Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2010, 22:57   #31
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Charles „Chuck” Fish

Widziałeś jak ochrona poziomu B odeszła wraz z Niki i Golasem. Przy zamkniętym wejściu do kantyny C-28 został tylko jeden ochroniarz w ciężkim kombinezonie ochrony, z pełną maską i neo-kewlarowymi elementami. Wyglądał, niczym jakiś cyborg.

To było dziwne uczucie. Nie miałeś pracy. Wróciłeś do swojej kwatery, nie bardzo wiedząc co ze sobą począć. Od przylotu na Ymira codzienna praca w kantynie – poza krótkimi urlopami spędzanymi w kabinach solarnych i holokabinach stymulujących holograficzne pejzaże plaż na ziemskich rajskich plażach – zawsze wstawałeś, by ludzie mieli co wypić i czasami zjeść.

Położyłeś się na łóżku, ale myśli szalały w twojej głowie. Strach. Zimny strach wypełzał z twego wnętrza i rozlewał się po twoim ciele. To już trzecia zima na Ymirze. Pierwszą przeszliście zaraz po wylądowaniu – wtedy wszystko było nowe i obce. Korytarze – teraz ciasne i znajome, wydawały się nie mieć końca. Druga zima była kiepska. Zaczynały się depresje, lecz nie to co teraz. Nie trzeba być fachowcem, by zorientować się, że dzieje się coś naprawdę niedobrego. Te morderstwa, te bójki – jakby ludziom pieprznęły bezpieczniki.
Zacząłeś czuć się, jak w puszce. Ściany falowały, jakbyś walnął sobie kilka drinków za dużo.
Na szczęście szybko wziąłeś się w garść. Może byłeś chudzielcem, ale charakter miałeś mocny i byle załamanie nerwowe innych nie napędzi ci strachu.

Zabrzęczał WKP. To ktoś z Kierownictwa.

Twarz urzędnika – szczupła, wręcz ostra – wyświetliła się na holo – kiedy odebrałeś.

- Charles Fish – upewnił się rozmówca, a gdy potwierdziłeś zaskoczony kontynuował. – Witam pana serdecznie. Nazywam się John Hudkins. Jestem Kierownikiem pionu Rekreacji i Rozrywki – znasz podpis faceta, Polaczek zawsze otrzymywał od niego przydziałowy alkohol.

- Zapewne pan nie wiedział, lecz korporacja VITELL posiada 60% udziałów w kantynie pana Simona Polaczka. Ze względu na okoliczności związane ze zniknięciem pana pracodawcy, korporacja uznaje pana za wykonawcę jej woli. Przejmuje pan zarządzanie kantyną. Proszę niezwłocznie udać się na miejsce, doprowadzić je do porządku i wznowić działalność. Nie możemy pozwolić sobie na niezadowolenie pracowników pozbawiając ich miejsca odpoczynku po pracy.



Dhiraj Mahariszi i Peter Jakowlew


Peter - upewniając się, że szalony górnik nie stanowi zagrożenia doskoczyłeś do leżącego doktora., pytając o stan zdrowia. Jednak ten nie odpowiedział.

Psychiatra miał siną twarz, krwiaki na szyi oraz wybałuszone oczy pełne lęku człowieka, który otarł się o śmierć. Z trudem stał łapiąc oddech, by potem niemal instynktownie opaść na pobliskie krzesło. Ty natomiast szybko połączyłeś się z ochrona informując o incydencie.

Dhiraj - przed oczami latały ci ciemne mroczki. Wiedziałeś, że śmierć była blisko i gdybyś nie przykładał się tak do swojej pracy, pewnie Parkers by cię udusił. Na szczęście przeciągnąłeś sesję na tyle, ze zdążył pojawić się nowy pacjent – Peter Jakowlew – i najwyraźniej uratował ci skórę. Teraz jednak nie mogłeś wykrztusić ani słowa i miałeś nadzieję, że szaleniec nie dokonał jakiś poważniejszych zniszczeń w twoim gardle. Na moment przymknąłeś z ulgą oczy. To wystarczyło.

Peter - byłeś raczej przeciętnej postury, a Troy Parkers był niezwykle wytrzymałym mężczyzną.
Czas, który Jakowlew stracił na pomoc psychiatrze w podniesieniu się z ziemi wystarczył, by górnik odzyskał przytomność. Dihraj – ty zobaczyłeś ze wstaje z podłogi pierwszy, jednak obolałe gardło nie pozwoliło ci w porę ostrzec wybawcy. Troy poderwał się i rzucił na plecy.

Peter – atak zaskoczył cię. Myślałeś, że przeciwnik będzie dłużej nieprzytomny. Przeciwnik był niższy od ciebie, ale dużo sprawniejszy i silniejszy. Impet skoku popchnął cię na ścianę. Na szczęście skafander zatrzymał impet ciosu. Wróg zadał ci cios w nerkę. Mimo grubego stroju poczułeś, jak siła uderzenia rozlewa się po twoim ciele. Szarpnąłeś się instynktownie wyprowadzając cios łokciem w tył, czując że trafiasz.
W odpowiedzi pieść spadła na twoją głowę. Pod czaszką zahuczało. Łzy bólu napłynęły ci do oczu. Na szczęście nie straciłeś przytomności. Górnik szarpnął cię z wściekłym rykiem i poleciałeś w bok, wpadając na jakiś mebel i wywracając go. Nim zdołałeś złapać równowagę górnik doskoczył i uderzył. Pięść trafiła cię w twarz. Z przenikliwym bólem rozcinanego łuku brwiowego krew zalała ci twarz. Ten widok dosłownie wywołał amok u górnika. Rzucił się na ciebie ze straszliwą furią – jak wściekłe zwierzę.

Dhiraj – cała scena działa się bardzo szybko. Twój wybawca sam teraz zmienił się w ofiarę. Troy Parkers zaatakował go – podobnie, jak wcześniej ciebie – w zwierzęcym zapamiętaniu. Widząc krew na twarzy Petera ocknąłeś się z chwilowego szoku. W szufladzie biurka miałeś przygotowaną strzykawkę ciśnieniową z dawką środka uspokajającego. Nim ją wydobyłeś i ruszyłeś w stronę agresora. Peter leżał już na ziemi, zbierając kolejne ciosy.

Doskoczyłeś i prawie udało ci się wbić igłę w szyję Troya. Ten jednak był szybszy. Uderzył w twoją rękę wytracając ci strzykawkę z dłoni. Potem poderwał się z półprzytomnego Jakowlewa i rzucił na ciebie. Nie maiłeś szans w starciu fizycznym z rozwścieczonym szaleńcem. Atak posłał cię na podłogę.

Kolejnego nie było.

Pomieszczenie przeszył charakterystyczny, buczący dźwięk wystrzału z pistoletu elektrycznego. Impuls trafił Troya w twarz. Zaskwierczała poparzona skóra, pokrywając się bąblami, a przez ciało maniaka przeleciały wyładowania elektryczne. Szaleniec upadł w drgawkach na ziemię.

W wejściu stał ochroniarz. Zrobił dwa kroki, spojrzał na was i strzelił raz jeszcze do leżącego górnika. Tym razem w środek korpusu. Potem przyklęknął przy leżącym Jakowlewie i przyłożył swój podręczny medpak do twarzy urzędnika.

- Tutaj Grigorij Janeczko z ochrony. Mam dwójkę pokrzywdzonych w kolejnym ataku. Proszę o przysłanie Trauma-Teamu na pozycję mojego lokalizatora. Mam też obezwładnionego szaleńca. Proszę o przysłanie wsparcia.

Dopiero, kiedy skończył meldować spojrzał na was mówiąc:

- Zaraz będą tu pielęgniarze. Trzymajcie się.

Dhiraj, wiedziałeś że funkcjonariusz te słowa kieruje do okrwawionego Petera, który balansował na skraju utraty świadomości.



Sven „Szczota” Lindgren

Darłeś mordę, aż rozbolało cię gardło.

Miałeś tylko nadzieję, że smarki nie lecą ci z nosa, bo to byłby już obciach.
Arti, lub raczej to, co z niego pozostało, leżał kilka metrów dalej i cuchnął krwią i fekaliami. Wyglądał koszmarnie.

Nagle zdałeś sobie sprawę, że korytarz C-31 – stanowiący bezpośrednie przejście do Poziomu A - jest nie tylko zimny, ale również niezbyt dobrze oświetlony i cichy – no jeśli nie liczyć twoich krzyków.

Nagle umilkłeś, jakby kierowany dziwnym, pierwotnym instynktem. Spojrzałeś w stronę ciemnego tunelu. Wiesz, ze kawałek dalej zaczyna się mała stacja kolejki, gdzie kursują półautomatyczne wagoniki dowożące ludzi i sprzęt na poziomy wydobywcze, aż do Windy A-31. Jakieś dwa kilometry opadającego w dół zakrętasami tunelu.

Czułeś, jak ciemność za bramą napiera na ciebie. Mogłeś przysiąc, że wpatrywały się z niej w ciebie jakieś oczy. Obracająca się, pomarańczowa lampa alarmowa rzucała wokół światło i tworzyła migotliwe rozedrgane cienie po obu stronach bramy.

Instynkt odziedziczony po przodkach kazał ci zwiewać, lecz nogi jakby wrosły w ziemię.

Tak!

Coś tam jest! Porusza się tuż przy ziemi!

Rozbłysk światła! Dwa skośne punkty, jak diabelskie ślepia. A może to jakieś lampki przy torach kolejki?

Rozbłysk światła! Ukradkowy ruch, po drugiej stronie bramy! A może to wyobraźnia płata figle i widzisz w cieniach coś, czego nie ma.

Robi się zimniej, ale ty czujesz pot zlewający twoje ciało pod kombinezonem. Wpatrzony w mrok za bramą do C-31 aż do bólu oczu.

Znów! Przysiągłbyś, że coś lub ktoś gwałtownie poruszyło się w ciemnościach! Wykonało szybki sus zbliżając się do ciebie! Może to jednak tylko gra świateł?

Z tunelu dobiegł cię narastający warkot. Nogi nadal nie chciały uciekać, chociaż umysł był już w twojej kwaterze i właśnie kładł spawy na drzwi, barykadując cię w środku bezpiecznego pokoju.

Warkot narastał. Potężniał.

I wtedy zrozumiałeś. To nadjeżdżała kolejka z dolnych poziomów.

Korytarzem za twoimi plecami biegli jacyś ludzie. Ochrona. Ale w innych uniformach, niż ci z poziomu B. I co więcej broń którą trzymali w ręce nie wyglądała na elektryczną. Trzej ludzie mieli normalne karabiny szturmowe, jak na jakiejś pierdzielonej wojnie.



Furkot kolejki narastał w tunelu. Uczucie grozy, trzymające cię do tej pory w kleszczach znikło, nogi znów odzyskały sprawność.

- Odsuń się, chłopcze – zabrzmiał mocny głos spod maski.

Dwóch strażników wyminęło cię biegiem z bronią gotową do użycia. Jeden zatrzymał się przy zwłokach Artiego, a drugi spojrzał przez bramę omiatając ciemność tunelu snopem latarki.

- Odejdź stąd – usłyszałeś polecenie dowódcy. – I nie opuszczaj swojej kwatery. Ktoś na pewno będzie chciał z tobą porozmawiać.

- Pusto! – zameldował ochroniarz dowódcy

A ty poczułeś skurcz w żołądku. Jedna, niespokojna myśl przebiegła ci przez głowę.

- A co on chciał tam zobaczyć?

Bo ton jego głosu mówił, że czegoś szukał i czegoś obawiał się znaleźć.




Nicole Sanders


Dwaj milczący ochroniarze poziomu B prowadzili was w milczeniu przez wyludniony o tej porze kompleks, a trzeci z nich został przy kantynie C-28. Szliście doskonale wam znanymi korytarzami i łącznikami, aż do wind pasażerskich prowadzących na poziom B.
Wezwana winda przybyła szybko i przez dłuższą chwilę zjeżdżaliście jakieś dziesięć metrów niżej, gdzie zaczynał się poziom B.

Wyszliście na doskonale wam znany hal B-01 – arterię poziomu B. Stąd można było dotrzeć do znanych wam części wypoczynkowo – rekreacyjnych poziomu, do pomieszczeń z bio-masą, do kwater Kierownictwa Kopalni, do magazynów, Trauma-Teamu i tego wszystkiego, co czyniło poziom B tak atrakcyjnym i ważnym miejscem.

Wy ruszyliście korytarzem B-06 prowadzącym do kwater Dyrekcji. Ale nie doszliście tak daleko. Strażnicy skręcili w B-112 i dotarliście do „Gniazda” – pomieszczenia głównego Ochrony Ymiru A na poziomie B. Pomieszczenie oznaczone było kodem B-116.

Jeden ze strażników wyjął identyfikator i wsunął go w szczelinę zamka elektronicznego. Wzmocnione drzwi otworzyły się na oścież.



Było to pomieszczenie z monitoringiem całej bazy. Na wielkim ekranie pracownik ochrony obserwował położenie każdego człowieka na bazie odczytując sygnały z lokalizatorów w skafandrze.
Golas stał oniemiały. Mieliście system detekcji i lokalizacji na swoim poziomie, lecz nie tak zaawansowany.

- Simon Polaczek – rzucił dowódca prowadzący waszą czteroosobową kawalkadę.

Pracownik monitoringu wykonał kilka ruchów w powietrzu, a na małym holoekranie pojawiła się twarz barmana z C-28, obok której wyświetliły się rzędy informacji włącznie z wykresem medycznym – elektrokardiogramem. Prostą, zielona linią. Zamarliście.

- Zdjęty WKP i kombinezon – powiedział ochroniarz odczytując dane z wyświetlacza.

- Lokalizacja?

Drugi mężczyzna wykonał kolejne ruchy i na wielkiej mapie nad nim zalśniły dwa punkty – jeden niebieski, drugi zielony. Kilka ruchów dłońmi wykonanymi przez operatora później obraz na wielkiej mapie zmienił się w hologramiczną kopię bazy Ymir A w odcieniach zieleni.

- Pomieszczenie C-421. Kwatera prywatna. Właściciel – Simon Polaczek. Monituję pomieszczenie.

Obraz zmienił barwę w skan termiczny.

- Żadnych oznak życia.

- Orzeł – dowódca patrolu z sekcji B rzucił nagle zadanie w powietrze. – Wysłać tam patrol. Niech im Gniazdo odblokuje wejście. Niech sprawdzą pomieszczenia.

Wtedy twój WKP zabrzęczał. Dowódca skinął ci głową, byś odebrała.

Na holowyświetlaczu pojawiła się twarz autentycznie przerażonego Szczoty.

– Psze pani Sanders, coś się stało w C-31, mam tu ciało Artiego Connora! –bełkotał chłopak o dziwo w całkiem zrozumiałym języku – Nie żyje! Zabity na śmierć! Coś go kurwa przeżuło!

- C-31 – warknął podenerwowany dowódca. – Gniazdo. Wyślij tam Grupę Rozpoznawczą. To może być to.

- Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje – zapytał Golas. – Mamy prawo wiedzieć. – dodał bardziej ugodowo, kiedy zamaskowany ochroniarz odwrócił głowę w jego kierunku. – Też jesteśmy z ochrony.

- Macie prawo – zgodził się dowódca patrolu i zdjął maskę. – Jestem Bill Rock. Chodźcie za mną.

Poprowadził was jeszcze przez dwa korytarze, do biura. Pomieszczenie B-130.

- Proszę, to dla was – powiedział wyjmując coś ze schowka i kładąc na blacie przed wami.

Zdumieni ujrzeliście dwa standardowe pistolety używane przez wojsko. Anakondy C-20. Amunicja bezłuskowa. Dwadzieścia kul w magazynku – naprawdę niewielkim i lekkim. Moc obalająca wystarczająca by przedziurawić człowieka w kombinezonie. Niezawodne w prawie każdych warunkach. Magazynek wystrzeliwują w niespełna dwie sekundy. Zasięg skuteczny ponad dwieście metrów. Prawie bezgłośny i śmiertelnie skuteczny gnat.





- Macie w nim standardowy system celowniczy i naprowadzanie laserowe na cel – wyjaśnił Rock z beznamiętną twarzą. – Dostajecie po magazynku ostrej amunicji.

- Dlaczego? – zapytał Golas przyglądając się nieufnie pistoletom.

- Na wypadek buntu górników – ten sam beznamiętny głos. – Nastroje robią się coraz bardziej paskudne i Dyrekcja zarządziła uzbrojenie wyznaczonych pracowników ochrony w prawdziwą broń. Kiedy otrzymacie stosowne rozkazy, będziecie gotowi je wykonać. A teraz pokwitujcie mi odbiór Anacond-20 i wracajcie na swoje stanowiska. Macie także zakaz informowania kogokolwiek o podjętych nadzwyczajnych środkach ostrożności, zrozumiano?
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 01-10-2010 o 17:29.
Armiel jest offline