Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2010, 16:29   #37
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
- Dlaczego to robisz? - zaczęła niemal bezgłośnym szeptem, wiedząc, że dzięki wyostrzonym zmysłom doskonale ją słyszy. Z pewnością słyszał też pretensje i złość w jej głosie. - Nie wiem - westchnęła. - Nie wiem czy to wina Samuela, czy przeciągnął Cię na swoją stronę - zamilkła na chwilę. Szli wolno. Rose wciąż patrzyła przed siebie. - Wiem, że jesteś pochłonięty do reszty wypełnianiem rozkazów swojego Mistrza - prychnęła - i nie widzisz nic poza nimi, ale właśnie dowiedzieliśmy się, że można stąd uciec! - gdyby nie to, że w pobliżu znajdowała się całkiem pokaźna grupka ludzi i innych dziwnych stworzeń wykrzyczałaby mu to w twarz. Teraz jednak jej zimny ton przepełniony był żalem. - UCIEC - odwróciła ku niemu twarz - rozumiesz co do Ciebie mówię? Możesz być wolny - powiedziała patrząc mu w oczy. Była pewna, że nie ma na świecie rzeczy, na której zależy mu bardziej.

- Tak, mogę być wolny- potwierdził Michael po chwili wahania- Jeśli zechcę, mogę nawet teraz rzucić wszystko w diabły i biec szukać drogi ucieczki. Ale co wtedy będzie z moim oddziałem? Co wtedy będzie z Tobą? Z naszym dzieckiem? Jak myślisz, jak wtedy zareaguje ta wariatka? Powiedz, naprawdę chcesz, żebym uciekł i skazał Was na ten okrutny los bycia pod dowództwem osoby, która widzi w Was tylko narzędzia?- spytał, również spoglądając Rose głęboko w oczy.

- A nie myślałeś o tym, ci ludzie, też pewnie chcą się stąd wydostać, uciec? - niemal weszła mu z słowo.

- Myślałem. Pamiętasz, jak mówiłem Ci przy naszym pierwszym spotkaniu, że wszyscy tyranii upadali prędzej czy później?

- Ale zanim upadli zniszczyli mnóstwo istnień. Zabili masę ludzi! - ledwo powstrzymała się przed krzykiem.

- Ludzie zawsze ginęli w bratobójczych wojnach, nie możemy nic na to poradzić. To okrutne, ale taka jest już kolej losu. Czego ode mnie oczekujesz, że zmienię świat?- spytał, starając się zachować spokój. Emocje kobiety mogłyby mu się udzielić, a tego nie chciał. Było bardzo ważne, by zrozumiała, czemu zachowuje się tak a nie inaczej.

- Nie. Wystarczy, że się jej postawisz - była wkurzona, jej oddech był zdecydowanie przyspieszony, ciężki - postawimy. My i ludzie, którzy mają dość tego całego gówna!

Spojrzał na swoją bransoletkę, marszcząc brwi i wyraźnie się zastanawiając- Szeregowa Rose, jak Ci nie wstyd oceniać poczynania swego dowódcy? Jeśli masz zastrzeżenia do moich sposobów dowodzenia, to zgłoś je bezpośrednio na ręce dowódczyni Vi lub jeszcze lepiej, Mistrza Samuela. A jeśli nie chcesz tego uczynić, to podążaj ślepo za swym dowódcą. Z racje pełnionej funkcji mam dostęp do tajnych informacji, które sprawiają, iż podejmują takie a nie inne decyzje, wszystkie w duchu troski o mój oddział i Podwodne Miasto. Rozumiesz, szeregowa?- spytał bezosobowym, żołnierskim tonem, niczym prawdziwy generał.

Zrobiła wielkie oczy. Wpatrywała się chwilę w Michaela, później zerknęła przelotnie na bransoletkę. Szczerze, to w ogóle nie obchodziło jej co się z nią dzieje. Była wzburzona, bardzo.
- Co Ty pieprzysz? -pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Gdyby wszystko było takie proste, jak wygląda na pierwszy rzut oka, to nie musiał bym mieć bransoletki. Ja ją noszę, Vi nie. Rozumiesz?- potrząsnął przed oczami kobiety dłonią, na której nosił czerwoną ozdobę.

- Rozumiem, ale to nie znaczy, że nie możemy nic zrobić. Bo możemy, zawsze można coś zrobić - Uśmiechnęła się, łagodnie, jakby pocieszająco - Nie chcę, żeby moje dziecko urodziło się w tym miejscu - powiedziała w końcu. Słowa z trudem przeszły jej przez gardło.

Michael doskonale ją rozumiał. Tak samo jak ona, a może nawet bardziej chciał szczęścia dla jej dziecka i dla niej samej. To on ponosił odpowiedzialność za życie, które w niej zakiełkowało, on i tylko on. Ona niczego nie chciała, to on do niej przyszedł i zrobił jej brzuch. Teraz więc to on musiał się zatroszczyć o ich przyszły byt.

I robił wszystko, co w jego mocy, by jego troska się urzeczywistniła.

- I nie urodzi się. Obiecuję- zbliżył się do niej, całując w policzek.

- Nie obiecuj - powiedziała krótko.

- Jeśli tak wolisz- delikatność w jego głosie zadziwiła go samego.

W tym momencie podeszła do nich Vi, wprowadzając szybko i precyzyjnie dwie świetliste kulki do ciała Rose. Michael zjeżył futro, wyczuwając, iż coś jest nie tak, mimo to nie uczynił nic, niespokojnie poruszając ogonem.

Jak się okazało, Vi niezbyt spodobały się słowa, które wypowiedział, bardziej go jednak zdziwiło to, że kobieta miała jakieś rozsądne argumenty, by poprzeć swoje zdanie. Rzeczywiście, teraz jej punkt widzenia nie był już tak idiotyczny, choć lew dalej uważał, że powinni przede wszystkim zająć się buntem, tak szybko, jak to możliwe.

Niestety, nie miał czasu, by poddać się podobnym rozmyślaniom, gdy córeczka Samuela wyjaśniła mu, co zrobi z dzieckiem Rose, gdy jeszcze raz podważy jej „autorytet” w obecności oddziału. Idiotka w ogóle nie zauważyła, że nie ma żadnego autorytetu, wszyscy w mieście boją się jej i nienawidzą, marząc o tym, by pozbawić ją życia, a jeśliby Rose spadł choć włos z głowy, będąc w stanie błogosławionym, to cała grupa mogłaby się na nią rzucić.

Niemniej, nie mógł wykrzyczeć jej w twarz tych i innych słów, które krążyły po jego głowie. Było to zbyt niebezpieczne.

- Pani, proszę o Twe wybaczenie- ukłonił się nisko niczym rodowity japończyk. Gęsta, złota grzywa opadła w dół, skrywając przed Vi nienawistne spojrzenie brązowych oczu.
 
Kaworu jest offline