- To wszystko wymknęło się już spod kontroli – mężczyzna w kombinezonie z oznaczeniami Zarządu wykrzykiwał słowa w gniewie.
Drugi mężczyzna, ubrany w identyczny strój patrzył gdzieś w sufit bez słowa. Jego milczenie działało na pierwszego, jak płachta na byka.
- Nie możesz tego ignorować! – wrzeszczał. – Jeśli te – przez chwilę szukał właściwego słowa – zmiany, będą dokonywały się zgodnie z wyliczeniami to za tydzień w tej bazie nie pozostanie nikt żywy. Po tygodniu doszliśmy do trzydziestu poważnych incydentów. To rośnie! Rośnie lawinowo! Musisz coś z tym zrobić!
Drugi z mężczyzn w końcu oderwał wzrok od bliżej nieokreślonego punktu w przestrzeni.
- Czy ty mnie w ogóle słuchałeś?! – ignorowany członek Zarządu zacisnął dłonie na krawędzi stołu .
- Tak – odpowiedział w końcu zagadywany. – Cały czas. Nie masz dowodów na poparcie hipotezy, że to jest temu winne.
- Nie żartuj sobie ze mnie – wysyczał zdenerwowany. – To wszystko zaczęło się wtedy. Wiesz, co mam na myśli. Nawet głupiec dostrzegłby zbieżność.
- Tylko głupiec doszukiwałby się zbieżności – zripostował „Spokojny”. – Nie sądziłem, że nim jesteś.
- To oczywiste! – „Zdenerwowany” nie odpuszczał. – Poza tym nie zdołasz tego ukrywać w nieskończoność. Ludzie nie są głupi. Widzą, co się wokół nich dzieje. Co masz zamiar zrobić?
- To, co konieczne.
W rękach „Spokojnego” pojawia się Anakonda-20.
- Chyba nie masz zamiaru mnie zabić? – zaśmiał się „Zdenerwowany” siląc się na spokój.
- Nie. – powiedział „Spokojny”
Dwadzieścia pocisków opuściło lufę w mniej niż dwie sekundy. Kombinezon na piersi „Zdenerwowanego” zmienił się w poszarpaną dziurę. Kiedy ciało padało na nieskazitelnie białą podłogę pomieszczenia w którym toczyła się rozmowa, czerwona mgiełka rozpylonej krwi unosiła się jeszcze w powietrzu.
- Chciałem cię jedynie ocalić.
„Spokojny” zmienił magazynek i wezwał ochronę, by zabrała trupa.