Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 18:58   #5
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zgrzyt, zgrzyt, zgrzyt.
Płyty ciężkiej zbroi ocierały się o siebie, wydając ciche piskliwe odgłosy. Dudnienie butów po bruku i chrzęst pierścieni kolczych w elementach pancerza wyprzedzały niewielkiego osobnika o kilka metrów uniemożliwiając mu skuteczne podchody. Dodatkowo wielki dysk unoszący się za nim...
- Kelo, kelo.
- Czemu?
- Kelo!
- No dobra...

Opancerzone rękawice potarły o pewien element płytowych karwaszy powodując zniknięcie latającej autoreklamy tuż za bohaterem.
- Zadowolony?
- Kelo.


Wszedł do karczmy. Tak. To tutaj miał się znaleźć, i choć nie przybliżało go to ani o cal do upragnionego celu, to warto było się rozerwać na wakacjach, wypełniając jakieś zadanie. W końcu Srebnobrzeg był na tyle interesującym miejscem, że mógł by tam nawet zdobyć kilka ciekawych informacji ułatwiających mu robotę. Zresztą co to za odpoczynek bez rozkazów do wykonania? W końcu był oficerem.
Przysiadł się do stolika gdzie jak sądził miał dostać zlecenie. Po minucie jednak stwierdził, że narzekający na wojenki niszczące plony chłopi nie byli tymi których Hibbo szukał. Postanowił przysiąść się tam gdzie spotka najdziwniejszego osobnika w całej karczmie.
O główną wygraną walczyli dwaj ludzie. Jeden dość sporych rozmiarów w szlacheckim ubraniu przerzucał złotą monetę w palcach i rozmawiał z jakimś szczurzo wyglądającym chłopcem. Miał czerwone niczym mosiądz włosy i równie czerwony nos. Do tego skrzekliwy głosik dodawał uroku. Drugi wysoki i szczupły młodzian w elfich butach. Ten drugi wygrał.
Nikt nigdy nie zrozumiał gnomów. Nawet one uważają to za temat tabu. Ich gusta i guściki są różne, ale mało kto może nazwać je normalnymi.
Tym razem jego logiczne i racjonalne rozumowanie doprowadziło go do odpowiedniej ławy.
Do stołu podszedł nie mierzący nawet metra jegomość o gnomim rodowodzie. Przywdziany w pełną płytę, z puklerzem przy ramieniu i morgenszternem, oczywiście małych rozmiarów, przy boku wyglądał niczym rycerz kielicha czy inne palladyństwo. Czerwony tabard z białym lisem lub wilkiem (w zależności od wypitego trunku przez interpretatora) oraz wyryte rysy oznaczające jakieś osiągnięcia dopełniały wizerunku. Jedynie całokształt psuła niewielka żaba na ramieniu pilnie obserwująca otoczenie i wyszukująca nisko przelatujących much. Czarne włosy niczym mroczne płomienie zagłady sterczały gnomowi z łepetyny, a zawadiacka broda wyrastała z podbródka. Szczery uśmiech wykwitł mu pod wielkim nosem zaraz jak tylko potwierdził słuszność wyboru towarzystwa.
Wysłuchał grzecznie co inni mają do powiedzenia, siedząc na za dużym dla niego stołku i machając nóżkami w przestrzeni powietrznej. Gdy ów "najdziwniejszy" skończył mówić, gnom doszedł do wniosku, że powinien się przedstawić. Wstał, co prawdę mówiąc niewiele zmieniło, a nawet gorzej, gdyż teraz nawet głowy nie widać mu było i rzekł dumnym i pewnym głosem, kojarzącym się z heroldami lub wydającymi na polu bitwy rozkazy oficerami.
- Witam szlachetne panie i mężnych panów. Jam jest Hibbo Ronald Armando Belbio Ilve Asmoden Bolinos Imbrochlap Brudek Wypraniec Akattar, Kroczący wśród kropel i Żywy pośród maszyn. Pierwszy oficer oddziału polowego do spraw geografii nieoznakowanej i przewodnik maszyn po świecie na górze. Miło mi was poznać i wielce ubolewam nad problemem Pana Romualdo Nieocenionego Pisarza i Nieszczęśliwie Zakochanego Więźnia Złej Kobiety. Tako więc prawdziwym zaszczytem będzie mi służyć pod waszymi rozkazami by pomóc zakwitnąć prawdziwej miłości. Niemniej jednak nim zaczniemy całe planowanie akcji ratunku której możemy nadać kryptonim "Ptaszek na smyczy" mającej na celu ucieczkę z tego miasta, muszę zapytać jednego z was o bardzo ważną rzecz. Czy ty naprawdę Panie Vincento Drakano przykleiłeś papiery swego ojca do biurka? Toż to... znakomity żart. Ja co prawda nie posiadałem ojca, ale przypomina mi to gdy raz na wieczór spuściłem cała ciepłą, podgrzaną wodę z cebrzyka gdy mój mistrz zamierzał wziąć kąpiel. Pierwszy raz wtedy też uciekałem przed kulami ognia i poprzez wrodzony talent i zwinność godną akrobaty udało mi się nie tyle już wyjść z życiem co nawet skierować ataki mistrza na kolejną porcje wody. Przez co sam ją podgrzał. Miałem niezły ubaw. Wręcz po pachy. Co prawda brwi odrastały mi przez dwa tygodnie ale warto było. Jednak wracając do nurtującego nas problemu możemy spróbować uciec przez kanały. Pamiętam dobrze jak pewien krasnolud o imieniu Wszobrody uciekł tak od felczera. Ten chciał zgolić mu jego wąsy... no ale to może kiedyś indziej opowiem. Nie jestem tak przyziemny jak krasnoludy, ale powinniśmy dać sobie radę w tych, będących jakże wielkimi przykładami architektury naszych przodków, tunelach. Muszę dodatkowo przyznać, że pomysł przebrania Pana Romualda za kogoś innego niekoniecznie przysporzy nam wiktorii gdyż tak znany pisarz i poeta może zostać rozpoznany przez jakiegoś miłośnika jego dzieł. Choć idea połączenia obydwóch pomysłów jest kusząca. - wysoki głosik dobiegał z ust niskiego gnoma tuż spod stołu.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline