Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2010, 19:57   #164
enneid
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Walka przeciągała się niemiłosiernie, gdy kolejne blaszaki zjeżdżały w dół do poziomu obrońców. Sytuacja zdawała się być patowa, napastnicy nie byli w stanie przebić ich obrony, a garstka klonów i trójka jedi, nie mogła nawet marzyć o kontrataku, by zyskać jakąś przewagę.
Ale to już było męczące. Nejl coraz bardziej musiał posiłkować się mocą, by wytrwać na pozycji i nie stracić koncentracji. Czasem powracała myśl: "Jak długo jeszcze? Czy nie powinny już pojawić się posiłki?" Lecz znów strzał przeleciał tuż nad jego głową, a instynkt tłamsił te myśli. Pozostawała tylko irytacja i coraz większe zmęczenie. W jego ruchach nie było już wielkiej finezji. klinga wykonywała ciągle te same ruchy, które przez tyle lat ćwiczył jako młodzik, a później padawan, kierując większość strzałów w rykoszet, a tylko te najbardziej odpowiednie z powrotem w stronę droidów. Musieli przede wszystkim wytrwać- powtarzał sobie, niemal jak mantrę.
I wytrwali Z szybu przestały napływać kolejni przeciwnicy, a pojawiły się posiłki. Ogień z dwóch stron szybko oczyszczał korytarz z pozostałych droidów.
Pojawił się również mistrz jedi, którego jednak Ricon nie rozpoznał.
- Spokojnie, już po wszystkim. Konfederacja wycofała się, obroniliście Kamino – te słowa z początku nie dotarły do Nejla. Serce nadal biło z zdwojonym tempem, a adrenalina nie pozwalała mu się skupić. W końcu, nie zważając na resztę, opierając się o ścianę, Ricon opadł na ziemię, dezaktywując miecz, W końcu mógł odpocząć, przestać skupiać myśli wokół walki, po prostu przez chwilę nic nie robić, by organizm powrócił do jako takiej normalnej pracy
- Obroniliśmy - szepnął do siebie.

Planetę opuszcały coraz to kolejne kanonierki, a jemu pozostało czekać. Właściwie na co? Owszem, Nejl wdzięczny byl mocy, że mógł wziąść prysznić, zaznać kilka godzin porządnego snu, i w między czasie coś zjeść. ale w prośbie mistrza Karnish przecież nie o to chodziło. Nejl czuł, że tak naprawdę chodzi o coś ważniejszego, lecz sam rycerz nie był pewny, co ów mistrz ma im do przekazania. Dlatego też z pewną niecierpliwością ruszył w stronę kantyny, o umówionym czasie. Okazało się, że nie tylko oni zostali zaproszeni. Było również kilku innych rycerzy, których rozpoznał z odprawy, jaka miala miejsce przed Bitwą o Kamino.
Najwyraźniej gdy już wszyscy się pojawili, Irton przedstawił swa propozycję.
- Masz jednego chętnego, Mistrzu.- zgłosił się jako pierwszy zabrack
Później przyłączył się Corellianin, lecz Nejl nie wiedział co wybrać. Bał się tego wyboru. Czy podoła tym nowym zadaniom? Czy wytrwa? Będą działać w mroku. Czy ten mrok który doświadczył w uliczkach Iskaayuma, nie zdobędzie go? Lecz to co najbardziej go martwiło bylo znacznie bardziej przyziemne: jak przeżyje taką rozłonkę? Przecież nie będzie mógł już poczuć swego syna w świątyni, nie mówiąc już, o jakiejkolwiek wizycie na Mallastere. Może to trwać wiele miesiecy, może nawet nie widzieć ich przez więcej niż rok, może nawet już nigdy? Jak to może wytrzymać? Wiedział jakie to było egoistyczne, lecz Nejl nagle chciał rzucić to wszystko, zrezygnować z wojny i po prostu wyjechać do Dajin. Przecież jego udział na niewiele się tu zda. Nie zmieni losów wojny. Bedzie jeszce wiele bitew, wiele klonów umrze na setkach planet. Ile jeszce światów zazna to okrucieństwo? A on tego nie zmieni.
...Dla mnie zatem zostaje front – usłyszał chlodny głos swej byłej towarzyszki, niemal działający jak kubeł zimnej wody. Rycerz spojrzał na Lirę, jakby spodziewal się, że wytlumaczy ą decyzję, lecz szybko spóścił wzrok. Nie to, że ta decyzja nie była właściwa, czy niespodziewana. Po prostu... Sam nie wiedział co zrobić. Przysięgliśmy bronić Republiki- przypomniał sobie te słowa które sam kilka tygodni wcześniej powiedział do Liry. Czy sam w to wierzy? Znów musiał podjąć decyzję, z którą będzie sie borykać przez wiele tygodni.
- Wchodzę w to mistrzu Karnish. -odrzekł zwięźle Ricon, spokojnym tonem, choć nie cichly jego rozterki. Wiedział jednak, że powinien. Nie nadawał się na dowódcę. nie znał taktyki, ani nie miał doświadczenia, a sama charyzma, jaką dawala mu moc nie wystarczy do dobrze dowodzić klonami. W tej misji natomiast mógł się przydać. Niemniej niepewność pozostała, jak nieuchronne widmo...
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!
enneid jest offline