Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2010, 06:13   #30
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Jazda na motorze zawsze oczyszczała głowę Jorga z niepotrzebnych myśli. Wszystko było prostsze, nawet na pełnej korzeni i wybojów leśnej drodze. A mimo to miał niejasny plan na przyszłość. Zakotwiczył się w tu i teraz. Wczoraj już nie ma. Przyszłość niepewna. Armia i wirus. Kurwa co za wrogowie. Choć miał tak wiele na sumieniu widział, że nie tylko on był w tak opłakanej sytuacji. On może sobie zasłużył. Ale oni? Tamci cywile pewnie do niedawna prowadzili spokojne życie przeżuwaczy chleba. Jednak dzielili jego los. A raczej on dzielił ich. Niesamowite. Najpierw ledwo przytomny murzyn chciał mu pomóc pod przyczepą. Potem ta kobieta zaszczepiła go i Gorana. Bezinteresownie. Po tym jak u czerwonych wyciągnął na nich broń. Szokujące. To dawało do myślenia.
Słyszał, że wirus zamienia człowieka w żywego trupa. Albo trupa w nie-żywego człowieka. Czy coś takiego. Ale jak to kurwa? Jak na filmach? Chciał wierzyć na słowo, choć w głębi duszy czuł, że musi zobaczyć na własne oczy. Intuicja mówiła mu, że jest to prawda, skoro zrobiła się z tego niewąska klęska narodowa. Tyle tyle wystrczyło żeby powalić na kolana porządek społeczny? Wirus? Czy aż tyle? Pierwszy raz od lat poczuł ulgę, że Jeny i Mary nie doczekały takiego świata. A może tak miało właśnie być? Czy potrafiłby ochronić je przed tym? Kto wie? A przed sobą?

***

Magazyn był otwarty. Przed nim znajoma sylwetka szefa. I helikopter, który krążył gdzieś niedaleko ponad drzewami. Kurwa, czemu nic nie może być dzisiaj po prostu proste? Ile by dał za zimna puszke piwa i gorącą gołą dupę na kanapie kochanej, zapyziałej przyczepy.

- Swen, coście wy tu przyprowadzili, do jasnej...
- Dobrze, że jesteście! - ucieszył się Jorg podchodząc żwawo do szefa.
- Prospekt oberwał w biodro od wojska. - dodał Goran zeskakując z motoru.
- Pierdolone skurwysyny! – Trigger krzyczał w furii wciąż męcząc się z rozstawianiem karabinu.

Zachowywał się dziwnie, nawet nie spojrzał w ich stronę. Sprawiał wrażenie wyobcowanego, jakby w tym momencie liczył się tylko on i karabin maszynowy. Zupełnie nie zwracał uwagi na otoczenie, co zdziwiło Jorga, lecz mimo wszystko czuł, że jest mu winien jakieś wytłumaczenie.

- Oni są w porządku. - skwitował Swen o grupie, z którymi przyjechał wypatrując w stronę magazynu. Miał nadzieję lada moment zobaczyć jakąś znajomą twarz wychodzącą stamtąd, lecz nic takiego sie nie działo.
- Słyszałeś o wirusie? Tak? Oni mogą pomóc ze szczepionką! – krzyknął ręką wskazując na samochody. - Co z autem? - podbiegł do zepsutego pojazdu.
- Pierdolę cały ten wirus! Widziałeś co zrobili z chłopakami?! Nie daruję im tego! A van się spierdolił i stoi, nie widać? – Trigger nie należał do sympatycznych ludzi, lecz nawet Goran podejrzliwie przyglądał się szefowi wybiegając z magazynu. Rozłożył ręce na znak, że w magazynie nie ma nikogo innego.
- Widać... To, to tylko ty przeżyłeś? - Jorg zbladł. To nie miało być tak. Klub był całą jego rodziną, która teraz dokumentnie sie rozpadała. Śmierć kumpli dotknęła go bardzo, że z trudem powstrzymał łzy napływające mimowolnie do oczu.
- Spierdalamy w góry przeczekać wirus! A gdzie jest reszta? Czekaliśmy u czerwonych na was! - krzyknął Goran do Triggera patrząc na niebo, gdzie gdzieś za koronami drzew czaił się niedaleko helikopter.



- Nie ma reszty, rozumiesz?! - Trigger wreszcie spojrzał na Swena.

Wyglądał teraz już na obłąkanego, jakby coś potężnego zjadało go od środka. Wyraz jego twarzy był głupawo spokojny, jak zastygła maska zdumionego pijaka, który jest zawieszony między upojeniem a trzeźwą rzeczywistością. Tylko oczy były całkiem szalone. Zupełnie nie takie jak zawsze.

Stracił to – pomyślał Jorg z goryczą. Załamał się. To było oczywiste. Widział to nie raz. Na wojnie. W więzieniu. Stress. Za dużo jak na jeden dzień.

- Ja nigdzie nie idę, póki nie pomszczę chłopaków! A wy ze mną. Chyba, że już nie należycie do nas, cholerne tchórze?! – po tych wykrzyczanych słowach Jorg nie miał juz cienia wątpliwości. Trigger nie kontrolował siebie zupełnie. Trzeba było mu pomóc. Zobaczył ten sam wniosek w oczach Jugola.

- Ej! Nikt tu nie jest tchórzem! Pomścimy chłopaków, ale nie tutaj. Nie w środku lasu. Z pościgiem na karku! Trigger wijemy stad! Wszyscy razem Stary! – Swen wciąż łudził się, ze będzie mógł jakoś otrząsnąć szefa z szaleństwa. Chyba bardziej, chciał sam przekonać siebie, że wszystko będzie dobrze. Trigger był mu zawsze jak starszy brat, którego nigdy nie miał.

Jugol podniósł wieko skrzyni. Jest tak wszystko czego chcieli. Od broni po materiały wybuchowe, pełen serwis. Nowy sprzęt, najlepszej jakości.
Jorg zajrzał pod maskę samochodu. W końcu był jako takim mechanikiem, co prawda motocyklowym. W wojsku naprawiał wozy bojowe. Ale to było bardzo dawno temu. Na pierwszy rzut oka wiedział, że to nie będzie pięciominutowa naprawa, przynajmniej nie dla niego. Pewnie elektronika siadła. Nie miał testera by odczytać kody komputera. Kopnął w oponę ze złością, bezradnie rozkładając ręce.

- Ktoś się zna na tym?! – krzyknął do nowo poznanych towarzyszy.
- Jeśli tak, to to jest ta okazja, żeby się wykazać. Czasu nie ma! – dorzucił Goran zerkając na prawie pustą terenówkę.

Dwaj przedstawieni przez Starego chłopacy byli przestraszeni. Nie mogli mieć jeszcze dwudziestu lat. Za młodzi na mężczyzn, lecz już nie dzieci. Jednak widac bylo, że trzęśli się jak mali chłopcy z przedszkola.

- Co jest? Kim jesteście? O jakiej robocie on mówi? - Jorgensten spytał ich pod nosem patrząc na dziwnie zachowującego się Triggera, który dalej majstrował przy rozstawianiu karabinu.
- No robota... transport. Jak się to wszystko zaczęło to Trigger zmienił plany. – drżącym głosem odpowiedział chłopak.
- Zamknij mordę i naprawiaj tego swojego gruchota! - Stary warknął nagle, zamierzając się na niego łapą.

Jorg wyciągnął rękę, by powstrzymać Triggera.

- Stary, spokojnie! – krzyknął Jorg, który już wtedy wiedział, że na spokojnie nie przemówi Staremu do rozumu. Samuel Trigger był mocny. Nie bez przyczyny był szefem. Z wściekłością wyrwał się Swenowi ruszając do ataku wyjąc:

- Wracam do Darrington! Te sukinsyny wciąż tam są!

Jorg był jednak pierwszy. Solidnym uderzeniem z głowy oszołomił na chwilę Triggera, który jednak nie myślał wcale podać na ziemię. Zachwiał się tylko, i jak niedźwiedź ze zdwojoną energią rzucił się na kumpla. Z pomocą przybiegł Goran, który wyrósł nagle jak spod ziemi. Razem z Jorgiem po chwili szamotania obezwładnili go. Wyjącego ze złości i bezsilności wcisnęli twarzą w leśną ściółkę pełną kolorowych liści. Jorgensten korbą pistoletu uderzył go w kark. Trigger stracił przytomność. Nie mogą dać mu się zabić. Ani mu, ani ich.

- Radcliffe, kajdanki masz?! – krzyknął do ochroniarza. - Trzeba go skuć! To równy gość! Dojdzie do siebie, to będzie okay. - Wstał patrząc w niebo.

- My wracamy do Arlington, do domu – nerwowo stwierdził małolat.
- Jak kurwa?! – wrzasnął Jorg – Na piechotę? Van jest zjebany! Zapomnij.
- To pożycz motor,– błagalnie odezwał się niższy chłopak – oddamy. Proszę. Wrócimy bocznymi drogami! Przecież nas znajdziecie po wszystkim... Będziemy w Arligton. - w ich oczach widać było determinację. Podjęli decyzję. Wracali do domu.

Jorg, ostatnią rzeczą jaką chciał było pozbycie się swojej maszyny. W sumie tak samo jak podnosić rękę na szefa. A jednak się stało. Stało się to co miało się stać. Wszystko było kurwa nie tak. W końcu rzucił im kluczyki Triggera.

- Zapomnijcie o tym miejscu! I o nas! Odepnijcie juki i spierdalajcie zanim się rozmyślimy!

Nie trzeba było im dwa razy powtarzać. Jorg miał smutne przeczucie, że widzi ich po raz ostatni. Zresztą tak samo jak motor Starego. Zresztą czym jest motor, stracił już i tak prawie wszystko. Nawet jak to się skończy to klubu już właściwie nie ma. A Trigger prędko mu nie przebaczy. Musi upłynąć trochę czasu, ktorego nie mają. Zresztą w górach i tak nie byłby przydatny na dłuższą metę, myślal patrząc ostatni raz na maszynę. Co innego van. Zresztą co miał zrobić? Rozwalić gówniarzy? Tylko za co? Ciagnąć na siłę za sobą? Zostawić w lesie na pastwę wojska czy wirusa? Wszystko już dawno wymknęło mu się przecież spod kontroli.

- Jak nie odpalimy vena, to trzeba przeładować sprzęt do terenówki! Co wy na to? – krzyknął patrząc na żołnierza, który jak mu się wydawało miał największy posłuch pośród reszty.
- Goran jest jaka ropa, czy benzyna w dziupli? - zapytał Jogola odwracając wzrok od faceta w mundurze na niebo, gdzie niewidoczny helikopter cierpliwie bił gdzieś w niedaleko śmigłem w powietrze.

- Jak jest to ładuj z Greenem i spierdalajmy! - wrzeszczał próbując dźwignąć skrzynię z vena.
Była za ciężka.
 

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 19-10-2010 o 06:18.
Campo Viejo jest offline