Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2010, 00:16   #22
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Pewien był, że jego życie dwa dni temu zjebane było już do granic możliwości.
Człowiek to jednak jest tępy i zawsze umie się pomylić.
Teraz siedział za ciężkim maszynowym działem i patrzył na wszystko przez szkła przeciwgazowej maski, wciąż jeszcze cuchnącej zawartością mózgu żołnierza, którego odstrzelił. Bach i kula w łeb, historia i nawet grobu nikt mu nie wykopie. W sumie zabawnie, bo śmierć już od dawna Thomsona nie ruszała. W zasadzie było w tym nawet coś podniecającego. Ja żyję, on nie. Patrząc na to, co działo się wokół, to tamten miał lepiej.
Bo życie się tak pokurwiło, że przestało mieć większy sens.
Nie miał za to pojęcia po co tak kombinują, aby przedłużyć je o jak największą ilość czasu.

Te całe Darrington okazywało się jeszcze mniej gościnne od Everett. Tam przynajmniej chcieli go tylko zeżreć, nie od razu odstrzelić za to, że nie chciał przyjąć jakiejś gównianej szczepionki. Gdy reszta była w sklepie, wziął do ręki jeden z tych pojemników z płynem, próbując dopatrzeć się składu, nazwy, czegokolwiek konkretnego. Nic, tylko przeźroczysta buteleczka z takim samym płynem. Wrzucił z powrotem do skrzynki. Boven będzie wiedziała co z tym zrobić, a jeśli to wirus, to wolał nie dotykać.

Tak po prawdzie, to trochę mu się nudziło. Wyszedł z wozu, biorąc ze sobą M-16 i zerknął do szoferki zaparkowanej obok półciężarówki. Pusto. Chłodnia, coś co na dłuższą metę mogłoby być przydatne. Ale przecież i tak masa złomu zostanie w miastach, gdy te zostaną całkiem pochłonięte przez wirusa. Wskoczył na rampę i wyciągnął ze środka kilkanaście mrożonych kurczaków. Pieprzona ironia. Nieznane coś morduje wszystkich jak wlezie, rząd sobie z nimi pogrywa, a on, detektyw David Thomson, właśnie zwinął z chłodziarki siatkę mrożonych kurczaków! To nic, że ze środka sklepu słychać było jakieś strzały. Roześmiał się głośno, co przez maskę brzmiało jak skrzek zmutowanego koguta. Rozejrzał się jeszcze, uśmiechając z zadowoleniem na widok kartonu z fajkami. Cudownie. Wrzucił to na tył Humvee. Przynajmniej obiad i ukojenie dla nerwów będzie. A temperatura na zewnątrz bliska już była tej w zamrażarce.

Nie zdążył jeszcze odpowiednio dobrze skląć tutejszej aury, gdy pozostali wrócili. Niestety także z tym fagasem, przypominającym rozbitego mocno kotleta. Miał nadzieję, że się gdzieś zawieruszy i pozbędą się problemu, a tak musieli go ciągnąć za sobą. Czy dobrze widział, że ten frajer wyraźnie unikał Liberty? Gdyby czasy były inne, mogłoby to być zabawne.
Pomógł im załadować łupy do wozów.
- Pięknie. Teraz powinienem nas wszystkich aresztować.
Ludzie tak szybko tracili moralność. Przeżycie było ważniejsze, anarchia była taka prosta.
A potem, żeby było śmieszniej, kazał Danielowi się zatrzymać i prawie obrabował aptekę. Do Darrington nie mogli już wrócić i tak, przynajmniej dopóki dopóty było tu żywe i w pełni umysłowych władz wojsko.
To było całkiem przyjemne uczucie, stanąć raz po tej gorszej stronie. Zupełnie bezkarnie.

Prócz trupów przy wyjeździe nie było już żadnych przeszkód przed dotarciem do wiochy czerwonych. Nie było to najlepsze miejsce, ale zawsze coś. No i na razie wolne od żołdaków. Zamiast tego znalazło się dwóch kolesi w skórach. Nigdy nie twierdził, że przejawiał do tych zawszonych nierobów jakiekolwiek ciepłe uczucia, ale do diabła, czasy się zmieniają. Przecież nie mógł pociągnąć po nich tym pieprzonym działkiem! I tak na pewno byli na granicy wybuchu po tym, jak odstrzelono im kumpli. Na szczęście zdjął wcześniej maskę, uniknęli szybkiego i nieszczęśliwego nieporozumienia. Nieszczęśliwego dla nich, on miał armatę i kuloodporną brykę! Zamiast tego dostali komunikat. Zaklął i wysiadł z Humvee, kiwając Marie głową.

- Mamy wszystko, ale zdaje się, że musimy się zwijać i to szybko.
Spojrzał na harleyowców i przez chwilę ich lustrował. Wyjął peta z paczki i wsadził sobie między wargi, podpalając. Wskazał na mundur.
- Bez nerwów panowie, to tylko przebranie. David Thomson.
Przedstawił się, ale nie podał ręki. Nie żeby chciał ich obrazić, w jednej miał fajkę, w drugiej spluwę.
- Ten za kierownicą to Daniel. Dalej, Liberty a ten z tyłu... kurwa, nie pamiętam, ale widział jak rozwaliliśmy kilku fagasów w mundurkach.
Zaciągnął się i wypuścił kłąb dymu.
- Maria, co u was? Gdzie White? Musimy zyskać trochę przewagi. Jesteście tutejsi? - znów spojrzał na motocyklistów. - Jak znacie tutejsze okolice, to moglibyśmy się spiknąć. My mamy żarcie i najcenniejszą kobietę w tym stanie.

Nowy świat wymagał jebanych poświęceń.
 
Widz jest offline