Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2010, 17:30   #34
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Peter nadszedł w ostatnim momencie. Doktor Mahariszi był ledwo żywy. Oszalały górnik pewnie, by go zabił gdyby nie nadeszła pomoc. Twarz psychiatry była mocno obuchnięta, niczym po walce bokserskiej. Wpatrywał się w Jakowlewa przerażonymi oczami. Myślał pewnie, że i on zamierza go zaatakować. Łapał ciężko oddech i na pytania Jakowlewa nie miał nawet siły odpowiedzieć. Peter postanowił wezwać ochronę, by zabrała tego świra i odpowiednio się nim zajęła. Jakowlew rozumiał, że nadchodząca zima może prowadzić do przygnębienia i smutnego nastroju, ale to już była przesada. Zarząd musi coś z tym zrobić, zanim naprawdę dojdzie do tragedii.
Jakowlew zajęty wzywaniem ochrony nie zauważył, że nadpobudliwy górnik zdążył już odzyskać przytomność.
Ten jednym susem przeskoczył biurko i wylądował na plecach logistyka. Impet ciosu był tak duży, że Jakowlew odbił się od ściany i ledwo ustał na nogach. Psychopata jednak mimo otrzymanych wcześniej ciosów pełen był wigoru i werwy. Niczym zawodowy bokser zaczął obijać nerki Petera. Gdyby nie gruby skafander Jakowlew pewnie już by leżał na ziemi i zwijał się z bólu. Uderzenia były jednak na tyle mocne, że łzy zalały oczy logistyka. Nie myśląc wiele machnął łokciem w stronę furiata. Krew z rozbitego nosa górnika zachlapała ścianę. Ten jak gdyby nic nie poczuł grzmotnął Petera w głowę. Na chwilę oczy urzędnika zalały się granatową ciemnością. Tylko dzięki sile woli i chęci przetrwania nie starcił przytomności. Oszalały górnik chwycił go wpół i rzucił w bok. Jakowlew wpadł na szafkę z pamiątkami z Ziemii i przewrócił ją. Upadek był równie bolesny co ciosy psychopaty. Peter nie zdążył nawet mrugnąć, a żadny krwi fizol już leciał na niego z góry. Chaotyczna obrona i próba wyłapania choć jednego ciosu na gardę, zakończyła się fatalnie. Ciosy górnika padały z zabójczą wręcz precyzją. Jeden z nich rozbił nos Jakowlewa a następny łuk brwiowy. Krew polała się obficie. Widząc krew ofiary, górnik zatrzymał się na chwilę, a jego oczy zalśniły szlańczym blaskiem.
Po czym górnik z jeszcze większą furią rzucił się na Jakowlewa. Dyszał niczym wściekłe zwierza, ale jego ciosy nadal były precyzyjne i bardzo silne. Peter tracił już powoli wiarę i przytomność.

Na szczęście doktor Mahariszi przyszedł mu w końcu z pomocą. Jakowlew już prawie widział jak strzykawka ciśnieniowa wbija się w szyję furiata. Ten jednak wyczuł zagrożenie i z ogromna siłą uderzył lewą ręką w doktora. Strzykawka poleciała w drugi kąt pomieszczenia.
- No to koniec - zdążył jeszcze pomyśleć Peter - Teraz to już nas obu zabije.
Kolejnego ataku na szczęście nie było. Do gabinetu wpadła ochrona i powalił psychola jednym strzałem z pistoletu elektrycznego.
Peter pierwszy raz ucieszył się na widok korporacyjnego goryla.
Peter z trudem zaczął się podnosić. Z nienawiścią spojrzał na nieprzytmonego górnika. Gdyby nie obecność ochorny, pewnie kopnąłby jeszcze wariata, by dać upust swej złości. Powstrzymał się jednak i tylko skinieniem głowy podziękował ochroniarzowi.
Peter jednak nie usłyszał jednak co ten mu odpowiada, gdyż ciemność powoli zaczęła ogarniać wszystkie jego zmysły.

Peter ocknął się w zupełnie innym miejscu. Leżał na szpitalnym łóżku, a wokół krzątał się personel medyczny. Niestety nie on był w centrum ich zainteresowania. Jakowlew próbował nawiązać wzorkowy kontakt choćby z jednym przechodzących lekarzy. Nic z tego, ci tylko biegali od łóżka do łożka i krzyczeli na siebie. Peter uniósł się nieznacznie na łokciach, by zobaczyć co się dzieje. W głowie poczuł gwałtowne zawroty. Widok jednak który ujrzał przeraził go jeszcze bardziej.
Sala wypełniona była rannymi ludźmi. Większość z nich wyglądała jak ofiary rozmaitych bójek. Poobijani, pokrwawieni, z różnego rodzajami ran kutych i ciętych. Ich liczba kompletnie zaskoczyła Jakowlewa. Dopiero teraz przypomniał sobie liczby o których mówił mu kolega ze zmiany zajmujący się ewidencja chorych i rannych w wypadkach przy pracy. Ostatnie dni przyniosły ponoć zatrważającą liczbę ofiar bójek, samookaleczeń i samobójców. Wcześniej Peter puścił tę wiadomość mimo uszu, ale teraz ogrom zjawiska go przeraził.
- Czyli ten psychol nie był ani pierwszy, ani na pewno nie ostatni. - pomyślał.
Przez chwilę zastanawiał się co teraz zrobić. Jednego był pewien teraz na pewno wolałby siedzieć w swoim bezpeicznym pokoju i nie wychodzić z niego przez najbliższe godziny.
Nagle krzyk jednego z rannych zmusił go do ponownego podniesienia się. Zobaczył jak jeden z okaleczonych wyrywa sobie z rany długi szpikulec i rzuca się z nim na leżącego obok.
- O żesz ty - mruknął tylko Peter.
Ochrona jednak była czujna. Nie pozwoliła szaleńcowi na zbyt wiele. Jeden strzał z Anakondy, zmienił twarz napastnika w krwawą miazgę.
Na sali zapadła cisza, nawet lekarz umilkli. Peter nie wierzył własnym oczom. Ochroniarz użył broni palnej, której ponoć nie ma na Ymir.
- Co to ma znaczyć, do cholery? - zastanawiał się.
Próbował szybko sobie przypomnieć, czy na planecie istnieje jakieś zewnętrzne zagrożenie, które by uzasadniało posiadanie takiej broni. Oficjalnie jednak planeta była pozbawiona wszelkich form życia. A nawet gdyby to i tak ochroniarz powinien użyć paralizator. Jakowlew wolał jednak nie dyskutować z gorylem i nie walczyć w tej chwili o prawa człowieka. Podobnie myśleli chyba wszyscy na sali.
- Co się tu dzieje? - zastanawiał się logistyk - Najpierw ten furiat, który próbuje zabić mnie i doktora, potem sala pełna pobitych ludzi, a na koniec ochroniarz zabija pracownika korporacji. Coś tu nie gra?
To go tylko utwierdziło w przekonaniu, że powinien jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Dopiero po kilku sekundach wrócili do przerwanych rozmów i wydawania poleceń.
Jakowlew ostrożnie podniósł się i podszedł do stolika na którym leżały gotowe do użytku medpaki. Zabrał jeden z nich oraz leżące nieopodal laserowy skalpel. Ten drugi wsunął do kieszeni. Wyglądało na to, że noszenie jakieś broni przy sobie będzie konieczne przez jakiś czas. Skalpel nadawał się do tego celu doskonale. Mały poręczny i zabójczy na krótkim dystansie. Jakowlew nie zamierzał się z nikim więcej bić, ani tym bardziej zabijać. Biorąc jednak pod uwagę to co ostatnio zobaczył mogło być różnie.
Potem zajął się opatrywaniem swoich ran. Założył syntskórę na rozbity łuk brwiowy, a do nosa wsadził waciki ze środkiem znieczulającym, tamujące krwotok. Siniaki spryskał specjalnym środkiem zmniejszającym obrzędki i przystąpił do analizy swojego organizmu. Komputer w ciągu kilku minut przeprowadził niezbędne analizy. Na szczęście atak furiata nie spowodował żadnych wewnętrznych obrażeń.
Jakowlew zdjął sondy z nadgarstków i skroni i skierował się do wyjścia. Chciał jak najszybciej zamknąć się w swoim pokoju.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 05-10-2010 o 09:06. Powód: opis szoku
brody jest offline