Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 15:11   #19
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Skromne biuro o tyle wyróżniało się wśród innych pomieszczeń niższej administracji, że w powietrzu zawsze unosił się zapach taniego syntytoniu. Pracujący tu cwaniak dogadał się z jednym z techników na zabicie czujnika przeciwpożarowego. W efekcie przy oczywiście wyłączonej wentylacji, było tu zupełnie znośnie jeśli idzie o temperaturę. Cwaniakiem oczywiście był zarządca pionów przetwarzania A2, Adam Kilian. Mały rudzielec wiercił się teraz na swoim krześle obrotowym. To spoglądał w monitor biurka, to na raport Orewaya, to znów na stojącego po przeciwnej stronie biurka Seamusa, którego był bezpośrednim przełożonym. W ręku między palcami wędrował wkurzająco nieskoordynowanie srebrny osobisty interkom. Irlandczyk miał już dość czekania na reprymendę, karcer, czy co tam innego. W głowie wciąż mu szumiało. Gdzieś w głębi czaszki nadal słyszał wrzask lecącego w dół Kellera, a potem jeszcze ten martwy szept gdy już mózg górnika siadał. Jakby w całym tym marudnym, starym łbie nie było innej ostatniej myśli. „jest we mnie”. Biedny, drań... Może i ta menda Oreway miał rację. Może starego faktycznie coś męczyło... Nie tak trudno znowu mu się dziwić. Nie za wielu było takich, którym Ymir się podobał. A zresztą. Miał już tego dość. Teraz kiedy już nawet widok Madelaine przyprawiał go o wrzody żołądka, mógł już tylko upić się piwem z Halem i Tykesem. Dzieciakom nie chciał się pokazywać w takim stanie...
- Coś się kroi Gallagher – Kilian odezwał się w końcu. Nie do końca w taki sposób w jaki Seamus się spodziewał. Brakowało czegoś w stylu „Pokpiłeś sprawę Gallagher”, albo „Jutro zgłosisz się w A07 do wydobycia”, czy choćby wskazanego mu bez słowa nowego identyfikatora górniczego. Irlandczyk spojrzał niepewnie na rozbiegane po pokoju oczy małego mężczyzny. Przez chwilę wyglądał jak szczur, który pod skórą miał już jakieś przeczucie i jeszcze go nie rozumiał – Cholerny mróz. Niczego nie można być teraz pewnym. A oni jeszcze komunikację z Ziemią zawiesili...
Twarda gula sprzeciwu podeszła Seamusowi pod gardło. Jutro miał rozmawiać z Kevinem... Z trudem ją przełknął. Tylko tego mu dziś brakowało. Nie odezwał się.
- ..do odwołania. Coś się kroi... I ci na górze na pewno wiedzą co. W sekcjach A0 niżej i zresztą wszędzie indziej też mają wypadki. Bójki, samobójców i zabójstwa psia mać. U nas dopiero pierwszy... tego typu.
Nagle zatrzymał spojrzenie na Seamusie i zmrużył oczy.
- Słuchaj Gallagher. Oreway zdiagnozował depresję, ale chyba sami w Trauma-Erze nie wiedzą o co chodzi. Zostawili sprawę sekcji medycznej z góry i nic więcej nie mówią. A ja, tak się składa mam tam kumpla. Cornelius Keller, jak i inni podlegał okresowym badaniom i nic na żadną depresję nie wskazywało.
- Nie bardzo rozumiem co ma pan na myśli, panie Kilian.
- Ja sam nie rozumiem. Ale skoro giną ludzie, to chciałbym rozumieć zanim Vittel uzna, że opłaca się coś więcej ogłosić.

Seamus poruszył się nerwowo w swoim krześle. Plotki o tym, że jest gorzej, owszem, były. Ale to było przecież tylko babskie gadanie. Naprawdę nie sądził, że z zarządcy może wyjść taka ciotka, by robić po gaciach, że to grubsza afera, jakaś.
- Zostawiam ci stanowisko brygadzisty - rzekł nagle zmieniając ton. podpisując raport Orewaya - Ale ty, uważaj i obserwuj. Jeśli zauważysz coś nie w porządku, wal prosto do mnie.
Wstał i podał rękę irlandczykowi. Ten przyjął ją z wrażeniem ulgi. Może jednak nie będzie dziś tak źle. Ulga jednak szybko minęła gdy na myśl przyszło mu, że w najbliższym czasie nie będzie miał szansy pogadania z dzieciakami. Tak naprawdę to go napędzało do pracy. Do pracy i nie zawracania sobie głowy bólami tego dupomroźnego świata.
- W porządku szefie... Dzięki.

***

C-125. Zimna, wiecznie pokryta szadzią kanciapa zawalona przeróżnymi śmieciami. Amatorski moduł do ultradźwiękowej obróbki stali zajmował zdecydowaną większość miejsca między łóżkiem a stanowiskiem komputerowym. Seamus nie był nim jakoś specjalnie zachwycony, ale ile można łazić do siłowni. Trzeba coś robić, bo inaczej się wciąż chla i głupie rzeczy do łbów przychodzą. A i zasuwanie przy ryczących piecach na kacu nie należy do najprzyjemniejszych zajęć toteż postanowili z Tykesem, że nie będą dawać w palnik częściej niż raz na dwa, trzy dni. W związku z tym Seamus z magazynów technicznych wyciągnął półtora roku temu ręczną obrabiarkę ultradźwiękową do stali i przy jej cichym szumie próbował uformować jakieś konkretne kształty z kawałków matowego odpadu ymirskiej stali, który im zostawał po elektrolizie. Trudno było nazwać to sztuką, ale takie dłubanie przy tym dawało sporą dozę satysfakcji. Miał nadzieję, że za rok będzie na tyle dobry, by stworzyć coś co będzie pamiątką dla dzieciaków. Taki marines mógłby się nawet Kevinowi spodobać...
Zamykając za sobą drzwi, narzucił na ramiona dodatkową kapotę i usiadł ciężko przed biurkiem. Tak. Dziś zrobią wyjątek od reguły. Dziś trzeba się napić.

Oszroniony regulator temperatury oczywiście przesunięty na maksymalne ogrzewanie, ale i tak było wiadomym, że dla oszczędności Vittel w godzinach pracy całkowicie wyłączał dopływ ciepła do sekcji mieszkalnych. Machinalnie starł z niego cienką warstwę skroplonej wody, po czym to samo uczynił z wiszącymi nad biurkiem obrazkami świętej Barbary i Patryka.

Drzwi odezwały się krótkim, niskim dźwiękiem informującym, że ktoś chce wejść. Podniósł się niechętnie i otworzył je. Jerry wyglądał mało entuzjastycznie. Jemu akurat trochę się dziś upiekło. Wyszedł już z elektrolizy gdy Keller skoczył.
- Idziemy do C-28, Seam. Chłopaki Biggsa i Cooldmana też przyjdą.
- Stypa, co? Dobra. Dojdę za chwilę.


***

Piwo było dobre. Nie tylko smakowo, bo trzeba przyznać, że Hal wziął naprawdę jedno z najlepszych. Mocniej gazowane niż przeciętny sikacz pogłębiało tylko odczuwalną mroźność i przy okazji odwracało nieco uwagę od smętnych myśli, które chcąc nie chcąc i tak wracały. Seamus musiał przyznać, że rozmowa z Kilianem zaowocowała mętlikiem w jego głowie. Zarządca uważał, że Keller miał wszystko w porządku z głową. Miał też pewnie na ten temat jakieś konkretniejsze pomysły, ale dopiero teraz irlandczyk również zaczynał mieć wątpliwości. Gdzie stary był wcześniej? Trochę się spóźnił...
Hal pierwszy zapuścił nieuniknioną dyskusję. Ta jednak szybko została przerwana. Cooldmanowi nerwy puściły gdy Młody poczęstował się jego flaszką. Śrubokręt w dłoni brygadzisty jak lodowate ostrze przeciął pojedyncze śmiechy, które rozbrzmiały gdy Szczota został nakryty na swoim procederze. Gnojek był w porządku, ale źle dziś trafił i Cooldman w nerwach przegiął pałę. Szczęśliwie po krótkiej szamotaninie i błyskawicznej interwencji seksownej kobitki z plakietką „Sanders” nikomu nic się z grubsza nie stało, choć widok powalonego przez nią dwa razy większego Cooldmana, wprawił paru górników w konsternację. Na twarzach pojawiła się niepewność, która zaraźliwie przeskakiwała na kolejnych widzów kolejnej dziś bitki w kantynie.
- Widzisz Frank jak cię dosiadła? - przerywając w końcu ciszę Seamus spytał już słabo wyrywającego się brygadzistę - Czego narzekasz jełopie?
Górnicy ryknęli śmiechem.
- Pani oficer, ja też mam śrubokręt! - krzyknął rechocząc Vinnie.
Z całej ekipy właściwie tylko Seamus miał dziwny wyraz twarzy gdy patrzył na wykrzywioną gniewem facjatę brygadzisty. Coś w niej było... coś co kurewsko przypominało Kellera gdy umierał... Pokręcił głową zniechęcony tym wszystkim.
- No dobra, ekipa! - krzyknął zostawiając za sobą przeczucia - Na raz! Za Kellera! Niech wie, że wszyscy dziś za niego piją!
- Za Kellera!
- Na raz!

Puszki znów powędrowały ku górze i po chwili opróżnione, zostały zmięte w mocarnych dłoniach.
- Tykes, twoja kolejka...

***

Iwo Jimba mówił powoli, relacjonując swoje spostrzeżenia, a Hal i Seamus słuchali chcąc skupić się w gwarze kantynowym na słowach murzyna. Wyglądało na to, że stary utrzymywał jakieś kontakty z ochroną. Nie wróżyło to niczego dobrego, a on sam nic o tym nie wspominał. Seamus zaczynał coraz mocniej kombinować. Jeśli Oreway wciskał im kit to by znaczyło, że to nie koniecznie był wypadek. Ktoś mógł coś podać Kellerowi. Ponoć wesołe pigułki przy odpowiednich modyfikacjach mogą powodować jakieś odpały z głową...
- Słuchaj Hal - rzekł w końcu, gdy Jimba zamilkł - Ktoś zabierał ciuchy Kellera z szatni, czy zabrali go w kombinezonie żarowym?
- Chyba żarowym - odparł młody technik i po chwili uśmiechnął się chytrze. Kumał.
- Mam otwartą przepustkę za Dolną Bramę. Jeśli nikt się kuźwa nie przypieprzy do nas...
- Spoko. Ekipa sprzątająca wejdzie na jego pokój nie szybciej niż jutro. Zdążymy.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline