Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2010, 21:27   #162
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Bitwa ... ogromna bitwa. Gdy po wszystkim lądował swoim myśliwcem cały czas miał ją przed oczami. Widział twarze poległych Jedi. Teraz, w tym momencie, gdy poczuł się bezpiecznie, przynajmniej na jakiś czas mógł o nich pomyśleć? Ilu jeszcze przyjdzie umrzeć? Ilu z jego towarzyszy nie doczeka końca tej wojny? Nie znał odpowiedzi na to pytanie ... wątpił czy ktokolwiek byłby w stanie na nie odpowiedzieć. Przyszłość była nieodgadniona. Nawet Jedi, obdarzeni przez moc wizjami, widzieli tylko jedną możliwą wersję. Przyjdzie im się przekonać, przez wszystkie próby ... przyjdzie im się przekonać.

Zostawił myśliwiec pod czujnym okiem mechaników, narzucił na siebie zielony, tradycyjny płaszcz corelliańskiego jedi. W takiej pogodzie dodatkowy kaptur nie zaszkodzi. Poza tym czasami przyjemnie było wbić się w te szaty. Przypominały kim byli. A musiał przed sobą przyznać, że potrzebował takiego przypomnienia. Czuł, że nie szkolił się do tego. Widział, że w takiej walce nie ma miejsca na rozwój, nie ma miejsce dla asów. Są tylko osoby, które wykonują swoje zadania. Jeżeli już musiał coś robić, chciał robić to najlepiej jak potrafi. Tutaj jednak nie mógł tego zrobić, nie mógł się w pełni rozwinąć. Chciał aby ta wojna się skończyła. Nie do tego szkolił go Mistrz Windu. Nie do walki, w której uczestniczy tysiące innych? Jakie on miał tam znaczenie? Nie mógł zmienić wielu rzeczy ... nie mógł pomóc Tamirowi bo otrzymał taki rozkaz! Rozumiał potrzebę hierarchii wojskowej, potrafił w niej działać, ale dużo bardziej wolał działać niekonwencjonalnie, tutaj nie mógł. Sam nie mógł w swojej pozycji wpłynąć na przebieg bitwy i to go denerwowało.

Przerwa zapewne jak innym dłużyła mu się. Nie rozumiał tej zwłoki, ale chyba chodziło o coś ważnego? Tylko o co? Nie mógł jednak odpowiedzieć na to pytanie, dlatego robił to co mu kazano sprawdzał teren. I gdy właśnie kończył kolejny obchód, robiony z nudów, gdyż wszystko zostało wcześniej sprawdzone spotkał Erę i miło spędził czas.

Idąc z nią na spotkanie czuł się inaczej. Lubił z nią rozmawiać, miała poczucie humoru, była cholernie inteligentna i mieli podobne charakter i upodobania co do trunków. Warto było pielęgnować taką znajomość. W czasie wojny możliwość śmiechu była na wagę złota. Osoba, która potrafiła to sprawić, która pomogła zapomnieć o przeciwnościach, była cennym nabytkiem. Codd zdawał sobie z tego sprawę i dlatego zamierzał zrobić co w jego mocy, żeby móc spotykać się częściej z Erą. Przed rozpoczęciem się spotkania posłał Tornowi szeroki uśmiech. Tamten wyglądał na przygnębionego ... trzeba będzie z nim pogadać.

Musiał jednak odłożyć te rozważania gdyż rozpoczęło się spotkanie. A jego cel dość szybko został wyjaśniony. Gdy tylko Corellianin usłyszał propozycję uśmiechnął się szeroko. Tam za liniami wroga, wykonując swoje umiejętności mógł lepiej przyczynić się do zwycięstwa, niż jako jeden z setek pilotów - Jedi. Mógł robić coś co miało znaczenie, a przede wszystkim mógł robić to po swojemu. Takie zadanie oznaczały wykorzystywanie własnej pomysłowości. W małej grupie, która często nie miała tak sztywnej hierarchii. Większa wolność, swoboda i prawdziwa możliwość rozwoju. Czegóż więcej mógł chcieć? Nie był przywiązany do żadnego oddziału klonów. Poza tym będzie mógł spotkać ludzi, którzy przynajmniej śmieją się z żartów.

-To pewnie będzie bardzo niebezpieczne, a jak wiadomo Corellianie śmieją się w twarz niebezpieczeństwu - zaczął wesołym tonem -Oczywiście wchodzę w to, chyba będę mógł tam zrobić więcej dobrego, niż gdzie się teraz znajduję -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline