Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2010, 22:37   #65
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Róbcie co każe! Proszę... –

Wielebna była bliska płaczu. Taki obrót sprawy wyraźnie ją zaskoczył. Podobni jak bandę przedziwnych, pokracznych i kalekich stworów wypełniającą korytarz. Tyle, że oni się nie bali. Oni byli wściekli. Rządzą mordu bały wymalowana na ich obliczach tak wyraźnie, że Cilian niemal poczuł uderzającą w niego fale nienawiści. Mimo to trybunalczyk ucieszył się w myślach. Najwyraźniej im na niej zależało i miała u nich jakiś posłuch, bo po pierwszych paru krokach w jego kierunku, odsunęli się wszyscy dalej w głąb korytarza. Po krótkiej, szeptanej naradzie dwóch z nich, trzymając się przeciwległej ściany ruszyło ku otworowi w podłodze, najwyraźniej mając zamiar wtaszczyć na korytarz trumnę, której zażądał Mahone. Wszystko szło idealnie.

Ten właśnie moment wybrał sobie na interwencje Salim. Kapłanowi widać nie przypadły do gustu metody jedynego ocalałego druha i wolał bardziej bezpośrednie rozwiązania. Wpisywał się tym samym w styl działania ich dzielnej kompani zapoczątkowany zbrojną wyprawą na zeulga.

Baklun począł tkać kolejne zaklęcie, swoim zwyczajem mamrocząc coś pod nosem niezrozumiale. Znów wzywał na pomoc swego patrona, podobnie jak jeszcze nie dawno czynił Słowo Boże względem Niezwyciężonego. Różnica polegał na tym, że patron Salima nie pozostał głuchy na prośby swego sługi. Kapłan przyzwyczaił się już do tego, że Ainor nie jest przychylny ludziom z jego talentami. Zdążył też odnotować, że miejsce, w którym się znaleźli jest pod tym względem wyjątkiem. Jednak to, co się stało teraz przerosło jego najśmielsze oczekiwania! Salim poczuł, że ilość zesłanej mu mocy wzbiera w nim jak ogromna fala przypływu, zmiatająca wszystko na swej drodze. Magiczna energia niemal się w nim gotowała, kotłując się i burząc, nie mogąc znaleźć wyjścia. Nie miał wyjścia, musiał dać jej upust, inaczej rozerwałaby go na strzępy.

Bestie jakie pojawiły się w korytarzu, były przerażające. Jedna miała trzy potężne łby i najeżone ogromnym zębiskami paszcze, inna stała w płomieniach i zaraz poczęła zionąć nimi na zbitych w korytarzy nieszczęśników, kolejnej z pokrytego czarnymi łuskami cielska wyrastało dziesiątki macek, zakończonych przerażającymi kolcami. A to nie były wcale wszystkie...

Rzeźnia. Inaczej nie sposób opisać tego co stało się w korytarzu. Dosłownie w parę sekund wezwane przez Salima bestie rozerwały na strzępy wszystkich poza Mahonem i trzymaną przez niego kobietą, obydwoje obryzgując krwią i ludzkimi organami. Wielebna krzyczała w niebogłosy, błagając o litość dla swych podwładnych, ale Mahon ledwo ją słyszał w ogólnej kakofonii mordowania, ćwiartowania, wycia upojonych juchą bestii, wrzasków umiejących i żywcem pożerany ludzi. Sam był w szoku, nie mogąc się ruszyć, nawet kiedy w korytarzu wszystko znieruchomiało. Ludzkie szczątki były wszędzie. Na podłodze, ścianach, zwisały nawet z sufitu. Gdyby sam tego nie zobaczył, nigdy nie uwierzyłby, że te luźno porozwalane ochłapy mięsa był kiedyś ludźmi. Upiornym bestią wciąż było mało. Pognały dalej w głąb korytarza i wkrótce z oddali dały się słyszeć kolejne krzyki i odgłosy rzezi.

- O kurwa! –
Tyle był wstanie wykrztusić z siebie Mahon na powitanie Salima, który w końcu wdrapał się na górę po drabince.
- No. –
Skwitował widok Baklun.

Chcąc nie chcą ruszyli w głąb korytarza. Wielebna nie nadawała się na przewodnika, bo po barbarzyństwie, którego bała świadkiem popadła w katatonie. Kiwała się tylko w przód i w tył, mamrocząc coś pod nosem i wodząc dokoła niewidzącymi oczyma. Nie opierała się kiedy Cilian prowadził ją przed sobą. Nawet sztylet nie był potrzebny.

Minęli kilka pomieszczeń i korytarzy wciąż pnąc się lekko pod górę. Musieli być pod ziemią, bo nigdzie nie było żadnych okien. Wyprzedzały ich coraz odleglejsze krzyki i odgłosy walki. Jeśli te jatkę można było nazwać walką. Kolejne pomieszczenia wglądały tak samo. Porozrywane, na wpół pożarte, nadpalone i porozwłóczone zwłoki. Skąpane w posoce i wnętrznościach. Szybko przywykli do tego widoku.

Krwawy pochód trwał koło piętnastu minut. Z kolejnego pomieszczenia wyszli do szerokiego, wyciosanego w litej skale korytarza na końcu którego, wyraźnie widać było światło dnia. Wchodzą do niego zdali sobie sprawę, że od jakiegoś czasu nie słysząc już odgłosów walki czy ryków bestii. Ta zagadka wyjaśniała się na końcu tunelu.

Wychodził on na sporą polanę skrytą w lesie. Wokół wejścia nie rosły żadne drzewa, pojawiały się dopiero kilkanaście metrów dalej, tworząc otwarty plac. Między nimi dojrzeli zarysy staranie zamaskowanych konstrukcji. Wyglądało jak domy, czy raczej szałasy i wyrastały zarówno na ziemi, jak i przytwierdzone do pni drzew czy ulokowane wysoko między gałęziami. Wszystko połączone było skomplikowaną siecią lin, drabinek i wiszących mostków. Między nimi zaś krążyły i krył się przedziwne stworzenia. Kalekie, zdeformowane, chore czy niemal zmutowane. Każde inne, choć w większości dało się jeszcze rozpoznać ich ludzkie pochodzenie. Lub nieludzkie, bo było tu sporo takich, których matki zadały się nie z tymi co trzeba. Orcze kły sterczały ponad wydętymi wargami a elfie uszy wystawały spośród zmierzwionych włosów. Byli tez potomkowie innych, dziwniejszych jeszcze ras i ich mieszanek.

Na środku polany stał mężczyzna. Barczysty, bardzo wysoki, z rękom skrzyżowanymi na piersi, wpatrywał się w wylot tunelu, jakby czekał na przybycie dwójki łowców i znowu prowadzonej „na ostrzu” Wielebnej. Twarz miał skrytą pod bujny, kruczoczarnym zarostem. Nie miał przy sobie żadnej widocznej broni. Tym dziwniejszy był widok martwych bestii porozrzucanych na polanie wokół niego.

- Wypuśćcie ją.-
Głos miał głęboki i dudniący. Mahon już miał mu odpowiedzieć, kiedy ten powstrzymał go gestem.
- Ukrywam położenie tego miejsca bardzo długo i wiele musiałem poświęcić, aby postało ono ukryte. Poświecę tez życie córki, jeśli będę musiał. Tak jednak nie musi się stać. Nie tak miał to wyglądać. Wypuście ją. Już! –

Mahon miał na końcu mieszankę przekleństw, łgarstw i gróźb, którą miał zamiar uraczyć nieznajomego, jednak zamiast tego z przerażeniem stwierdził, że wypuszcza sztylet z dłoni i spełnia polecenie mężczyzny. Salim już miał tkać kolejne zaklęcie, skoro tak dobrze mu poszło z pierwszym, kiedy z przerażeniem stwierdził, że nie może wydobyć z siebie słowa.

- Jestem Noe. To moja enklawa. Moja i innych, dla, których wśród wam podobnych nie ma już miejsca. Wy zaś wiedzcie, że nie trafiliście tu przypadkiem. Wy i wasz ładunek.... NIC nie dzieje się przypadkiem. Tyle, że nie tak to miało być, nie tak... –
Unieruchomieni trybunlaczycy z przerażeniem stwierdzili, że słyszą głos Noego bezpośrednio w swoich głowach, bo mężczyzna nie poruszał ustami.
- Kto jak kto, ale wy powinniście o tym wiedzieć. Po tym co zdarzyło się w mieście... Ciekawe jak to sobie wytłumaczyliście. Cóż ja ma kilka odwiedzi, które mogą was zainteresować. –
Mahon i Salim dostrzegli przedmiot, który Noe trzyma w dłoniach. Miniaturowy nagi miecz. Symbol Niezwyciężonego i jego Świętej Inkwizycji. Taki sam jak miał na szyli Słowo Boże. Tak sam jak Salim widział na szyli pewnego Inkwizytora.
- Po tym jednak, co tu uczyniliście powinienem zamienić waszą egzystencję w nieustające piekło bólu i cierpienia. Wierzcie mi, że leży to w granicach moich możliwości. Jednak tak jak powiedziałem, nic nie dzieje się przypadkowo. Dlatego jeszcze żyjecie. Jak długo... to już będzie zależało tylko od was. –

*****

I tak dobrnęliśmy do (znowu) mało satysfakcjonującego końca. Pod względem fabularnym sesja tak na prawdę w tym momencie powinna się dopiero rozkręcać, ale z racji niedostatku ofiar (czytaj BG) i kłopotów drugiego MG, robimy przerwę. Lamentować i narzekać można w komentarzach, choć za niedługo powstanie stosowny raport i tam będzie się można bardziej poznęcać. Na razie dziękuje wszystkim za zabawę i na pocieszenie obiecuje rozdać rozwinięcia dla przetrwałych postaci.

Obsługę proszę o przeniesienie do archiwum. Za jakich czas, potrzebny na zapoznanie się zainteresowanym.
 
malahaj jest offline