Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2010, 17:17   #8
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Owszem, panie Holmes - odparła pogodnym tonem. - Na spacer, rozprostować nogi, wyjść choć na moment z czterech ścian.
Wolała uważać na juniora Holmes’a. Kto wie, czy tym razem nie przeholował z whiskey. Coś jednak podpowiadało Belii, iż to nie to. Właściwie kobiety odznaczały się lepszą intuicją od mężczyzn, co nie oznaczło, że tym razem tak musiało się źle dziać.
- Jakoś nie mam ochoty na prywatki. Nie dzisiaj. Co za dużo przyjęć, to niezdrowo. Chociaż ja z nudą nie mam problemów - lekko się uśmiechnęła.
-Nie wątpię.- odparł Holmes przenikliwym spojrzeniem obrzucając pannę. Po czym spojrzał w kierunku, w którym szła Arabella i rzekł.- Tak się składa madame, że idę w tym samym kierunku. Czy pozwolisz więc panno Fogg, że będę ci przez chwilę towarzyszył ci w tej przechadzce?
- Ależ proszę.
-Zastanawiające, że nie jesteś zainteresowana przyjęciem. Czyż panna Edens nie przybyła wczoraj z Paryża? Zapewne będzie to jej pierwsze wejście na salony Londynu w tym sezonie.- rzekł mimochodem Robert Holmes, spoglądając na reakcję Belci i wsuwając ręce do kieszeni.
Obserwował ją. Ta niby nic nie znacząca uwaga o Charlottcie miała na celu wybadanie i wyciągnięcie z Arabelli informacji. Kiedyś to się Robertowi udawało. Ale znali się już nieco dłużej i panna Fogg potrafiła przejrzeć część sztuczek młodego Holmesa. Wyraźnie próbował się dowiedzieć, co ona zamierza robić, skoro nie idzie na przyjęcie.
- Ależ nie ma w tym nic dziwnego, sir, że tym razem się nie udaję. Uważam, że na razie mi ich wystarczy.

-Może w takim razie, pozwolisz panno Fogg, że zaproszę cię dziś na kolację?- rzekł w odpowiedzi Holmes. W przypadku gdyby to mówił do innej kobiety, Arabella mogłaby posądzić Roberta o niecne zamiary.
Ale i tak posądzała, choć o niecne zamiary innej natury. Syn Sherlocka próbował zdobyć okazję, do dalszego wypytywania. Robert Holmes miał wścibską naturę i przenikliwy umysł...co było niebezpieczną mieszanką.
- Ach, dziękuję, jeśli nic mi nie przeszkodzi, to skorzystam - w tym momencie Arabella poczuła, że Holmes junior robi się odrobinę natarczywy. - Z chęcią.

[media]http://www.sounddogs.com/previews/36/mp3/291258_SOUNDDOGS__bi.mp3[/media]
Następnego dnia.
Piccadilly Street, Londyn. Godzina 12.00
Kilkanaście jardów od kamienicy pani Fogg...

Arabella Dogg ponownie w "starciu" z Robertem. Tym razem jednak rozmowa przedarła się na zupełnie inne tory.
- W tym roku mamy same ciekawe przypadki. Słyszała panna już zapewne, o Kubie Rozpruwaczu? Przestępcy niszczącym regularnie humanoidalne automatony pracujące na londyńskim nadbrzeżu. - spytał Holmes idąc obok dziewczyny i zerkając na jej twarz z ciekawością.
Po czym rzekł.
- Niektórzy twierdzą, że to jakiś nadgorliwy antymechanista. Ja jednak myślę inaczej. Jest to raczej...ktoś, komu z czasem może nie wystarczyć rozpruwanie mechanicznych lalek naturalnej wielkości.
- To prawda - odrzekła na to "hinduska". - W dzisiejszych czasach wcale antymechanistów nie brakuje, choć doprawdy maszyny nie są pozbawione wad. Niemniej jednak ciężko mi sobie wyobrazić bez nich życie. Nawet, jeśli dwa mechanizmy od lat się ze sobą kłócą - usta zadrżały w lekkim uśmiechu. - Dosłownie. Choć czy tym Kubą Rozpruwaczem nie był przypadkiem sir Hiddings?

- Tak, tym pierwszym...ale tamten wolał żywe obiekty do swych badań. Obecny rozpruwa lalki - Robert delektował się każdym swym słowem, niczym łyk cejlońskiej herbaty. Widać to było jego minie przypominającej Melchiora po upolowaniu myszy. Minie zadowolonego kota. Młody Holmes lubił błyszczeć w towarzystwie, chełpić się swymi sukcesami. Nie tak jak jego ojciec Sherlock. Pokiwał głowę na boki. - Obecnego nazywają Kubą Rozpruwaczem juniorem, albo...Kubą Rozpruwaczem drugim. Brukowcom brak fantazji, czyż nie?
- Ot, brukowce to brukowcie, junior. Sir Hiddings też nie przepadał tak zanadto za maszynami. Odnośnie tego... hmmm, drugiego Rozpruwacza... - odkasłała. - Nazwałabym go Kubusiem Rozdarciuchem. Co tam mechanizmy w porównaniu do przetestowania czegoś na żywym materiale.
-Kubuś Rozd...arciuch ?- zdziwił się młody Holmes. Uśmiechnął. i po chwili wybuchł śmiechem.- Zdecydowanie ciekawsza nazwa, niż ta brukowców. Byłaby z panny lepsza reporterka niż... zdecydowanie ma panna dryg, do określeń, panno Holmes.
- Bardziej pasująca. Taki bandyta to bardziej szaleniec i to w dodatku groźny, ale tylko dla maszyn - puściła oczko do juniora. - Parę strzałów z Morpheusa306 i po kłopocie. Tak notabene incognito, mówią, że Kubuś gdzieś szwendał się w okolicach doków przy Tamizie.
-Proszę się nie bać.- odparł Sherlock uśmiechając się dumnie. W jego spojrzeniu widać było iskierki entuzjazmu. Dodał po chwili z rycerską szarmancją w głosie.
- Dziś... po północy... Nowy Kuba przestanie być już problemem...

Spojrzenie Holmesa juniora nigdy nie wydawało się być tak przewiercające i tak przenikliwe. Może zapomniał o temacie odnośnie lady Edens, a może nie poruszał go tylko dlatego, gdyż chciał sam zbadać, co tu się dokładniej dzieje. Jednak panna Fogg wiedziała, że będzie musiała walczyć nie tylko z czasem (a i w niedalekiej przyszłości z oponentami w egzotycznym kraju), ale także z okolicznościami. Najwyższa pora na dobry obiad. W końcu bez aromatycznych potraw nie wyobrażała sobie żadnego dnia.
Nie mogła jednak daleko pofrunąć myślami. Nie musiała - zawsze stąpała twardo po ziemi.
Zwlaszcza wtedy, gdy poszła schodami na górę (każdy upadek mógł się nieciekawie skończyć, nawet jeśli w pobliżu czuwała Deus Ex Machina) i docierała do swoich czterech kątów. I otworzyła drzwi...
- Fury! Sir Wisdom! - zawołała w przedsionku jej własnego mieszkania. - Co to ma znaczyć?! Co tu się w ogóle...?!
Tego się teraz nie spodziewała.
Bałagan w mieszkaniu, zwany popularnie pobojowiskiem - wszędzie latało pierze, szafy były pootwieranie, jakby ktoś się do nich włamał. Kilka talerzy z porcelany rozbitych, bagaż Belci został na wskroś przetrzepany - nic jednak stamtąd nie zginęło. Przeszła cały hol swojego terytorium i gdzie nie spojrzała, swoim spojrzeniem natrafiała na pierze, porozrzucane pociski i ewentualnie pojedyncze strony gazet. Ewidentnie rzucały się w oczy ślady czyjejś interwencji.
Fury i Sir Wisdom!
Mimo ich dobrych (Huh?) chęci - czy jej pokój musiał przypominać miejsce po najeździe mechanicznej milicji i rabusiów?

- Fury!
Po dłuższej chwili rozległ się głos Sir Wisdoma, jakby z kimś walczył zaciekle. O tej porze trudno było nie zgadnąć, z kim się tak użerał. W końcu tylko jeden byt w tym domostwie
-Pomagaliśmy....eee...przy pakowaniu. To znaczy JA pomagałem. A Fury...- stwierdziła Deus ex Machina wyniosłym tonem głosu.
Po chwili wtrąciła się zaś Fury:
-Wisdom i ja mamy odmienne zdanie do tego, co może być potrzebne w Indiach. Puchowe poduszki NA PEWNO się nie przydadzą.
-W górach bywa zimno.- odgryzł się Wisdom, a Fury się ponownie wtrąciła:
- Panienka Belcia nie jedzie zwiedzać Himalajów, prawda?
-Ale...może sie zapuścić w tamte rejony.- Wisdom był nieustępliwy w tym temacie.
- Ja nie jadę się tam wspinać po górach... - tylko trochę spokojniejszy głos Belci przedarł się jazgot wydawany przez maszyny. - Chociaż nie jest to pewne. Natomiast dochodzę do wniosku...
Po chwili dodała:
- ...że chińska porcelana najwyraźniej mi się nie przyda - zmiotła spojrzeniem misternie zdobione do tej pory całe talerze, które teraz zmieniły się dziwnym “trafem” w skorupki.
- To jego/jej wina.- obie Deus ex Machiny zaczęły jednocześnie się oskarżać o rozbicie porcelany. Po czym zaczęły sobie wytykać różne błędy...zupełnie jakby były starym małżeństwem.

Niebawem niebezpiecznie w rękach Belli zabłysnął prezent od papy - Viper1800.
- Komu pierwszemu odciąć prąd? - spytała szeleszczącym, quasi-złowrogim tonem. - Wiecie, drodzy państwo - kontynuowała wciąż tym samym przerażającym maszyny głosem. - że na wolności szaleje Kuba Rozpruwacz Drugi, który zajmuje się niwelacją maszyn. Oj, tak tak - naciągnęła cudowną kuszę i wycelowała w regulator mocy znajdujący się nad łóżkiem Arabelli. - Przychodzi nocą do niegrzecznych maszyn i je niszczy - grot o parę cali minął się ze źródłem energii. - A później je przerabia w swoim zakładzie na rondle i sprzedaje na Blackwater Market...
Następnie odłożyła kuszę na bok tylko po to, by ją naciągnąć i nałożyć następny bełt.

- Jest zły, podstępny, szalony i nikczemny - przypominała obecnie “złą” ciocię Margareth. - I pani Belcia też się taka stanie, jeżeli ktoś nie będzie dotrzymywał obietnic odnośnie...
Deus ex Machiny nagle zamilkły, mechaniczne manipulatory schowały w ścianach i jedynie mechaniczne oczka zerkały ostrożnie na wymachującą kuszą Arabellę.

- Dziękuję za uwagę - po chwili niezręcznej ciszy pani domu przemówiła. - Tylko ciekawe kto to wszystko teraz posprząta?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 14-10-2010 o 17:53.
Ryo jest offline