Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2010, 11:29   #35
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Spotkanie w biurze dobiegło końca i Hiddink rad nie rad musiał powrócić do swych obowiązków. Jednakże nie miał to być kolejny wypełnionymi li tylko pracą dzień. Gdy wrócił ze spotkania z grafikiem i zaczął przeglądać jego prace do gabinetu wpadła podekscytowana Kate.
- Szefie … szefie dzwoni Effendi. Łączyć ?
- No jasne. Jeszcze się pytasz ? –
odparł natychmiast Herbert zaskoczony niecodziennym zjawiskiem.
„Effendi” był to bowiem nikt inny jak Frank Nelson Doubleday założyciel i jeden z dwóch właścicieli Doubleday & McClure Company. Wydawnictwa w którym pracował Hiddink.
Telefon na biurku Herberta rozdzwonił się i Herbert odchrząknąwszy dla zwilżenia gardła podniósł słuchawkę.
- Hiddink słucham ?
- Cześć Herb. Co u Ciebie słychać ? –
rozległ się głos szefa wszystkich szefów.
- Witaj Frank. Jak zwykle siedzę na tyłku i zarabiam dla Ciebie pieniądze. – w firmie panowały dość familiarne stosunki. Przynajmniej wśród kierownictwa.
- Czyli to co lubię. Słyszałem o tym kontrakcie z Woolf. Chciałem Ci pogratulować. Dobra robota.
- Dzięki Frank.
- Słuchaj … chciałbym z Tobą pogadać. Możesz wpaść o siódmej do Algonquin Club na kolację ?

Herbert na chwilę zaniemówił zaskoczony. Zaproszenie do Algonquin Club, to było jak wręczenie cholernego kongresowego medalu honoru.
- Żartujesz. Będę choćbym miał się tam przyczołgać. – Herbert zaśmiał się. Podobny śmiech odpowiedział mu po drugiej stronie.
- To jesteśmy umówieni. Acha Herb … to spotkanie tylko między nami.
- Jasne. Żadnych kobiet.

Tradycją Algonquin Club było to, iż jego członkami byli wyłącznie mężczyźni w dodatku bogaci i wpływowi. Bankierzy, przedsiębiorcy, rektorzy uniwersytetu, urzędnicy najwyższych szczebli. Jeśli gdzieś w Bostonie skupiała się śmietanka władzy i bogactwa, to właśnie tam.
Hiddink skończył rozmowę i zaciągnął się dymem z cygara. Wyciągnął też z biurka dwie szklaneczki i nalał do nich chowanego na specjalne okazję „Jasia Wędrowniczka”.
Kate patrzyła na niego i nie mogąc już wytrzymać spytała :
- No i … ?
Hiddink przywołał ją gestem ręki i wręczył jej szklaneczkę wypowiadając tylko jedno słowo.
- Algonquin.
- Tak ! Tak ! Tak ! –
Kate aż podskoczyła z radości, stuknęła się z Herbertem szklaneczką, wypiła jednym haustem, po czym zakrztusiła się i zgięła wpół próbując zatrzymać spazmy kaszlu.
- Spokojnie mała. Spokojnie. – Herbert poklepał ją po plecach. – To nie cola.
Kate prawie w ogóle nie piła toteż jej reakcja na mocny trunek była cokolwiek zabawna.
- Nie lubię dzielić skóry na niedźwiedziu, ale możesz w tym miesiącu liczyć na podwyżkę. Bez Ciebie nie rozpędziłbym tych czarnych chmur nade mną.
Spojrzał dziewczynie prosto w oczy. Oboje wiedzieli w jak trudnej sytuacji był Hiddink i jak niewiele brakowało, by Effendi miast zaproszenia na ekskluzywną kolację wręczył mu wypowiedzenie.

Herbert wrócił do swego domu na przedmieściach, by się przygotować na wieczór. Ledwo przekroczył próg, a dopadło go poczucie nieobecności. Żona i córka wyjechały rano do Filadelfii i prócz służby, był w domu sam. Zdziwił się, że nie odczuwa radości z tego powodu. Nie raz bowiem tęsknił za tym by pozbyć się hałaśliwej Betty i gderającej Emmy, a teraz ledwie po kilku godzinach ich nieobecności zaczynał tęsknić.
- Ramoleję na starość. – mruknął szykując się do spotkania.
Pod nieobecność żony pomagali mu przy tym Polly i Łosiek.
Punktualnie o siódmej wieczorem Hiddink zajechał przed budynek Algonquin Club.



Jednego z najbardziej szacownych klubów Bostonu i całych Stanów. W środku nie było tłoku. Kręciło się ledwie paru klubowiczów. Wśród nich zaś Frank Nelson Doubleday.



Panowie przywitali się z iście amerykańską wylewnością, poklepując się po plecach i obściskując. Potem zaś zjedli posiłek. Niezbyt obfity, bo Herbert nie chcąc się obżerać przy Effendim zjadł już jedną kolację w domu.
Gdy po posiłku zasiedli w klubowych fotelach przy kawie i cygarze. Od słowa do słowa po powiedzeniu tych wszystkich mało istotnych bzdur Doubleday przeszedł do konkretów.
- Mam dla Ciebie propozycję Herb, ale niech to zostanie między nami. McClure i ja cieszymy się, że firma się rozrasta, ale po śmierci Walta Page’a brak nam wspólnika do kierowania tym wszystkim. – przerwał robiąc efektowną pauzę.
- Ludzie mówią, że będzie nim Twój syn Nelson. – Hiddink orientował się nieźle w sytuacji.
- Tak mówią ? Co ? – Doubleday udał zdziwienie. – No to mają rację, ale Nelson będzie potrzebował niańki. Przynajmniej na początku. Ty byłbyś tą niańką.
Herbert rozsiadł się wygodnie.
- Na razie mówisz mi, że będę miał więcej roboty, a co z tego będę miał ?
Doubleday zaśmiał się krótko.
- To w Tobie lubię Herb. Co byś powiedział na Triangle Books, własny udział i całkowitą niezależność ?
- Powiedziałbym, że to więcej niż się spodziewałem. Przyjmuję. –
nie zastanawiając się długo Hiddink złapał okazję.
- Świetnie. Chciałbym żebyś poznał Nelsona. We wrześniu ma urodziny. Myślę że to dobra okazja. Czuj się zaproszony z Emmą, a tak przy okazji co u niej słychać.
- Wyjechała do matki do Filadelfii.
- O ? To cieszysz się wolnością.
- Tak jakby.
- Znam całkiem miłe miejsce dla słomianych wdowców. Lokal mieści się na barce, która wypływa wieczorem poza wody Stanów, jeśli wiesz co mam na myśli. –
Effendi puścił do niego oko.
- Poza krainę przymusowej abstynencji.
- Właśnie. Nazywa się Dance Macabre.

Hiddink spojrzał na Doubledaye zdumiony. Cóż za nieprawdopodobny fart.
- Sympatyczna nazwa. – powiedział ostrożnie.
- Prawda ? Jeśli chcesz załatwię Ci wejściówkę.
- Chcę. Jeśli to nie kłopot, to i dla osoby towarzyszącej. Na kiedy możesz załatwić ? Emma wraca niedługo …

Frank tylko pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Sądzę, że najwcześniej na piątkowy wieczór.
- Znakomicie. –
Herbert pomyślał „today is a good day”.
Oto był na najlepszej drodze by stać się „grubą rybą” nie tylko w sensie tuszy.

Po wyjściu z klubu uznał, ze potrzebuje nieco treningu. Zadzwonił więc i umówił się z Laurą u niej w opłacanym przez Herberta apartamencie. Nie odwiedzał dziewczyny zbyt często, a ostatnio wcale. Miał inne sprawy na głowie. Ten wieczór wymagał jednak specjalnego potraktowania. U kochanki zabawił, aż do rana.
Następnego dnia postanowił dowiedzieć się czegoś w wydziale budownictwa o budynku ze zdjęcia i poszukać kontaktów w urzędzie imigracyjnym. Jeśli ten brodacz ze zdjęcia był rosyjskim popem, to być może mają jego dane, bowiem wizyta w cerkwi nic nie dała. Niestety na uzyskanie informacji potrzeba było czasu, ale i tak Herbert musiał czekać do piątku. Musiał też się skontaktować z resztą. Był ciekaw jak też im minął wieczór, choć podejrzewał, że nie był tak udany jak jego.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 21-09-2010 o 11:35.
Tom Atos jest offline