie. Urządzony skromnie ale czysto.
Łóżko, tak łóżko było drewniane, wyraźnie to czuła przesuwając ręką po jego ramie. Szafa, biurko, kolorowy choć mocno przetarty dywan na podłodze i szafka nocna stojąca obok łóżka. A na szafce... kanapki i woda.
Jeszcze wciąż oszołomiona sięgnęła jakby automatycznie po talerzyk. Jak dawno już sama nie jadła? W szpitalu odżywiano ją tylko dożylnie. Normalnie widok kanapek wywołałby falę mdłości, ale teraz poczuła GŁÓD. Jak to możliwe?? Ugryzła pierwszy kęs i żując go wolno rozkoszowała się smakiem w ustach. Potem przełknęła. Czuła się jak dziecko, które pierwszy raz w życiu dostało lizaka.
Jak to możliwe? – pomyślała po raz kolejny.
Musiała zrozumieć. Odstawiła talerz z jedzeniem i wstała.
Ostrożnie, jakby testując każdą reakcję ciała zrobiła pierwszy krok. Samodzielnie! Nie tylko nie czuła bólu, ale znowu czuła się silna! I... ZDROWA! Do oczu napłynęła fala łez.
Stawiając krok za krokiem wolno przemierzała pomieszczenie.

- Boże jeśli to sen, to nie pozwól mi się nigdy z niego obudzić ! – krzyknęła.

Coraz śmielej sprawdzała sprawność swojego organizmu. Kręciła głową, zrobiła kilka przysiadów, nawet kilka razy podskoczyła. Nic, żadnej zadyszki, żadnych zawrotów głowy. Była w pełni sił.
Potrząsnęła głową jakby w geście niedowierzania. GDZIE była? Szafa. Podeszła do niej ostrożnie i z ciekawością otworzyła drzwi. I po raz kolejny oniemiała. Przecież to była jej odzież? JEJ ulubiona sukienka od Gucci’ego, jej bielizna, pończochy, szpilki i inne dodatki!

Zakryła twarz dłońmi bojąc się, że za chwilkę rzeczywistość pęknie jak bańka mydlana, a ona obudzi się w szpitalnym łóżku, podłączona do kroplówek i innej aparatury. Stała tak przez chwilę wsłuchując się w rytm swojego serca. Biło mocno i regularnie. To jakiś cud!
Przez chwilę zastanawiała się czy to nie ojciec ją uprowadził zdobywszy nielegalnie jakiś cudowny lek. Ale przecież wtedy on sam, albo chociaż Fredo byliby przy niej. Chyba...

Odkryła twarz i spojrzała przytomniej dookoła. W pokoju nie było okna. Tzn. było, ale ktoś je dokładnie zamurował. Drzwi! Powinna od razu była sprawdzić. Podbiegła do jedynych drzwi, które mogły prowadzić na zewnątrz i szarpnęła za klamkę. Zamknięte!
Jak to? Angel poczuła jak strach wdziera jej się do serca. Dlaczego ktoś trzymał ją w zamkniętym pomieszczeniu bez okien? Zapukała, najpierw ostrożnie, potem mocno.

- Czy ktoś mnie słyszy? Proszę otworzyć! - krzyknęła

Nasłuchując przyłożyła ucho do drzwi. Żadnej reakcji. Cisza panująca dokoła zrobiła się nagle nieznośna. Zrobiła kilka kroków wstecz.
A może to jednak ojciec ? – pomyślała – Pewnie próbuje mnie ukarać za to, że nie chciałam od razu wrócić do Włoch.

Powoli nabierała pewności. Coś lub ktoś ją wyleczyło. Nikt nie próbuje jej zrobić krzywdy, ma w szafie swoje rzeczy osobiste i podano jej jedzenie. Tylko ojciec mógł mieć jakieś kontakty na czarnym rynku i zdobyć jakieś cudowne lekarstwo. Pewnie dlatego ją ukrywa. Może będzie musiała tu spędzić jakiś czas, żeby nie wzbudzić podejrzeń?

Ooooo... nie mogę pokazać mu strachu. - pomyślała. Owszem. Była mu tak wdzięczna jak nigdy dotąd, ale nie mógł jej widzieć ... takiej bezbronnej.
Ubierze się i zje, o tak. Jak tylko jej ojciec się pojawi, zobaczy córkę taką jaka była na co dzień. Elegancką i pewną siebie.

Już całkiem spokojna zdjęła piżamę i podeszła do szafy...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline