Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 21:52   #4
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
"Nie nazywaj człowieka szczęśliwym, póki żyje."
Herodot

Ból. Głowy, brzucha, klatki piersiowej. Tyle bólu. Ale co dziwne, powinien wystąpić tylko jeden. Zawsze występował tylko jeden. Teraz jednak Kurt odczuwał również kilkuminutowy spacer, będąc przerzuconym bezwładnie przez ramię olbrzyma, oraz kiwanie głowy na boki i mało delikatne lądowanie na tylnym siedzeniu pick-upa. Ból ciała odwykłego od ruchu, szczególnie ruchu gwałtownego i nieskoordynowanego z wolą posiadacza ciała, rozbudził chłopaka. A dokładniej, jego świadomość, bo fizycznie był w stanie z ledwością podnieść powieki. Nawet jego jęk został zagłuszony przez ryk silnika pędzącego pojazdu.

Nie rozumiał, jak mógł się znaleźć w samochodzie, skoro przed zaśnięciem leżał w szpitalnym łożu, jednak po chwili mózg doszedł do siebie i skojarzył podstawowe fakty. Ci kolesie siedzący z przodu zabrali go stamtąd. Ale po co? Gdzie? Na czyje polecenie?
Jedynym sensownym wytłumaczeniem było porwanie, ale też nie była to zbyt solidna teoria. Bo niby po co ktoś miałby go porywać? Ze względu na jego ojca? Ale po co porywać syna vice prezesa banku, skoro można porwać córkę prezesa, buntowniczkę, która odcina się od ojca, ale która jest jego oczkiem w głowie? Skoro Kurt to wiedział, porywacze szukający potencjalnych celów też powinni. No i po co porywać kogoś, kto jest umierający? Zostało mu jakieś pół roku życia, które pewnie i tak spędziłby w szpitalu. Czy myślą, że bankowiec w takiej sytuacji zapłaci okup?

Mężczyzna otworzył powoli oczy by ponownie zerknąć na porywaczy, jednak nie zdało się to na wiele. Nie mógł się zbytnio skupić i chyba wydał z siebie jakiś dźwięk, bo siedzący na fotelu pasażera mężczyzna zorientował się w sytuacji i momentalnie przystawił ofierze pistolet do głowy. Z jakiegoś dziwnego powodu, Kurt nie miał czasu zareagować w żaden sposób, po upływie sekundy ponownie leżał bez sił na kanapie, lecz ponownie nie stracił do końca przytomności.

Gdy tylko usłyszał głosy, ucieszył się, miał nadzieję, że ich rozmowa pomoże mu choćby pobieżnie zrozumieć, w jakiej sytuacji się znajduje.
Niestety, żadnych konkretów nie podsłuchał, jednak poznał parę nowych faktów. Ponad nimi była Rebeka, prawdopodobnie ona to zorganizowała. Bali się jej, co nie wróżyło dobrze. Kobieta wzbudzająca w takich "kozakach" strach musi być bezwzględna i brutalna. Można było wywnioskować z rozmowy również to, że ładunek, czyli w tym przypadku Kurt, musiał pozostać nietknięty z zewnątrz. To przywodziło na myśl średniej klasy filmy SF, gdzie kosmici potrzebowali skór ludzi, żeby się za nich przebrać, wślizgnąć się w społeczeństwo i przejąć nad nimi władzę. Tę historyjkę jednak Kurt wyrzucił do kosza, w końcu to jedna z najbardziej niedorzecznych rzeczy, jaka mogła mu przyjść do głowy. Jednak sam fakt "nietykalności" przesyłki był zastanawiający.

Cierpiąc i nie będąc w stanie wydać z siebie nawet jednego jęku, mężczyzna poczuł wreszcie jak samochód wytraca prędkość i w końcu gwałtownie zatrzymuje się, o mało co nie zrzucając go z siedzeń. Po chwili któryś z porywaczy przerzucił go sobie przez ramię, potęgując ból brzucha i klatki, i wniósł do jakiegoś domu, na piętro. Jego ręce były bardzo zimne, możliwe że przemrożone. Kanada? A może nawet Rosja? Mało to się słyszy o rosyjskiej mafii? Może akurat nie w tych okolicach, ale przecież to nie wykluczone. Może chcą mu wyciąć działające organy? W szpitalu został przebadany, potwierdzono sprawność nerek, wątroby czy czego tam jeszcze, to pewniejsze niż porywanie przypadkowych osób z ulicy. Ale to dalej nie tłumaczy, dlaczego bali się uszkodzić twarz...

Wreszcie dotarli do końca podróży, a Kurt został nadzwyczaj delikatnie ułożony na miękkim łóżku. Wydało mu się to dziwne, w końcu kto zapewnia luksusy porwanemu? A to łóżko było naprawdę wygodne. Tak wygodne, że już minutę po wyjściu "tragarza" mężczyzna rozluźnił się na tyle mocno, że postanowił zrezygnować z dalszego rozmyślania i mentalnie odpłynął.

***

Otworzył oczy płynniej i bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich miesięcy. Gdy zobaczył ciemny sufit oświetlony pojedynczą lampką stojącą obok łóżka, przypomniał sobie, gdzie jest, a raczej, dlaczego nie jest w szpitalu. Najbardziej jednak niepokoił go... brak bólu. Ból nie znika od tak, a już na pewno nie ból spowodowany złośliwym rakiem płuc. Kurt zerwał się z łóżka, łapiąc kurczowo koc, na którym był ułożony. Na wpół leżąc rozejrzał się szybko po pokoju, szukając osób trzecich, jednak nikogo nie było. Uspokoił się nieco, rozluźnił chwyt i usiadł na łóżku, rozglądając się ponownie, tym razem zwracając większą uwagę na szczegóły.

Znajdował się w niewielkim, lecz dobrze rozplanowanym pomieszczeniu, można je było przejść po przekątnej paroma krokami. Siedział na jednoosobowym, drewnianym łóżku, obok stała szafeczka nocna, na której znajdował się wspomniana już lampka nocna, będąca jedynym źródłem światła, oraz skromny posiłek na który składały się kanapki i dzbanek z wodą. Dobroczyńcy.
Były jeszcze drewniane biurko i krzesło, oraz szafa. Generalnie przypominało to porządny pokój w afrykańskim akademiku, tylko łóżko nie było piętrowe. Jak i tam, niepokojący był brak ubikacji, chociaż pewnie wystarczy zapukać w drzwi i oznajmić o swoich potrzebach osobę pilnującą go. Taką miał przynajmniej nadzieję, chociaż, póki co, nie czuł potrzeby sprawdzania swojej teorii.

Mężczyzna wstał i powoli przeszedł się po pokoju, dotykając mebli i ścian, właściwie bez konkretnego celu. Doszedł do drzwi i bez specjalnej nadziei przekręcił gałkę. Nic. Uderzył w nie głową, raz, drugi. Oparł się o nie czołem, zdusił łzy pchające się mu do oczu. Nie było to spowodowane bólem, który pulsował w miejscu uderzenia, tylko bezradnością. Nie wiedział, co się stało, nie wiedział nawet, kiedy. Ktoś go porwał? To tak, jakby miał mało kłopotów, walcząc z chorobą wiedząc z góry że przegra. Rozsypywał się psychicznie, stracił pewność siebie, codziennie powstrzymywał się przed poproszeniem rodziny o przyspieszenie jego śmierci i tym samym skrócenie mąk. Starał się być przy nich wesoły, wspierać ich w momencie, w którym to on sam potrzebował wsparcia. Czuł się za to odpowiedzialny, tak samo jak teraz, za to porwanie. Nie czuł się dobrze mając przeczucie, że mógł zrobić coś, żeby temu zapobiec. Nie wiedział co, jednak uważał, że mógł. Na pewno ktoś się nim interesował, ktoś obcy, być może nawet był w szpitalu, ale on tego nie zauważył. Teraz przez jego nieuwagę rodzina pewnie szaleje ze zdenerwowania i strachu o niego, nie mając zielonego pojęcia, gdzie jest. Może nawet myślą, że uciekł gdzieś na własną rękę?
I co się stało z bólem? Żadne prochy w szpitalu nie mogły kompletnie zagłuszyć bólu klatki piersiowej, a tu nagle budzi się i co, ból tak po prostu zniknął? Może po prostu zwariował?

Oparł się plecami o ścianę i spojrzał na kanapki. Nie czuł się jakoś bardzo głodny czy spragniony, postanowił więc zostawić je na później. Zobaczył za to, po raz pierwszy, zamurowany otwór okienny. Podszedł do niego i dotknął. Był suchy, a niektóre z cegieł miały ukruszone rogi, co świadczyłoby o tym, że zamurowano te okna jakiś czas temu, na pewno nie w tym miesiącu. Czyżby regularnie przywożono tu ludzi?

W tym momencie Kurt przypomniał sobie pewien film, "Hostel". Porywano w nim ludzi i sprzedawano bogatym świrom do najbardziej zmyślnych tortur, podobno oparta na prawdziwych wydarzeniach. Co prawda, akcja działa się gdzieś w Europie, ale kto wie...

Otrząsnął się, wyrzucając te myśli z głowy. To byłoby zbyt okrutne, pozbawiać umierającego bólu a potem zadawać mu go po tysiąckroć więcej. Niemniej jednak pot zaczął ciec po skórze mężczyzny, który zaczął się nerwowo rozglądać szukając kolejnej wskazówki. Nie zobaczył nic, poza szafą, do której jeszcze nie zaglądał. Nie sądził, żeby znajdowało się tam cokolwiek, jednak chciał się upewnić, w końcu nie miał nic innego do roboty. Otworzył szafę i stanął jak wyryty. Była to część jego garderoby, i to nie takiej samej, jaką nosi, tylko tej samej, noszonej przez niego. Było kilka sztuk luźnych jeansów, firmowych podkoszulek i rozpinanych bluz z kapturem. Do tego wygodne sportowe obuwie i jedna z niewielu eleganckich koszul, jakie miał, czarna, taliowana. Do tego kilka kompletów bielizny, starczą na jakiś tydzień. Znalazły się też przeciwsłoneczne awiatorki, które mimo panującego w pokoju półmroku założył od razu na nos, dodawały mu pewności siebie. Jeszcze raz przejrzał ubrania z niedowierzaniem (okulary musiał podnieść nad czoło) i wybrał wreszcie jasnobłękitne, mocno poprzecierane jeansy, biały t-shirt z czarną sylwetką skateboardzisty oraz białe buty Reeboka. Chciał jakoś wyróżnić się na tle tego ponurego pomieszczenia, i uznał, że osiągnął swój cel. Spojrzał na stolik i napił się trochę wody, nie ruszył jednak kanapek. Położył się ponownie na łóżku, założył okulary i leżał, uspokajając emocje i czekając na... cokolwiek.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline