Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 11:06   #31
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Powierzchnia

Grupa miała czas aby przyszykować nocleg. Niestety tylko nieliczni zrobili cokolwiek aby pierwsza noc spędzona poza domem nie okazała się katorgą dla ciała i śmiertelnym niebezpieczeństwem dla ich życia.

Tylko tak dla przypomnienia faktów:
- Już na początku zdradzili swoją pozycję potencjalnemu wrogowi.
- Jeśli ktoś ich obserwował widział nieuzasadnione zachowanie Lauriego wobec młodej kobiety.
- Tylko Mortesimer jako jedyny oddalił się od grupy w celu przeszukania pobliskich terenów.

Co nam to daje ?

Tak, nie mylicie się. Niepowtarzalną okazję dla Śmierci w jej własnej osobie by skorzystała z okazji na zebranie soczystego żniwa i możecie mi wierzyć, tej nocy miała ona nieposkromiony apetyt.

Nim jednak do tego przejdę może opowiem o tych, którzy jednak coś zrobili by spędzony w oczekiwaniu do zmroku czas, nie spełzł na niczym.

Mortesimer spędził ten czas na poszukiwaniach, które okazały się całkiem owocne. Udało się mu zdobyć zapasy kilku dobrze znanych mu roślin. Na pewno przydadzą mu się w niesieniu pomocy pozostałym braciom, zważywszy na wydarzenia jakie miały nastąpić.

Lauri obserwował uważnie nieopodal poczynania swego nemezis. Czujny Fin skupiony był tylko na jednym celu - eksterminacji palanta, który podpadł mu zbyt mocno.

Karen doskonale przygotowała się na to co zamierzała zrobić tego wieczoru, zważywszy na jej towarzyszy nie miała z tym najmniejszych problemów. Czemu ? Ponieważ wszyscy dookoła niej zachowywali się jak banda czterolatków na biwaku z rodzicami. Nie zrobili nic aby przygotować się na nocleg w dżungli.

Marcus ostatnie chwile pierwszego dnia wędrówki spędził z Aliną. Nie ukrywajmy, kobieta nie należała do trudnych w relacjach damsko męskich.

Pozostali członkowie wyprawy położyli się bez celu i większego sensu na trawie i zasnęli zmęczeni.

Marcus jeszcze tej samej nocy pożałował, że zbagatelizował zachowanie Lauriego. Późną nocą mężczyzna przebudził się i oddalił trochę od obozu chcąc przeanalizować aktualną sytuację w jakiej się znalazł. Lauri wykorzystując narażającą się okazję pod postacią Sadesyksa – tak by mógł doskonale widzieć w ciemnościach - przybliżył się do Marcusa. Wykorzystując swoje kościane ostrze przebił krtań mężczyzny. Marcus opadł na ziemię a na jego kamiennym wyrazie twarzy zapisane było zdziwienie oraz strach.

Karen obudziła w środku nocy Miri, dziewczynka chwyciła za nos kobiety odcinając jej dopływ powietrza. Skuteczna metoda budzenia rodziców przez dzieci zadziałała i w tym wypadku.

- Karen wstawaj. Nikt nas nie obserwuje. Możemy iść.

Kobieta szybko spakowała się i ruszyła w głąb dżungli. Jej pierwszym przystankiem było jezioro znajdujące się nieopodal pseudo obozu. Mogła tam zebrać wodę potrzebną na dalszą podróż. Woda oddalona była niecałe dwadzieścia pięć minut marszu od obozu. Karen znała zarys otoczenia w jakim się znajdowała, więc podróż nawet w mroku nie powinna być dla niej wielkim problemem. Przynajmniej tak sądziła. Dziewczyna biegła, nie oglądając się za siebie gdy tuż za nią usłyszała huk dobiegający z obozu. Jej byłym towarzyszom najprawdopodobniej groziło niebezpieczeństwo. Ona jednak nie miała zamiaru się do nich cofać. Tym bardziej gdy chwilę później niebo rozjaśniło niczym za dnia. Kilkanaście minut później była już nad jeziorem. Karen uklękła aby przemyć twarz.

Lull poczuła jak ktoś dotyka tafli wody w której mieszkała. Nie była to ręka ani jej brata ani siostry, nawet ręka Towarzysza. To czego była pewna, to to, iż dotyka jej wody człowiek. Inny niż spotkany dotychczas.

A co tymczasem działo się w obozie ?

Z góry na śpiącego feniksa oraz kruka, nadleciała para sokołów. Męski osobnik zapikował na kruka śmierci i wbił mu się ostrymi pazurami w ciało. Kruk nie miał szans się obronić przed tym atakiem. Napastnik wzbił się w powietrze wraz z podczepionym do swoich szponów krukiem. Pazer używając tylko swojej siły nie miał szans wygramolić się z tej sytuacji. Potrzebował planu i to dobrego. Każdy ruch kruka potęgował tylko ból, gdyż szpony napastnika zaciskały się mocniej byleby tylko nie dopuścić do tego aby on wyswobodził się z uścisku.

Towarzyszka sokoła zajęła się feniksem jednak ten był szybszy. Hane rozświetlił się oślepiając napastnika, dając jednocześnie jednoznaczny sygnał innym osobom gdzie się znajdują. Trudno nie zauważyć wybuchu porannego światła w mroku amazońskiej dżungli.

Ork przebudził się w podłym nastroju. Nie wiedział czemu, ale nie mógł się ruszyć. Wymawiał pod nosem inkantację jakiegoś zaklęcia starając się w miarę uważnie akcentować wszystkie potrzebne zwroty, to na co nie miał teraz ochoty to kolejna niespodziewana reakcja na jego magię.

Tuż za plecami Sadesyksa dosłownie wyrósł spod ziemi człowiek. Jego tkanka mięśniowa uformowała się w najpierw bryłę przypominającą słup, potem wytworzyła się z bryły para odnóży oraz rąk. Stojący przed zmienionym w Sadesyksa mężczyzna zamachnął się prawą dłonią przypominającą walec i uderzył w dziób potwora. Łamiąc go ! Całe szczęście, że Fin był w formie Sadesyksa, doskonale widział jak obok niego formują się nowe formy przeciwnika. Tuż za nim, przed nim i po lewej stronie Fina bryły przypominające ludzi wyrosły niczym grzyby po deszczu.

Przez chwilę, setną część sekundy Lauri pożałował tego, że pozbawił życia jednego ze swoich ludzi tuż przed walką. Przydałaby mu się teraz dodatkowa para rąk.

Mortesimer słyszał odgłosy dobiegające od Lauriego, jednak miał swoje własne problemy. Obok niego wiła pajęcze nici ogromna pajęczyca, która przypominała przerośniętą wersję ptasznika. No bo jak można inaczej nazwać pająka, który ma pół metra wzrostu, kłapie odnóżami szybciej niczym koliber i celuje w nas pajęczyną, która na pewno unieruchomi nasze ciało, jeśli tylko nas trafi.

Na chwilę obecną nikt nie atakował Ryana, jednak biorąc pod uwagę rozgrywające się obok niego sceny, mogło to trwać bardzo krótko.

Alina nie wiedziała co począć, skuliła się i po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęła się modlić.

Wodne miasto

Wyczuwalny z tonu głosu sarkazm Slave'a był tak namacalny, że aż się go dało kroić nożem. Żywiołak stojący nieopodal Rose ukłonił się nisko wyrażając tym samym zrozumienie do słów Slave i rozpłynął się w powietrzu. Nic nie wskazywało na to, żeby próbował wdzierać się do ciała kobiety co zdecydowanie Rose przyjęła z ulgą. Całe szczęście, że choć jedna osoba cały czas wpatrywała się w to co się działo z ciałem Rose, uważnie obserwując to co się dzieje dookoła niej. To co widziała wcale nie zakrawało o optymizm. Żywiołak powietrza, który jeszcze kilka sekund wcześniej próbował włożyć do ust dziewczyny swą dłoń uznał, że wzbudza swym zachowaniem zbyt wielką sensację. A po co miałby prowokować potencjalnych podróżnych do zwady jak mógłby zbadać dziecko kobiety mniej efektownie ?

Jego ciało zmieniło się w czyste powietrze, a jak wszyscy wiemy człowiek musi oddychać. Do ciała Rose wdarł się cały haust powietrza, które w stu procentach należało do trzewi żywiołaka. Naturalnym stwierdzeniem byłoby chyba – sztachnęła się nim w całości. I najlepsze jest to, że nic nie poczuła. Za to usłyszała, doskonale, jasno i wyraźnie (jak zresztą wszyscy zgromadzeni na ulicy ludzie) jak Johny King kichnął przeciągle, aż strużka glutowatej mazi wypłynęła mu z nosa. Drobinki powietrza jakie wydobyły się z jego organizmu uformowały na nowo ciało żywiołaka powietrza, który to roześmiał się wniebogłosy. Dla wszystkich dookoła ludzi i salartus była to najzwyczajniejsza ludzka reakcja fizjologiczna. Johny i żywiołak jednak zdawali sobie sprawę z tego co się przed chwilą wydarzyło i zapewniam was, że każdy z nich był równie zaskoczony.

Nie tak miała zadziałać wszak nowa umiejętność Johnego.

Vi pozwoliła aby przyszli rodzice odeszli trochę od grupy. Nie miała zamiaru przeszkadzać im w tak ważnym momencie jak lizanie własnych emocjonalnych rozwolnień charakteru. Tylko głupiec szedłby teraz w kierunku wyznaczonym przez Samuela. Tym bardziej, że według tego co powiedział na odprawie. Gatti wskazała mu miejsce, tylko i wyłącznie miejsce. Szczegółów związanych z buntem mieli dowiedzieć się sami.

Z odrętwienia wyciągnęła wszystkich kobieta żywiołak ognia, która rozpoczęła odpowiadać na pytania driady. Rose i Slave w tym czasie dyskutowali nad zachowaniem mężczyzny odcinając się zupełnie od toczącej się aktualnie rozmowy z żywiołakami. Para miała chwilę czasu dla siebie.

- Kiedyś rasa Bryfilionów była w każdym ważnym miejscu na ziemi. Zapuszczali swe korzenie głęboko aby móc pomagać pozostałym Salartus w komunikacji. - Żywiołak ognia począł mówić z wielką czcią o przeszłości – Niestety rasa ta wymarła pozostawiając po sobie tylko skorupy. Jedna z skorup jest na szczycie wierzy, o tamtej. - Żywiołak wskazał centralny punkt miasta, ten sam o którym wspominał Samuel Vi oraz Slaveowi. - Kilka miesięcy temu obudziliśmy się na niej. Byliśmy sami obok skorupy Bryfiliona. Skorupa jednak nie była już martwa. W niej zakiełkowało życie. Inne niż wcześniej jednak nadal posiadające największą moc tamtej rasy – zdolność transportowania wszystkiego co żyje na duże odległości. Słyszymy Bryfiliona gdy jesteśmy blisko niego. Od niego dowiedzieliśmy się o tym, że znów pragnie abyśmy przenosili Salarus, aby znowu mogli stać się mobilni. On sam nie może nikogo przetransportować, potrzebuje nas do tego procesu, tak jak my potrzebujemy siebie nawzajem. Jesteśmy efektem odrodzin Bryfiliona. Wiemy że nie jesteśmy ludźmi jednak czujemy się nimi, nie jesteśmy Salartus choć na takich wyglądamy. O powody tych emocji musiałabyś zapytać jego. Zaprowadzimy was do niego jeśli chcecie ? Może będziecie chcieli również skorzystać z jego usług.

- Będziemy zaszczyceni jeśli zgodzicie się nas do niego zaprowadzić. Wszyscy moi towarzysze się z tym chyba zgodzą, prawda ?

Vi z nieskrywanym rozbawieniem spojrzała na Rose, której rozhisteryzowane zachowanie zdecydowanie dawało kobiecie mnóstwo powodów aby jak najszybciej ukrócić o głowę cielsko Bryfiliona. O ile taką głowę ów stwór posiada.

- Pozwólcie, że rozmówię się jeszcze tylko z Michealem. Podczas gdy wy możecie zabawić naszych przewodników krótką rozmową.

Vi podchodząc do rozmawiającej pary przyszłych rodziców, co chwilę pstrykając palcami tworzyła nową kulkę światła i puszczała ją w obieg dookoła niej. W końcu gdy doszła do Rose dwie kulki wleciały do nosa dziewczyny osadzając się bezboleśnie w wnętrznościach kobiety.

Driada poczuła wewnętrzny ogień palący ją od środka. Choć nie było żadnych zewnętrznych oznak żaru w swoim ciele czuła jakby ktoś rozpalił silny płomień.

Wpatrując się w oczy Micheala podsumowała chłodnie całe zajście jakie miało miejsce niedawno.

- Mieliśmy zbadać dziwne zachowania w tej części miasta. Jak dla mnie mały nikomu nie znany egzemplarz Salartus, który uważa się za człowieka do tego z możliwością przetransportowania do innych miejsc na ziemi podpada pod punkt - dziwne zjawiska. i tłumaczy skąd w mieście miałoby dojść do buntu Salartus, skoro ci nie mogą sprzeciwić się woli Samuela. Według naszych przewodników, Bryfilion żyje sobie na szczycie wierzy. Tej samej o której mówił Samuel. Skończ więc pieprzyć ze swoją zdzirą o pożal się Boże problemach i zabierz się do wykonywania tego o co zostałeś poproszony. I jeszcze jedno. Jeśli zdarzy ci się kiedykolwiek jeszcze w mojej obecności podważyć mój autorytet zdetonuję moje dwa maleństwa, które poruszają się we krwi twej oblubienicy. Na twoim miejscu uważałabym na słowa, wypowiesz o jedno za dużo i możesz pożegnać się z bobasem jak i z matką samego maleństwa.

I właśnie dlatego, Vi w całym mieście uważana była za niezrównoważoną Sukę.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline