Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2010, 21:37   #32
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Był Strażnikiem, nie mordercą. Był lekarzem i grabarzem. W mieście stał się również alchemikiem. Gdyby nie miasto, zostałby pewnie opiekunem cmentarza którego szukał. Do tej pory czuł w udzie ślad po zaszytym kluczu. Teraz miałby przyjąć początek ścieżki wojownika, stanąć twarzą twarz z pająkiem. Obronić się go, zabić. Zamordować istotę. Morderca. Już nie lekarz, zielarz starannie odcinający zioła aby nie uszkodzić właściwej rośliny. Już nie opiekun, którego najokrutniejszym czynem było wyrwanie z korzeniami młodego cisu na swój kij oraz zamordowanie góra trzydziestu insektów nie większych od jeden dwunastej jego pazura. Nigdy nic bardziej świadomego, nic większego. Morderca.
”Morderca! Morderca! Zabójca!” - krzyczała część Mortesimera, ten Mortesimer opiekun który pragnął uciekać. Lecz jego rasa nie nazywała się ani mordercy, ani opiekunowie. Byli Strażnikami. Strzegli. Skoro przeznaczenie tak mówiło. Myśli śmigały jak błyskawice, ły ten konflikt wewnętrzny rozegrał się szybciej niżeli uderzenie serca Mortesimera. Potem był już tylko czyn.
Jego oczy zgasły natychmiastowo, towarzyszyło temu ulotnienie się ostatnich iskier z powiek. Jednocześnie wokół zrobiło się zimniej, wiatr zaczął zataczać koło wokół Mortesimerowej sylwety. Właściwie to tylko pragnąłby to zrobić. Na razie było tylko zimno. Wiedziony pamięcią i założeniem, że przez ten czas pająk nie uczyni nic, Strażnik obiegł przerośnięte zwierze bokiem. Biegł szybko, towarzyszył temu świst wiatru podobny jak świszczy pomiędzy skalnymi kolumnami w jaskini. Potrzeba było niewiele czasu, Aby Mortesimer stał z lewej strony nieruchomego pająka. Zimno odeszło, odeszła szybkość ruchów. Nadciągającemu wiatrowi nie dane było osiągnąć celu. Pająkowi nie dane było żyć.
Strażnik wyprostował się i rozdarł swe długie ręce tak, jakby mierzył pająka. Gładsze niżeli u innych przedstawicieli jego rasy szpony nie zwisły w powietrzu, natychmiastowo runęły jak gilotyna lub kleszcze przechodząc z obu stron przez wszystkiej odnóża z tej strony. Nogi pająka zostały ucięte u nasady, opadły podrygując. Zwierze przewaliło się na bok, tracąc podporę. Ma to czekał, sprawnym uderzeniem dwóch palców przebił się prosto do mózgu ofiary. Trzy, pojedyncze spazmy i pająk wydał ostatnie tchnienie. Tymczasem on ciągle tak stał z obu trupa, z dwoma palami tkwiącymi w głowie, odciętymi nogami u stóp i wypływającymi przez otwory płynami zwierzęcia. Jeszcze nie chciał widzieć co uczynił. Wystarczyła wiedza. Wyrwał pazury z łba pajęczaka. Oparł się łapami o truchło, zbliżył głowę do niego. Był Strażnikiem, czuł jak życie odchodzi z każdej komórki, jak padają bez tlenu, jak prąd płynów granicznych niesionych bezwładnością ustaje.

-Przepraszam... Ja... Przepraszam... Wybacz mi, przepraszam...

Kilka łez poleciało mu z oczu, kapały na truchło. ”Przerwałem żywot za wcześnie... Czuję to, wybacz... Las pochłonie istotę twego żywota, stopisz się skąd przybyłeś. Za wcześnie.” Oczy Strażnika ponownie się zapaliły w akompaniamencie iskier. Sprawnie, lecz tak jakby pająka przepraszał to co robi, jakby jeszcze mógł coś poczuć - Mortesimer wyciął ze zwierzęcia dwa jadowe kły które zawisły u pasa oraz gruczoł służący do produkcji sieci, to powędrowało do torby, do osobnej przegródki.

-Będę pamiętał. To moja pokuta.

Obejrzał się wokół siebie dopiero teraz, kiedy burza myśli częściowo ustała. Strażnik nie był wyrachowany, pragnął ratować co się da. Obrócił głowę raz jeszcze w stronę oprawionego truchła pająka, ponownie skulił się, oparł na łapach, a kaptur sam zsunął się mu na głowę. Rozważał, czy podejść do ptaków które mimo wszystko radziły sobie dobrze, czy do orka. Ten leżał bez ducha. ”Nawąchasz się ziółek i zaraz staniesz na nagach.” Jak pomyślał, postanowił zrobić. Ocucić ziołami chodząca kupę mięśni.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline