Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2010, 20:21   #9
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Płynąca z Szafy muzyka łagodnymi dźwiękami wdzierała się do świadomości Enoli. Dziewczyna siedziała przy barze opierając zwieszoną smętnie głowę na łokciach. Wokół zebrało się kilka innych osób, które podobnie jak ona, najwyraźniej nie chciało uczestniczyć w wypędzaniu Morganów. Nie znała zbyt dobrze tej rodziny, a jednak myśl, że mieszkańcy miasteczka zgodni skazywali jej członków na śmierć dręczyła ją od wczoraj. Z zewnątrz wciąż słychać było pokrzykiwania, najgłośniej darła się oczywiście Gderliwa Rosie. Enola westchnęła czując jak po raz kolejny ogarnia ją wstyd za matkę. Uczucie boleśnie znajome od dawna. Sięgnęła po sunący ku niej kieliszek i szybko przełknęła palącą zawartość. Płyn rozlał się po przełyku piekąc i drażniąc tak, że aż zakasłała, nie przyzwyczajona do podobnych specyfików. Mając za wzór matkę na ogół starała się unikać wszelkich trunków, pijaństwo od zawsze kojarzyło jej się wyjątkowo źle. Poza tym swoje nieczęste pobyty w Barze spędzała raczej w odosobnieniu, nie znajdując dla siebie żadnej kompanii. Teraz jednak piła, po raz pierwszy w życiu sprawdzając czy bimber faktycznie prowadził do otępienia. Przypomniała sobie pełne jadu i złości oskarżenia Rosie, że wypija jej ostatnie cenne krople i niemal uśmiechnęła się na myśl, że po raz pierwszy będzie temu winna. Spodziewała się, że gdy Morganowie odejdą Rosie przeniesie się ze swoim cennym zapasem butelek do ich domu. Jeśli tylko pozwolą jej na to inni mieszkańcy. W dokładnie taki sam sposób, w jaki zgadzali się na zagładę rodziny. Milczącym brakiem sprzeciwu. Ładny, zadbany budynek pod rządami jej nieoglądającej się na nic poza zrzędzeniem matki prędko pewnie zamieni się w smutną ruderę. Powtarzała sobie, że nie będzie jej to obchodziło. Po drugiej stronie Bluff będzie miała przecież dom wreszcie tylko dla siebie i przybudówka na dachu, jedyne miejsce, do którego jej matka nie potrafiła się wtoczyć po kilku głębszych nie będzie jej już potrzebna. Jednak myśl, że miałaby, choćby przypadkiem zyskać na cudzym nieszczęściu nie podobała jej się coraz bardziej. Nie odezwała się wczoraj zdominowana krzykiem kobiety, której z roku na rok nienawidziła coraz mocniej. I winić mogła tyko siebie.

Rozsupłała ciężką chustę przy szyi, po czym przewiesiła ją przez barową ladę. Rozpięte guziki szerokiej koszuli odsłaniały dekolt i skrytą pod spodem cienką koszulkę. Enola nie była z tego zadowolona, ale alternatywa, siedzenie w dusznym, gorącym pomieszczeniu omotaną jak zawsze, była jej dzisiaj wyjątkowo niemiła. Na szczęście obecność Thel gwarantowała brak zainteresowania innych. Enola przyglądała jej się kilka razy wcześniej, słyszała też od matki znacznie więcej niż by chciała na temat prowadzenia się tej dziewczyny i zastanawiała się nawet czasem czy wszystko to mogło być prawdą. Sama stroniła od podobnych sytuacji, nie znajdując w nich niczego godnego uwagi. Pamiętała jak raz jej matka, sprowokowana nad wyraz głupim pytaniem, szarpiąc i obnażając wyciągnęła ją na środek pokoju i w słowach tak obraźliwych, że Enola do dziś jeszcze krzywiła się na ich wspomnienie, wyjaśniła jej absolutnie wszystko. Na długi, długi czas skutecznie ostudziło to ciekawość dziewczyny. Do tego stopnia, że gdy Jared, nieco starszy od niej chłopak przydybał ją któregoś dnia pasącą braminy, zamiast cieszyć się z niespodziewanej uwagi, przerażona wizją niechybnie okropnych zdarzeń, ze wszystkich sił uderzyła go tam, gdzie boli najbardziej, a potem poprawiwszy jeszcze kamieniem uciekła, gdzie pieprz rośnie. To nie przysporzyło jej sympatii. Przynajmniej wśród młodszej części mieszkańców Bluff. Niewiele ją to obchodziło. Zamiast zbierać się w hałaśliwe, pokrzykujące grupki wolała już wymykać się poza obszar suchej fosy, gdzie pozostawiona sam na sam z własnymi myślami mogła snuć plany i odpoczywać.

Lubiła pustynię. Jako dziecko snuła się za ojcem myśliwym, często pomimo jego wyraźnych zakazów. W ostatecznym rozrachunku i tak on przerażał ją znacznie mniej niż rozwrzeszczana matka. Podpatrywała wszelkie jego działania, za najbardziej pożyteczną uznając umiejętność schodzenia Gderliwej Rosie z oczu. Pamiętała, że czasem nawet poklepywał ją po ciemnej główce i mruczał coś zadowolony, chociaż Rosie powtarzała jej zawsze, że nigdy jej przecież nie chcieli.

Wstała i trzasnęła oknem, jakby tym jednym ruchem mogłaby odciąć się od wszystkiego. Od Bluff, od jego mieszkańców i przede wszystkim od dochodzącego wciąż i wciąż głosu matki. Zamknięte okno tłumiło dźwięki, ale ucieczka niestety była tylko chwilowa. A Enola chciała czegoś więcej. Nagle zapragnęła miejscem zamienić się z Morganami. Łatwo było uwierzyć, że poradziłaby sobie poza miastem. Przez krótką chwilę. Daleko jej jednak było do doświadczonych myśliwych czy poszukiwaczy. Jak Dang choćby. Zerknęła na niego z ukosa korzystając z rzadkiej okazji. Zazwyczaj unikała go mając na uwadze jego zwyczaj wlewania w siebie litrów alkoholu. Czasem widziała jak oddalał się od miasta, ze swojego miejsca na ulubionym nasypie. Tam jednak, gdzie on chodził nie zapuszczała się nigdy. Głównie z obawy przed wejściem mu w paradę.

„ Mogę pójść ich śladami”. Sama powinna była o tym pomyśleć. Uniosła głowę wyżej zerkając na niego już całkiem otwarcie. Jeśli potrzebowała impulsu, który ruszyłby ją do przodu, to były nim właśnie te ciche słowa. Pomoże Morganom wymazując choć część wykrzyczanych ku nim obelg. Czuła się za nie winna, nawet jeśli nie jej ustami je wypowiedziano.

- I ja się mogę przydać – Wiedziała, że zrobi cokolwiek. Byleby tylko, w ostatecznym rozrachunku, wyprowadziło ją to z Bluff.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline