Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2010, 21:35   #5
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Chłopak właściwie nie wiedział dlaczego się na to wszystko zgodził. Niby nic nie miał do tych Morganów to jednak nie miał też interesu w pomaganiu im. Zachodził w głowę i ostro kombinował dlaczego? W końcu jednak zdecydował sobie odpowiedzieć na to pytanie… oczywiście nie miał jednego powodu, bo chyba takowego nie było... tylko seria niefortunnych zdarzeń. Z jednej strony chęć bycia częścią „czegoś”, jakiejś grupy buntowników… to zawsze jest fajne. Przynajmniej na początku. W tancbudzie coś takiego wisiało w powietrzu jakby wszyscy myśleli o tym samym. Ponadto był dobrym chłopakiem, swoje życie cenił bardziej to mimo to nie zgadzał się z wyrokiem… był mocno z dupy. Przecież wszystkich ich znał od małego. Wprawdzie ten stary prykol spalił mu książkę do mechaniki… której jeszcze nie przeczytał. Ale to była tylko książka. No i w sumie żarcie… ale gdzie tu wielka rzecz, trzeba było im odpuścić a nie skazywać rodzinę na śmierć. I po trzecie, chciał się stąd wyrwać. Kurwa mać! Jak on bardzo miał tego miejsca dosyć. Tego sracza na końcu świata więc nawet taka nikła szansa poluzowania łańcucha była dobrym początkiem. Jednak odpowiedź najbardziej z oczywistych brzmiała „bo tak wyszło, po prostu”.


Siedział na ganku i próbował sobie przypomnieć co się wtedy działo… u Wonga bez Wonga. Kac mu doskwierał i to go wbiło w ziemię po samą główkę. Cóż, błędy młodości jak to mawiali starzy… on to nazywał zwałą.

Zebrało się ich ledwo parę osób. Reszta pognała patrzeć na wypędzanie. Też mi widowisko! Młody wolał spędzić ten czas w knajpie, posłuchać muzyki, pokręcić się koło szafy, złapać kogoś za tyłek no i przede wszystkim trochę powywijać i łyknąć tej parszywki z destylatorni pana W. Plany jednak nieco musiały się zmodyfikować. Target się zmienił, chwilę pokręcił się dla ściemy przy szafie grającej, nawet wyciągnął krzyżaka żeby wyglądać wiarygodnie. Oczywiście Lola Wonga się na to nabrała i poczuła się w obowiązku bronić własności jej gogusia. Nawiasem mówiąc miał z nią trochę kłopotu tego wieczoru. Babsko, jakby mu było mało, że przedmuchało ją już prawie całe miasteczko to postanowiła puszczać mu oczka i się głupkowato uśmiechać. Idź ty w cholerę! Pomyślał siedząc przy karcianym stoliku i obserwując znad kart zalotne spojrzenie. Co miał zrobić, grał swoje. Nie powie, że kiedyś przy porannych igraszkach "sam na sam" była z nim bardzo blisko… oczywiście nic o tym nie wiedziała. Wyobraźnia to potężna broń. Jednak od czasu pana Wonga stracił nią zupełnie zainteresowanie. Nic co przeszło przez jego łapy, lub wyszło spod niego nie kwalifikowało się do kategorii „do zaliczenie”.

Chwilę pograli, a potem jak zajęła się czymś innym miał czas na przyglądnięcie się czemuś o wiele ciekawszemu. Chyba tylko okrągłe cycuszki Enoli mogły z tym konkurować. Prądnica! Nie było ghoula, nie było Wonga ale zostawili prądnicę. Zaczaił się i posprawdzał co miał posprawdzać. Przerysował co miał do przerysowania… nie rozkręcał tego bo by go chyba rozszarpali gdyby coś spartolił. Znaczy mechanizmu, bo obudowa tylko przeszkadzała. A potem zadowolony z siebie wpadł w sam środek podejmowania decyzji o pomocy Morganom. Co miał powiedzieć innego. – Eeee, znaczy ja też pomogę… oczywiście.

Nastolatek był prawie typowy, prawie… Jak inni pomagał przy zwierzętach, zbieraniu żywności czy generalnie uczestniczył w życiu Bluff. Dzielił z nimi dolę i niedolę susz, słabych zbiorów czy innych cholerstw ale też cieszył się na zabawach czy innych nielicznych zbiorowych rozrywkach. Szczególnie lubił potańcówki i zabawy z dziewczynami… te pod czujnym okiem dorosłych jak i te sam na sam. Kiedyś dziewczyny nazywały go Złota Rączka… teraz jednak doceniały jego wprawę w operowaniu kluczem francuskim. Była nawet taka jedna (nie, żeby tylko jedna!) ale taka która mu się bardziej podobała od innych. Z którą mu się lepiej rozmawiało i w ogóle spędzało czas… jednak jak zaczęła ględzić, że go kocha i chce mieć dzieci to nawet Susan nie była już taka fajna. Dalej lubił spędzać z nią czas w stodole czy innym ustronnym miejscu nie mówił jej jednak co myśli, o czym marzy, a przede wszystkim to, że chce odejść. Jak każdy w miasteczku umiał dorwać skalnego królika i go oprawić, znał się na roślinach i potrafił przeżyć poza społecznością. Nie był tak duży jak inni, siłą też ustępował innym za to był zwinny, szybki i miał coś w głowie. No i ten jego uśmiech i błysk w oku.



Kiedyś usłyszał jakąś historyjkę o takim Davie co to też był chudy jak on ale załatwił jakiegoś szefa innej wioski. Podobno tamten to był wielki kawał skurczybyka – Gilbert czy Goliat go zwali, ale jak dostał kamulcem w czachę to się poskładał… jak każdy. Mitch lubił swoją sznurkową procę, kiedy był zły potrafił godzinami naiwaniać z niej w jakieś puszki, ptaki, drzewa, czy co tylko tam nadawało się na cel. Z włócznią i nożem też radził sobie całkiem sprawnie chociaż ustępował nieco tym większym i silniejszym (podobnie jak w bitce na piąchy). Kiedy nie miał możliwości użycia swojej szybkości i zwinności kończyło się to źle. Dostawał łomot ot co.

To co go wyróżniało od innych to zamiłowanie do „techniki”. Oczywiście nie miał dostępu do takich gratów jak dwadzieścia czy trzydzieści lat wstecz teraz jednak mechanika, elektryka czy innego rodzaju rupiecie czasem walały się tu i tam. Póki stary Poo żył spędzał z nim sporo czasu. On to miał łeb do tego wszystkiego mówił coś o jakichś siłach, tarciach, hydraulikach czy mocach… Mitch go nie rozumiał i dalej tego nie kuma. Dla niego technika, mechanika, czy elektryka to rzecz intuicyjna… wie jak coś ze sobą połączyć żeby działało. Co do czego wsadzić, co z czym połączyć, a co dokręcić. Wie bo gro z tego kiedyś przerabiał, ale też dlatego że tak czuł i już. Miał też dużo pomysłów… lepszych i gorszych. Kiedyś próbował zrobić takie ustrojstwo z wiatraka, żeby dawał prąd jednak coś się zwaliło i nic z tego nie wyszło. Co innego z wiatrakiem i z nawadnianiem ogródka… z tego był naprawdę zadowolony. Działało i ułatwiało życie. Często starał się komuś pomagać w jego codziennych obowiązkach – a tu zrobił jakąś przekładnię ułatwiającą robotę, a to wymyślił jak tu usprawnić starą pompę. Szkoda, że elektryczność czy ropa była dobrem na które nie mógł sobie pozwolić… wtedy zabawa byłby dużo lepsza. Miał też większość starych narzędzi Poo. Młotki, młoteczki, śrubokręty takie i siakie, kleszcze, klucze, zaciski, przekładnie, śrubki i bolce swoją drogą sporo tego było miał też coś czego mieć nie powinien.

No i wywijał jak mało kto w tej tancbudzie. Uruchomił szafę i wydobyły się z niej rock’n rolowe dźwięki. Ogarnęło go szaleństwo. Spróbował wyciągnąć piersiastą Enolę i mocno intrygującą Hyrę… Isse zostawił w spokoju bo ten jej brat zawsze powodował w nim jakiś niepokój. Koniec końców nie zważając na brak chętnych zaczął sam podrygiwać w rytm muzyki. A chłopak wiedział jak się ruszać.
 
baltazar jest offline