Corrax zdecydowanie nie należał do większości w grupie, jaką stanowiły elfy. Był potężnym, muskularnie zbudowanym mężczyzną, który co najmniej o głowę (albo i dwie w przypadku krasnoluda) przewyższał towarzystwo. Stał wyprostowany, z wypiętą piersią i mięśniami napiętymi i gotowymi do skoku. Jego ciało osłaniał napierśnik, wykonany z jakiegoś rodzaju połyskującego, gładkiego drewna. Zbroja posiadała wiele elementów skórzanych. Karwasze, naramienniki, pas i buty zdobiły wilcze skalpy. Jego spojrzenie było srogie i dumne, włosy jasne i spięte w kitę. Nie posiadał żadnej widocznej broni, choć zdecydowanie były to tylko pozory. Tuż przy jego nodze warowała Biała Wilczyca, nieodłączny towarzysz Corraxa. Zwierze prezentowało się bardzo okazale, a cofnięta górna warga zdradzała srogie zamiary. Kark wilka zdobiła wykonana z srebra obroża, której powierzchnie pokrywały skomplikowane, tajemne wzory. Wilczycy nisko warczała i tylko uspokajający dotyk dłoni Corraxa powstrzymał ją przed atakiem, szepnął ciepło, wprost do jej ucha:
-
Suaimhneas... Siad bi ná bhur fior dainséar
Biała, jak ręką odjął przestała warczeć. Druid spojrzał raz jeszcze po zebranych elfach i krasnoludzie:
-
Nie szukamy kłopotów. Właśnie uszliśmy czartom, a przynajmniej tak miało się stać. Nasz sojusznik zawiódł... bądź zdradził. - głos druida był stanowczy, ale jednocześnie wyprany z wszelkich objawów agresji. -
Nazywam się Corrax Łamiący Kły