Gdy odwiózł towarzysza do domu, sam wrócił do swojego mieszkania w Brooklynie, które wynajmował pod nazwiskiem "Russo". Nic szczególnego, ale jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, by go tam szukać.
Wyszedł z samochodu i rozejrzał się. Nie było nikogo podejrzanego. Wzruszył więc ramionami i schodami ruszył do mieszkania. Na nich został zaczepiony przez Nataniel Sanchez, tanią prostytutkę, wynajmującą mieszkanie obok.
- John, nic ci nie jest? - Nicky zawsze zastanawiał się, czemu była dla niego taka miła. Chociaż nigdy nie zamienili więcej niż kilka słów.
- Nie. - Odpowiedział krótko, wchodząc do mieszkania. I wtedy uświadomił sobie, że kiedyś ją zabije. A także wrednego grubasa z mieszkania powyżej.
***
Następnego dnia zapomniał już o swoich wieczornych rozmyślenia. Śpiewając głośno włoskie piosenki patriotyczne, zjadł śniadanie, umył się i wyszedł, pokręcić się po okolicy.
Po południu podjechał pod restaurację, gdzie czekała go robota. Nie zwracając na siebie większej uwagi, po prostu słuchał, jaki nowo poznani współpracownicy mają plan. I razem z innymi poszedł na górę, by porozmawiać z celem.
- Naszej rodziny się nie opuszcza. Don Bernardino przesyła pozdrowienia.
- Powiedział jeden z jego towarzyszy. Nawet nie zwrócił uwagi, który. Zresztą, teraz i tak był skupiony na czymś innym. A mianowicie na dłoni właściciela.
- Ładne palce. Myślę, że zef byłby zadowolony, gdyby dostał jeden, czy dwa. Tak, na pamiątkę... - Odparł z charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Nie czekając na reakcję współpracowników, wyciągnął z marynarki zawiniątko, w którym znajdował się nowiutki nóż kuchenny.
- Zobaczyłem go w sklepie i od razu pomyślałem o tobie.
- Dodał jeszcze i zamachnął się ostrzem, by skrócić rękę ofiary o 1/3 długości palców: wskazującego, środkowego i serdecznego.