Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2010, 12:54   #33
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Ostatecznie wszystko wskazywało na to, że to Viv wyłącznie dowodziła ich grupą, choć to słowo zdecydowanie nie pasowało w tym przypadku. „Rządziła” było bardziej na miejscu. Traktowała ich tak samo jak jej mistrz, jak niewolników. Mattias jak pewnie większość jego towarzyszy, rozmyślał już nad ewentualnymi możliwościami pozbycia się suki Samuela. Było to zajęcie niezwykle ciekawe i kreatywne zarazem, idealne na zabicie czasu podczas podróży… bądź też innej rzeczy.

Żywiołaki prowadziły ich od jakiegoś czasu w stronę wieży, w której mieszkała kolejną popieprzona istota. Berg nie zaprzątałby sobie tym głowy, ale w całym bałaganie informacji odnalazł jedną, która go interesowała. Możliwość ucieczki z tego miejsca brzmiała obiecująco, nawet, jeśli pozostawała na razie w sferze teorii. Obawiał się jednak, że Viv pragnęła pozbawić go możliwości sprawdzenia tej opcji. Prezentowała interesy Samuela, w których raczej „magiczne tylne drzwi” do jego twierdzy stanowiły niemały kłopot. Musiał pozbyć się jej przy pierwszej lepszej okazji.

Podczas marszu zrównał się z driadą. Nikt nie zwrócił większej uwagi na fakt, iż potrafiła mówić w tym samym języku co ludzie. Prawdopodobnie wpływ miało na to pojawienie się żywiołaków, które również nie miały z tym problemu. Tak czy owak Mattias był wdzięczny za to.

- Obserwuj uważnie naszą przywódczynie. – mruknął pod nosem, starając się żeby nikt więcej oprócz leśnej zjawy tego nie usłyszał. – Musimy się jej pozbyć, jeśli chcemy uciec z tego miejsca…

Jego roślinna znajoma zdecydowanie nie była typem zimnokrwistej morderczyni, nie mówiąc o tym, że od jakiegoś czasu zachowywała się dziwnie. Mattias liczył jednak na jej pomoc. Druga osoba, była znakiem zapytania, ale musiał zaryzykować.

Po kilkunastu minutach marszu podszedł do Johniego. Nie znał go za dobrze, ale tamten nie wydawał mu się typem pasującym do profilu wiernych sługusów Samuela.

- Przy pierwszej okazji musimy załatwić Viv. – szepnął uśmiechając się niczym niewinne pięcioletnie dziecko. – O ile chcesz stąd uciec oczywiście…


Nie chciał ciągnąć rozmowy zbyt długo, wolał całą swoją uwagę skupić na szukaniu możliwości ataku. Czas mijał nieubłaganie i kiedy coraz bardziej wydawało mu się to bezcelowe, okazja sama pojawiła się na horyzoncie.



Ich ścieżkę przecinał wartki strumień wody, nad powierzchnią którego wzniesiono niewielki kamienny mostek. Gdy wszyscy podróżni stali już na nim, Mattias zatrzymał się i pozwolił oby czarne żyły z jego stóp wbiły się w kamienną budowle łącząc się z nią w jeden organizm. Nie mógł sprawnie sterować całością, ale wystarczyła mu kontrola nad niewielką jego częścią.

- Jak ja nie lubię przejawiać inicjatywy... cholera – powiedział sam do siebie wiedząc jakie konsekwencję mogą go spotkać. Bycie biernym miewało swoje plusy, ale Mattias miał już tego dosyć. Najwyższy czas na to żeby pokazać Samuelowi, że nie jest jedynie kukiełką w jego chorym teatrzyku.

Głośno wypuścił powietrze z płuc i w jeden chwili uwolnił swoją moc w miejscu, w którym stała Viv. Podłoże pod jej nogami zafalowało stając się płynną substancją rzadszą od wody. Berg chciał, aby kobieta zatopiła się po szyję w kamiennej breji, a potem planował przywrócić jej pierwotne właściwości utwardzając grunt i tym samym unieruchamiając ręce i tułów kobiety.

Miał nadzieję, że jego towarzysze zareagują błyskawicznie.
 
mataichi jest offline