Ravarr siedząc wygodnie w krześle, słuchał z przyjemnością pieśni. W końcu jako najemnik nieczęsto miał możliwość słuchania bardów. Jakimś cudem zawsze kiedy zatrzymywał się w karczmie, to na miejscu nie było żadnego barda. Nie wiedział czy to zwyczajny pech, czy może wybierał przez przypadek najgorsze speluny, do który bardowie zaglądali wtedy, kiedy ich kieszenie świeciły pustkami, a mogli liczyć na łatwy zarobek.
Mniej, więcej w połowie pieśni sięgnął po kielich, nalał sobie wina i delektując się smakiem słuchał dalszej części utworu. Popijając wino, zaczął bawić się srebrnym medalionem w kształcie orła ze skrzydłami uniesionymi do góry. Orzeł, ten królewski ptak, był symbolem Gildii Wojowników w której się szkolił. Był to najlepszy czas Ravarra, pierwszy raz się czuł że jest potrzebny, pierwszy raz czuł że ma rodzinę. Były to najszczęśliwszy okres w jego życiu, no może poza jednym wyjątkiem. Wspominając ten jeden "Wyjątek" Ravarr, puścił medalion, a następnie odgarnął z twarzy swoje, długie, czarne włosy i dotknął palcem blizny, na lewym oku. Kolejna pamiątka z czasów nauki.
Widząc że po skończonej pieśni towarzystwo zaczyna się rozchodzić, również wstał, odstawiając kielich na stół. Następnie oznajmił: -Ja też wracam do swojego pokoju. Jestem wykończony a jutro będzie kolejny ciężki dzień... Dobrej nocy
I ruszył za wychodzącym magiem. Będąc już w drzwiach, zatrzymał się i powiedział: -Aha, świetna gra bardzie. Co prawda nie znam się za bardzo na muzyce, ale podobało mi się.
Odwrócił się i ruszył do sypialni. |