Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2010, 16:09   #8
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Rdzewiejące audi, które wywoływało zdecydowane poczucie wstydu, wjechało właśnie na stację benzynową i zatrzymało się na uboczu. Jon wysiadł i obszedł samochód dookoła, niby oceniając jego stan. Kontynuując szopkę dopompował koła sprężarką i rozejrzał się czy nikt nie będzie mu przeszkadzał.

Jedediasz leżał w bagażniku z otartymi, nieobecnymi oczyma. Oddychał płytko, miarowo i niemal niezauważalnie. Wraz z kolejnym oddechem jego sygnał korespondencyjny nasilał się. Profesor Turbo mógł również zauważyć brak anomalii przy generatorze oraz poczuć... Zapach moczu. Nie był pewny czy to ze stacji czy to jego kompan popuścił...

Mimo usilnych prób obudzenia asystenta, ten ani myślał odzyskać świadomości. Wręcz przeciwnie, po proszeniu nim, źrenice nienaturalnie mu się zwężały, a z nosa popływała kropelka jasnej, perlistej krwi.
Amerykanin zaklął pod nosem, kwitując - Oby to nie była padaczka czy jakieś inne cholerstwo.

Ocenił stan generatorów, ale nie miał nadal pomysłu co z nimi zrobić. Przez całą drogę powracały do niego dziwne zbitki liter A,M,?,A,S,D,F/A. Ostatnie cztery były szeregiem z klawiatury, czyli to mógł być zarówno głupi żart twórcy, lub jakiś nietypowy podpis. Nie wybuchły, więc i teraz nie wybuchną. Nie widział też na ogonie pościgu czarnych be-em-ek.

Sięgnął do kieszeni araba i wyciągnął jego portfel. Prócz dowodu, kilku drobnych oraz prawa jazy niczym nie różnił się od typowych portfeli, jeśli za typowy wziąć absolutny brak kart kredytowych. Lecz nie był w Stanach. Niestety był wystarczająco ostrożny, by nie mieć przy sobie namiarów na doktora. Jak to rozwaga czasem potrafi nie iść w parze z potrzebami.

Domknął bagażnik zamykając go prowizorycznie na klucz. Zatankował najtańszą benzyną – wnioskując po budżecie „Yed’a” nie było co liczyć na dodatkowe oktany.

Rzucił na blat ze trzysta – przerażające - funtów, które udało mu się kupić przed odlotem. W zamian za te śmieszne kolorowe banknoty dostał wodę, pozłacanego batona i kartę sim lokalnego operatora. Trochę problemów sprawiło kupienie pudełka paracetamolu, ale niech dzięki będą lokalnie panującemu Allahowi, arabowie zachowali normalne nazwy leków.

Siedząc za kierownicą zastanawiał się, czy warto brać go do szpitala. Nie liczył, że się dogada, choć ostatnimi laty arabowie nieco podróżowali, może szczęście się do niego uśmiechnąć. To byłaby tragedia, gdyby stracił swój jedyny kontakt z Syrii. Mógłby równie dobrze wracać do Stanów i liczyć na ponowne zaproszenie od Mistrza. Coś musiało się jednak dziać, a obecna niewydolność asystenta nie mogła być przypadkowa. Utrzymanie go przy życiu było jak najbardziej w cenie.

Jadąc przez miasto rozglądał się za jakimś ciemnym zaułkiem pozbawionym lokalnej niszy intelektualnej. Jon musiał jeszcze raz spróbować ocucić Jedediasza i przerzucić go na tylne siedzenie, mocno zapinając pasami, ale nie koniecznie rozplątując więzy. Warto też było zobaczyć czy nie ma komórki. Jeśli ktoś do niego dzwonił, mógłby znaleźć w pamięci telefonu kogoś, z kim mógłby się dogadać.
 

Ostatnio edytowane przez Kritzo : 19-10-2010 o 16:12.
Kritzo jest offline