Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 14:24   #18
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Ray opróżniał właśnie szklaneczkę whiskey, kolejną z kolei, kiedy do kantyny zaczęło przybywać coraz więcej osób, górnicy, ochroniarze i inne tałatajstwo z tej koloni. Siedział sam w rogu pomieszczenia dokładnie przyglądając się każdej twarzy jaka pojawiła się w zasięgu jego wzroku, parę razy zdawało mu się, iż nawet widzi pewne podobieństwa, ale tak czy siak w takim miejscu nie warto było odstawiać scen. Poza tym był pewien, że jeśli tego kogoś zobaczy to rozpozna go od razu, nie będzie musiał się domyślać.

W kantynie dość szybko zrobiło się głośno, rozmowy dotyczyły nie tylko standardowych plotek, lecz również kilku zaskakujących wydarzeń, które miały miejsce. W sumie nie dziwił się temu o czym z takim zamiłowaniem rozprawiali, w końcu naukowo dowiedziono, iż atmosfera na Ymirze sprzyja wpadaniu w depresje i nietypowym zachowaniom. Dlatego oferowano im pigułki szczęścia, rozmowy z psychologami i tym podobne. Na jaki twarzy pojawił się mały uśmiech, kiedy uświadomił sobie, że przynajmniej on nie ma takich problemów, radził sobie dobrze na Ymirze i nie potrzebował do tego kolejnych dawek tabletek.

Nagle poczuł jakiś słodki zapach, znajoma woń krwi, wspaniały aromat wypełnił jego nozdrza i niczym jakiś impuls błyskawicznie uderzył we wszystkie jego neurony, napełnił go energią i ochotą do działania. Myśli szaleńczo zerwały się z więzów i niczym stado spłoszonych koni rozbiegły się po jego umyśle bombardując go wspomnieniami z dawnych lat, tymi przerażającymi czynami, których był świadkiem i w których miał również swój udział. Znów przed oczami stanął mu mężczyzna w garniturze, który w pośpiechu opuszczał windę, jego twarz była jednak lekko rozmazana, jakby pamięć chciała spłatać mu figla. Chwilę później poczuł ogromny gniew i podświadomie szukał czegoś na czym mógłby wyładować swoją frustrację, a może kogoś... Slewnacky!

Konie znów wyrwały się z uwięzi i rozpierzchły się w panice.

***

Winda powoli zmierzała na wskazane piętro, Slewnacky zerknął kilka razy na Blackaddera po czym zaczął nucić jakąś głupawą piosenkę, więc ten drugi bezpardonowo trzepnął go w tył głowy by zwrócić mu uwagę. Pomocnik odwrócił się nerwowo i jego chudy palec uderzył w pierś technika.

- Pierdol się złamasie! - warknął Slewnacky.

Blackadder zacisnął dłoń i zrobił krok w kierunku swego pomocnika, krótki dźwięk oznajmił, że winda właśnie dojechała na właściwe piętro, Slewnacky ostatni raz obdarzył Raya aroganckim spojrzeniem i podszedł do drzwi. Stał tak kilka sekund nim uświadomił sobie, iż coś jest nie tak i raczej same się przed nim nie otworzą. Nie zdążył się nawet odwrócić, ciężka skrzynka uderzyła go z ogromną siłą w żebra posyłając go na spotkanie jednej ze ścian. Coś głośno chrupnęło i powietrze opuściło płuca pomocnika. Sekundę później na opartego wciąż o ścianę mężczyznę spadło kolejne uderzenie, tym razem wymierzone w żebra po drugiej stronie. Slewnacky jęknął cicho i osunął się na podłogę. Tymczasem z głośników umieszczonych w windzie zaczęła dobiegać jakaś wesoła melodia, zdaje się, iż ta sama, którą wcześniej nucił pomocnik.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dOeFHV1fdVM[/MEDIA]

Mężczyzna z trudem nabrał trochę powietrza, poczuł jak ręce napastnika chwytają go za głowę i podnoszą ją go góry, przez moment widział jeszcze uśmieszek na twarzy Blackadder nim otrzymał cios kolanem. Chwilę później Ray ułożył go dokładnie pod ścianą tak by miał oparcie i mógł patrzeć prosto na niego. Wyglądał niczym niecierpliwe dziecko, które właśnie doczekało się i zaraz wbiegnie do wesołego miasteczka. Blackadder spokojnie grzebał teraz w swojej skrzyneczce, aż w końcu natrafił na to czego szukał, ogromny klucz znalazł się w jego dłoni.

Nie zaatakował od razu, wprost przeciwnie, sytuacja bawiła go niesamowicie i chciał jak najdłużej się nią nacieszyć, w dodatku zdawał się tańczyć w rytm muzyki dochodzącej z głośników. Klasyczny moon-walk, jakiś obrót i nagle klucz uderza prosto w szczękę Slewnackyego tak, że większość zębów ląduje na jego nogach. Chwilę później nadchodzi kolejny tym razem wymierzony nieco wyżej, krew zalała twarz mężczyzny, ale w jego oczach wciąż widać było iskierkę nadziei, jakby była jeszcze dla niego szansa. Blackadderowi się to nie spodobało, chciał w nich widzieć tylko i wyłącznie strach, więc uderza raz, drugi i trzeci, twarz jego pomocnika zaczyna przypominać krwawą breję, ale on nie kończy, wkłada w to coraz więcej siły, nie przestaje nawet kiedy na jego kluczu oprócz krwi pojawiają się również kawałeczki mózgu.

***

Podniósł się szybko, chwycił skrzynkę z narzędziami i ruszył do wyjścia zostawiając na stoliku niedopity alkohol oraz kilka banknotów, wizja jaka zaświtała mu w głowie była zbyt kusząca by nie spróbował jej wdrążyć w życie, pomyślał jednak, że lepiej byłoby, gdyby postarał się o jakiś porządny pręt, zabawa od razu stała by się lepsza. Miał już nawet pomysł gdzie go znaleźć kiedy nagle odezwał się jego WKP, na wyświetlaczu pojawił się Patrick Baldrick, masywnie zbudowany facet o bujnej brodzie, był koordynatorem i zapewne miał jakieś polecenia. Mężczyzna było już mocno po 50. i większość jego podopiecznych wiedziała, że wolał skupiać swoją uwagę na urządzeniach niż na zbędnych rozmowach. Był dobrym fachowcem, nie lubił zbyt dużo gadać, za co z kolei lubił go Blackadder.

- Słuchaj, Ray wiem, że jest po twojej zmianie, ale Michaił utknął przy serwisie Bramy Drugiej i trochę mu tam zejdzie. Czujniki sygnalizują awarię drzwi do pomieszczeń na odcinkach C-120 , C-110 i C-130. To blisko twojej kwatery. Możesz się tym zająć?


- Jasne
- odparł technik, którego z marszu opuściły kryminalne zapędy.

- Działaj.

Koniec rozmowy, Baldrick rzeczywiście był oszczędny w słowach, Ray tymczasem po kilku szklaneczkach whiskey nie czuł się jeszcze pijany, ale zdecydowanie bliski był tego stanu. Mimo wszystko naprawienie małej awarii nie powinno sprawić mu problemu. C-110 był tak naprawdę zwykłym korytarzem w którym znajdowały się pokoje od numeru 10 do 19, analogicznie było również w C-120 i wszystkich innych tego typu odcinkach. Od razu skierował się do głównego mechanizmu odpowiadającego za ten rewir korytarzy, kątem oka dostrzegł jak jakiś mężczyzna wychodzi z pokoju, najwyraźniej własnym sposobem poradził sobie z blokadą drzwi.

Przyklęknął na jednym kolanie i sięgnął po swoją skrzynkę, rozszerzony zestaw z narzędziami marki Jayavarman, czyli jednej z najlepszych na rynku, trochę mu zajęło skompletowanie wszystkich przedmiotów, lecz gra była warta świeczki. Zlokalizowanie uszkodzenia chwilę trwało i wymagało grzebania w urządzeniu, jednak w końcu udało mu się znaleźć spalony bezpiecznik i wymienić go na nowy. Najprawdopodobniej było to zwykłe spięcie, ale Rayowi coś jeszcze nie odpowiadało, bowiem najpierw paść powinny szeregowe połączenia, czyli mechanizmy zamontowane w korytarzach, dopiero później ten główny.

Sprawdzenie korytarzy znów trochę mu zajęło, ale opłacało się, rzeczywiście wszystkie bezpieczniki na tych odcinkach były spalone i za pewne poszły jako pierwsze, co w konsekwencji spowodowało spięcie i uszkodzenie głównego. Mimo wszystko nie był pewien co mogło sprawić, że te trzy odcinki zostały uszkodzone w tym samym czasie, domyślał się, iż mógł to być na przykład gwałtowny skok mocy, bądź coś w podobnym stylu.

Zebrał swoje narzędzia i poprzez WKP zameldował o dokonaniu naprawy oraz o uszkodzeniach jakie miały miejsce, następnie miał zamiar wracać do swoich zajęć, gdy zobaczył, iż w jego stronę zmierza elegancko ubrany mężczyzna ciągnąc za rękę swoją dziewczynę, zapewne wybierali się na poziom B.

- To oburzające!
- rzucił groźnie wymachując rękami - Ile jeszcze mieliśmy czekać? Mogliśmy się spóźnić.

- Bruce uspokój się - powiedziała spokojnie kobieta - Pan na pewno zrobił wszystko co w jego mocy.

- Gówno mnie to obchodzi! Nie będę spokojny!
- odparł - Czuje od niego alkohol!

- Zrobiłem co do mnie należało, tyle w temacie
- rzekł spokojnie Ray, po czym nagle chwycił rękę dziewczyny, ukłonił się lekko i ucałował ją, następnie dodał grzecznie - Mam nadzieję, że urocza madame mi to wybaczy i jednak się nie spóźni.

- Co pan?! - warknął elegant i już miał zamiar chwycić technika za ramię, jednak krótkie, ostrzegające spojrzenie Blackaddera w zupełności wystarczyło by stracił zapał, odwrócił się do kobiety, która zaczerwieniła się troszkę - Choć kochanie, nie marnujmy czasu.

- Życzę udanego dnia
- rzucił jeszcze w ich kierunku Blackadder.

Nie przepadał za tego typu ludźmi, wręcz nimi gardził, w końcu nie przyjechali tu po to by się bawić i stroić, lecz by pracować i tego powinni się trzymać. Mimo wszystko zerknął jeszcze kilka razy przez ramię na odchodzącą kobietę, była całkiem atrakcyjna i najwyraźniej spodobał jej się jego miły gest. Mógł teraz wrócić do swojego pokoju, lecz jakoś nie miał na to póki co ochoty, zresztą i tak by teraz nie zasnął, a innego zajęcia nie miał. Postanowił więc udać się na poszukiwanie swojego pomocnika - Slewnackyego, ciekawe co u niego słychać?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline