Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 10:40   #40
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Na spotkaniu u Hiddinka zjawiłem się samotnie. Ktoś już siedział w środku, ze swoich miejsc musieli widzieć przez uchylone drzwi, jak wręczam z uśmiechem sekretarce jakieś kwiaty. Zostawiłem płaszcz w szafie i wszedłem do gabinetu Herberta, a zdjęcie kapelusza miało służyć za powitanie. Siadając, rozejrzałem się po pomieszczeniu i gwizdnąłem przeciągle.
- Nieźle się urządziłeś, Herbert.

Nie byłem jednak w skowronkach. Po głowie latały mi całkiem inne ptaszki po porannej lekturze gazety. Zginął człowiek. Tego trupa nie byłoby, gdyby ktoś mnie posłuchał i nie szalał z palcem na cynglu. Do tego osoby zainteresowane przeszły nad tym do porządku dziennego jak nad wypitą kawą. Pouczające...


* * *

Garrett wyglądał dziś na bardzo poważnego. Podobnie jak na ich pierwszym spotkaniu, jak na razie głównie milczał wsłuchując się w rozmowę. Amanda dołączyła do grupy, wkrótce po przybyciu Garretta. Poprosiła o filiżankę mocnej kawy i usiadła w jednym z foteli. Z uznaniem rozejrzała się po biurze Herberta.Była trochę milcząca tego ranka, ale to mogło wynikać ze zmęczenia widocznego na jej twarzy. Nie skomentowała śladów na twarzy Waltera, ale przez chwilę przyglądała mu się pilnie.Jedno z krzeseł pozostawało puste. Lafayette nie dotarł na spotkanie. Prawdopodobnie zaspał, biorąc pod uwagę przebieg nocy.
Hiddink ze współczuciem spojrzał na Choppa. Jeśli Walter czuł się tak, jak wyglądał, to szczerze było mu go żal. Wprawdzie wczoraj wieczorem, gdy odwoził go do domu miał ochotę go udusić własnymi rękoma, ale już mu przeszło.
- Jasne. Kate ! - zawołał sekretarkę - Skocz no po jakieś kanapki do bufetu.

Załatwiwszy sprawę posiłku Waltera zwrócił się do reszty.
- No dobra kochani. Po pierwsze spotykamy się tu bez udziału Styppera i to jest główny cel tego spotkania. Może i Teodor jest w porządku, ale tak naprawdę diabli go wiedzą. Widzieliśmy prawie wszyscy tą szopkę Dominika, a teraz mówicie co macie i ustalimy co robić dalej. Ja zacznę pierwszy. Jak być może wiecie zaginął mój syn Artur. W jego mieszkaniu znalazłem wskazówki, które mnie zaprowadziły do skrytki. W niej znalazłem te zdjęcia.
Herbert podał fotografie.
Mężczyzny wyglądającego na duchownego z wielgaśną brodą. Młodej, atrakcyjnej kobiety...

- Niezła. - mruknął do siebie Garrett.

Mężczyzny z hiszpańską bródką z dopiskiem - A.Duvarro. Jakiegoś budynku - chyba wiejskiej chaty.




Barki z neonem Dance Macabre.

- Dance Macabre...- usłyszeli głos detektywa, przeglądającego uważnie zdjęcia - W śledztwie natknąłem się już na tę nazwę. Nie chciałem przy Stypperze...Nie od biedy byłoby tam zajrzeć, ale myślę, że nie powinniśmy się pokazywać teraz razem w lokalach.
Walter wtrącił się zaniepokojony: - Co wy z tym Stypperem? Naprawdę uważacie, że on jest podejrzany w tej sprawie? Przecież to on sam nas tutaj skrzyknął, żebyśmy pomogli Proodowi. To jego zasługa, że teraz robimy, to co robimy. Wydaje mi się, że nie powinniśmy go teraz wykluczać. Ludzie, spędziłem z nim kawał życia w ciężkich warunkach i dam sobie rękę za niego uciąć.
- Ciężkie warunki mają to do siebie, że zmieniają ludzi...-zauważył mimochodem Dwight.
- Ja również ufam Teodorowi, jest w końcu jednym z najlepszych przyjaciół Prooda..., ale nie będę protestować - dodała cicho Amanda.
- Ktoś sprzątnął nam niejako sprzed nosa dwóch gliniarzy. - powiedział zmienionym tonem Hiddink - Nie twierdzę, że Stypper maczał w tym palce, ale mógł mieć za długi jęzor i wygadać się komuś kogo uważał za zaufanego, gdy u niego omawialiśmy sprawy działy się dziwne rzeczy. Ludzie którzy mogli nam coś powiedzieć ginęli, jak ten Ciemoszko, więc może bez niego pójdzie nam lepiej. - wyjaśnił swoje wątpliwości.
-No dobrze, a co będzie, jeśli Teodor sam się odezwie do któregoś z nas? Jeśliby zadzwonił do mnie, nie jestem w stanie mu kłamać - musiałbym się zapaść pod ziemię. A jeśli bym powiedział prawdę, że kombinujemy bez niego, czułbym się jeszcze gorzej - mówił spokojnie. Gdy przerywał, delikatnie dotykał się dłonią po twarzy. -Oczywiście będzie, jak chce większość z was, dla dobra śledztwa, ale uważam, że to zagranie nie fair. Proszę was, żebyście przemyśleli to jeszcze raz. Bo to, że nie ma z nami Lafayetta nie znaczy chyba, że jego też wykluczyliście ze śledztwa...
- Jeśliby zadzwonił do ciebie...- w głosie detektywa Garretta błąkała się jakaś aluzja. Palce Dwighta bawiły się paczką papierosów.

- W kopercie było również to. - kontynuował Herbert,
Hiddink z kieszeni marynarki wyjął zawieszony na rzemieniu pożółkły kieł, czy też szpon, była też wiadomość ...
Herbert zamilkł na chwilę powoli zapalając cygaro. Gdy wreszcie z westchnieniem wypuścił kłąb dymu z kubańskiego tytoniu wyciągnął mahoniowe pudełko w stronę gości.
- Częstujcie się. - rzucił by kontynuować dalej.
- Artur razem z Victorem wpadli na trop jakiejś grupy, sekty ... czegoś takiego. Znakiem rozpoznawczym tych ludzi jest właśnie taki wisior. Niektórzy z nich mają dwoje oczu o różnych kolorach. Artur przestrzega przed nimi. Co więcej ponoć Victor twierdził, że zniknięcie Aleksandra Duvarro może oznaczać, że spełnia on dla tej grupy jakąś misję gdzie indziej. Tyle sensownych rzeczy zdołałem się dowiedzieć z listu Artura. A co Wy ustaliliście ?
- Co z odciskami palców, które udało mi się zebrać? - odpowiedział pytaniem na pytanie Dwight - Są już może jakieś wiadomości?
- Niestety nie figurują w kartotekach miejskiej policji. Mój kontakt nic nie znalazł. - Herbert nie miał dobrych wiadomości.
- Jeszcze jedna ślepa uliczka. - zmarszczył brwi Garrett - Mimo wszystko wiemy przynajmniej, że to ktoś nie notowany. Większość zakapiorów z branży jest znanych glinom. Szczerze mówiąc jednak nie liczyłem na wiele - środowisko emigrantów często pozostaje poza nawiasem oficjalnych stytystyk.

Amanda ożywiła się nieco.
- Więc jednak fakty odkryte przez Victora nie są jedynie wymysłem chorego umysłu. - odarła z nadzieją w głosie Amanda - Skoro istnieje jakaś sekta, to może i opisywane w księdze i w liście Victora rytuały mają jakieś do niej odniesienie? A właśnie.... jeśli chodzi o księgę to udało nam się z Vincentem przetłumaczyć ją w całości. Opisuje ona dokładnie te.... potwory, o których pisał mój kuzyn. Być może one są przedmiotem kultu tej sekty? - tu podaje szczegóły tego czego się dowiedzieli o ghoulach i kuturbach - Powiem wam drodzy przyjaciele, jeśli wolno mi się tak do panów zwrócić, że okropnie się boję tych ludzi. Rytuały i zwyczaje opisane w księdze są po prostu obrzydliwe i chore. Nie sposób pojąć mojej blond głowie jak ktoś normalny mógłby chcieć praktykować takie obrządki...
Po chwili kontynuowała - Jeśli chodzi o Dance Macabre to warto by było dowiedzieć się najpierw co to za lokal i do kogo należy. Wydaje mi się, że nie powinniśmy się od razu, bez przygotowania pchać do gniazda os. - poprawiła się przy tym w fotelu.
- Warto też ustalić kogo przedstawiają te postacie na fotografiach. Tylko jedna jest opisana w oczywisty sposób. Może w wydziale budownictwa magistratu, ktoś by rozpoznał ten budynek. Choć szczerze w to wątpię. - powiedział Hiddink.
Walter przeglądał zdjęcia i się odezwał: -Ten z brodą wygląda na kogoś ważnego. Jeśli to sekta, to może być ich jakiś kapłan, czy cholera go wie - przegryzając kanapkę z wyraźną ulgą na spuchniętej twarzy, zaoferował się: -Co do wizyty w “Danse macabre”, to zgłaszam się na chętnego - próbował przy tym się uśmiechnąć. Widać, że pomimo ciężkich przeżyć, humor mu dopisywał po wczorajszej nocy.
-Najważniejsze, że wszystkie tropy związane z tymi... ghoulami, prowadzą i tak do ludzi.

- Oczywiście... - powiedział detektyw, również zwracając szczególną uwagę skupionych oczu na brodacza - ...za maską każdego z waszych potworów stoi człowiek. Najgorsza z bestii. Ten tu wygląda na kogoś, kto jest w stanie przekonać innych do swoich racji.
- To prawda, wygląda jak jakiś kapłan czy guru - powiedziała Amanda przyglądając się zdjęciu - porównam te zdjęcia ze zdjęciami z pogrzebu, które zrobił dla mnie fotograf. Nie wierzę co prawda w zbiegi okoliczności, ale być może któraś z tych osób się na nich pojawiła. Może ktoś w Duvarro Sprocket mógłby rozpoznać którąś z tych osób... Czy jest tam w ogóle ktoś zaufany?
-Po dłuższej rozmowie z Haroldem - drugim udziałowcem - myślę, że możemy mu zaufać. Co prawda powiedział, że nie będzie dla nas robił nic, co wybiega ponad dodatkowe obowiązki, ale najbliższe wydarzenia mogą jeszcze zmienić jego zdanie - tutaj Chopp w skrócie przybliżył wszystkim przebieg rozmowy z Haroldem Figgingsem. - Nie chciałbym jednak z tymi zdjęciami pojawiać się tam na razie, skoro umówiłem się z Dominikiem na jutro na 15:00 w “Tawernie Hancocka”.
Teraz zwrócił się do Dwighta: - Wybrałem to miejsce, bo nie jest to ostatnia melina, a jednocześnie okolice portowe sprzyjają takim akcjom, jak planujemy. W każdym razie Dominic zdawał się być naprawdę przestraszony moim wyglądem - znowu uśmiechnął się szelmowsko wyraźnie zadowolony ze swojej roboty.
- Bardzo dobrze. - nieoczekiwanie pochwalił go detektyw - Pójdę obejrzeć jeszcze tę okolicę. Czy masz już gnata, którym mnie wypłoszysz? Jeszcze jedno, póki co nie mamy trzeciego wspólnika. Jeśli tamten weźmie sporą obstawę, to nici z planu.
-Nie, niestety nie mam żadnej poręcznej broni. W domu trzymam pod łóżkiem dubeltówkę, ale nie będę jej zabierał na to spotkanie - rzuca się w oczy. - Chopp się uśmiechnął do Garretta. -Postaram się jutro przed południem znaleźć jakiś sklep, czy coś. Może uda mi się kupić, a może wymienić tę dwururkę na coś mniejszego. Nie mogę jednak obiecać, że mi się to uda, bo nie mam doświadczenia w tych sprawach. Może zdecydujemy się na jakieś pewniejsze rozwiązanie. Czy ktoś z was nie ma do użyczenia na akcję nienabitego rewolweru? A co do trzeciej osoby, to może znowu ty, Herbercie wybierzesz się z nami? - ostatnie słowa skierował do Hiddinka i kontynuował do detektywa: -Zapowiedziałem Dominikowi, że ma być sam i żeby po drodze upewnił się kilkakrotnie, czy nie jest śledzony. Był naprawdę zaintrygowany, więc myślę, że się posłucha.

- Czy nie spotkaliście kogoś o dziwnych kolorach oczu ? To może być jakaś wskazówka. Po za tym ten brodacz wygląda mi nie wiem czemu na ruskiego popa. Przy okazji zajadę do cerkwi na South Street w Roslindale. Może ktoś go rozpozna. - rzucił pomysł Herbert. - A co z tą kochanką Dominika Amando ? Znalazłaś coś ? Może to ta dziewczyna ze zdjęcia ?
- Nie mam jeszcze wieści z redakcji na ten temat, ale zajrzę tam zaraz po naszej rozmowie. Jeśli pozwolicie zabiorę zdjęcie tej kobiety. - zastanawiając się chwilę dodała - Co do tych oczu... Pamiętacie jak opowiadałam o tym Rosjaninie o nazwisku Borys Walenjew, który odpowiedział na moje ogłoszenie w gazecie, a który próbował ode mnie wyciągnąć informacje dlaczego interesuję się tą sprawą? On właśnie miał odbarwioną jedną z tęczówek. Dopiero ten fakt skojarzyłam. Że też nie poszłam za nim! Ale mam jeszcze zapisany numer telefonu, na który miałam dzwonić w sprawie kontaktu . Trzeba go sprawdzić, może zdobędę adres.
Garretta najwidoczniej zainteresowała ta informacja, bo zanotował sobie coś w swoim oprawionym w skórę kapowniku.

- Szefie - sekretarka zapukała dyskretnie do drzwi - o drugiej ma szef spotkanie z tym grafikiem od najnowszej książki. Odwołać?
- Poczekaj chwilę mała. Kate ! - zawołał za wychodzącą już sekretarką - Sprawdź czy już są odbitki, tych zdjęć, które dałem Ci rano.
Sekretarka wróciła po kilku chwilach przynosząc fotografie w teczce kancelaryjnej. Herbert rozdał je gościom.
- Tu macie wszystkie zdjęcia jakie zostawił mi Artur, a to komplet dla Ciebie Amando. Gdybyście potrzebowali więcej, to nasz firmowy fotograf może je zrobić.
Detektyw pokiwał głową i schował swój zestaw zdjęć. Zakaszlał ciężko, a potem zdusił pod nosem jakieś przekleństwo.

Lynch bez słowa przejrzał zdjęcia po czym odłożył je na biurko, myślami był raczej na Uniwersytecie, gdzie będzie musiał się stawić...po chwili otrząsnął się z zadumy:
- C-czy mógłbym wziąć ten...szpon? - zapytał wlepiając oczy w Hiddinka - myślę, że może być powiązany ze sztyletem...i k-księgą, którą bada Pan Laffayette.
- Skoro szpon jest związany z księgą, to może lepiej żeby wziął go Laffayette. - stwierdził Hiddink sceptycznie przyglądając się Lynchowi. Chłopak jakoś nie wzbudzał w nim zaufania.
Dwight wychwycił spojrzenie Herberta i podążył za nim. Potem znów ołówek ożył w rękach detektywa, szybko zapełniając kartkę równymi rzędami pisma...Garrett kiwał przy tym nieznacznie głową, jakby się z czymś zgadzał albo coś sobie właśnie potwierdzał.



* * *


Po spotkaniu pojechaliśmy z Walterem obejrzeć wskazane przez niego miejsce. Oczywiście nie pozwoliłem na to, byśmy zjawili się tam jednocześnie w przeddzień akcji, ktoś mógłby zapamiętać nas razem. Ale każdy z nas oddzielnie pokręcił się tam z półgodzinnym odstępem i spotkaliśmy się w odległej kafeterii by omówić ostatnie szczegóły. Musiałem pochwalić Waltera, bo miejsce było wybrane perfekcyjnie. Tawerna, do której tego dnia wszedłem tylko ja by obejrzeć rozkład pomieszczeń - była lokalem na tyle porządnym, by ktoś taki jak Dominik przestąpił próg, a jednocześnie okolica pełna była zaułków ciemnych i bezludnych nawet w dzień. Omówiliśmy wszystko punkt po punkcie, w tym drogę, którą ma wracać z nowym kumplem Chopp, z dwoma miejscami "napadu" - drugie miałoby zostać wykorzystane, gdyby przy pierwszej okazji przeszkodził nam jednak jakiś świadek. Rano Walter miał odebrać gnata potrzebnego jako rekwizyt w naszej szopce, pożegnaliśmy się umawiając jeszcze w tej samej kafejce godzinę przed spotkaniem Waltera z Obiektem.

Miałem przed sobą jeszcze popołudnie i cały wieczór i parę ścieżek do wydeptania. Jednak skupiłem się już tylko na zapewnieniu sobie jakiego takiego alibi na jutrzejsze popołudnie oraz odpowiednich ciuchów na jutro. Wieczorem miałem zamiar zrobić sobie mały urlop i odreagować Boston. Zamówiłem u boya jeszcze raz eleganckie ubranie, wziąłem ze sobą część nienaruszonego jak do tej pory sutego honorarium i ruszyłem w miasto. Miałem zamiar przefurdać wszystko i dobrze się zabawić. I wiecie co? I jedno i drugie udało się znakomicie. Nie pytajcie.






Na drugi dzień po południu byłem już w formie, kosztem oczywiście odpowiedniego odpoczynku przed południem. Sfatygowany nieco płaszcz nabyty poprzedniego dnia na pchlim targu był idealny na tę okolicę, bo takie ubrania widziałem tu wczoraj na ulicach najczęściej. Chusta na twarz i inne przyrządy czekały bezpiecznie w przewieszonej przez moje ramię torbie. Spotkałem się w Walterem w kafeterii, a po mocnej kawie wyciągnąłem do do bocznej uliczki z zamiarem obejrzenia jego broni. Pokazał mi pistolet, a ja bez słowa i bezceremonialnie upewniłem się, że nie jest nabity, po czym kategorycznie zażądałem obietnic że strzelec wyborowy Chopp tym razem nie ma przy sobie amunicji ani nie zamierza w ogóle używać swojej nowej zabawki. Obaj byliśmy dość przekonujący, więc miałem nadzieję, że to wystarczy.
Rozstaliśmy się. Potem w dużych odstępach czasu, każdy oddzielnie mieliśmy pojawić się w Tawernie Hancocka. Ruszyłem. Okolica była tego dnia nawet cichsza niż poprzednio, idealnie wręcz opustoszała o tej godzinie. Zająłem pozycję, którą wybrałem dla siebie już wczoraj i obserwowałem wejście. Widzicie mnie? Nie? To znaczy, że dobrze wybrałem.






Walter zjawił się punktualnie i zniknął w drzwiach. Na pewno już siedział teraz przy stoliku i denerwował się. Dlaczego? Bo parę stolików dalej powinien był widzieć mnie. Ale nie zobaczy. Nie miałem zamiaru tam wchodzić. Niech wyjdzie na paranoika, zakładałem że mimo mojej nieobecności będzie trzymał się planu i opowie Dominikowi o tajemniczym śledzącym go nieznajomym. Którego dokładnie widział i jest pewny, że go śledzi - ale którego tak się składa teraz jakoś nie widać. Ale na pewno tam jest. Dominik oczywiście upewni się, że Walter jest czubem. To powinno nieco uśpić jego czujność, w innym przypadku na pewno by się bardziej pilnował. A potem na umówionej drodze Dominik jednak przekona się, że pan Chopp wcale nie wyolbrzymia...Dosyć już tego rozmyślania, ktoś idzie. Sam. To powinien być nasz Obiekt.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 23-09-2010 o 10:48.
arm1tage jest offline