Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2010, 19:20   #12
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
23 lutego 2012 r godzina 10:00 AM, czwartek
Nowy York. Wydział Specjalny, Komenda Główna

Odprawa była krótka i rzeczowa, kapitan Strepsils nie używał zbędnych słów. Mówił tylko to co było konieczne. Przekazywał informacje niczym prezenter czytający wiadomości. Podsumowanie jakie im zafundował obejmowało zarówno ustalenia z poprzedniego śledztwa jak i nowe fakty w sprawie.
Walter siedział spokojnie zapisując co istotniejsze informacje w swoim palmtopie.
Detektyw czuł jak rośnie w nim uczucie jakiego nie było mu dane doznać od kilku miesięcy. Ciekawość, pragnienie odkrycia tajemnicy i schwytania człowieka odpowiedzialnego za tą zbrodnie.
Sam przed sobą wstydził się przyznać, że tylko taka praca przynosi mu satysfakcję. Taplanie się w ludzkich zbrodniach stanowiło dla niego kwintesencję życia. Pocieszał się faktem, że dzięki jego wysiłkowi ludzie odpowiedzialni za zbrodnię, ponoszą zasłużoną karę. Tylko czy nie była to tylko miałka iluzja i próba oszukiwania siebie samego. Ktoś kiedyś przecież powiedział, że policjanci i zbrodniarze to dwie strony tego samego medalu.
- Może właśnie tego obawiały się jego matka i żona - zastanawiał się Walter - Bały się że w dziwny sposób pociągają go ludzkie zbrodnie i zło.
MacDavell wiedział, że ta sprawa będzie przełomowa. Doprowadzi ją do końca, a potem weźmie urlop i przemyśli co dalej robić.
Kilka miesięcy spokoju i zupełnie innej pracy dały mu spojrzeć na własne życie z dużej perspektywy.
- Czy nie lepiej żyć sobie spokojnie z rodziną i o morderstwach, gwałtach i zbrodniach słyszeć jedynie w telewizji niż codziennie taplać się w szambie ludzkich grzechów i wynaturzeń?
Odpowiedź wydawał się z pozoru oczywista. Walter wiedział jednak, że zanim sam odpowie na to pytanie minie bardzo dużo czasu.

Z zamyślenia wyrwał go donośny głos kapitana:
- A teraz przydziały. Cohen i Kingston – zajmiecie się identyfikacją ofiar. Mac Davell i Mayfair. Przejedziecie się do firmy kurierskiej i przepytacie jej pracowników o przesyłkę...
MacDavell spojrzał na nową koleżankę i uśmiechnął się nieśmiało.
- Nowy początek, nowe rozdanie, nowy partner... partnerka - poprawił się w myślach.
Walter od zawsze wolał pracować sam. W tym jednak wypadku nie mógł się nie zgodzić z kapitanem Strepsilsem. Praca w pojedynkę, a zwłaszcza w tej sprawie, radykalnie zwiększała śmiertelność detektywów. To co ostatnio działo się na ulicach było naprawdę niepokojące i niebezpieczne. Walter od kilku miesięcy nie zajmował się śledztwami, ale słyszał od kolegów, że brutalność i zuchwałość przestępców jest wręcz niepojęta.
Co bardziej wierzący i przesądni mówili otwarcie, że zbliża się koniec świata, że nadchodzi Apokalipsa i stąd ta silniejsza niż kiedykolwiek emanacja zła.
Jeszcze do wczoraj Walter na takie słowa tylko patrzył z uśmiechem i drwiną. Dzisiaj jednak patrząc na zdjęcia poćwiartowanej dziewczynki, był bardziej skłonny uwierzyć w nadchodzący koniec świata. Jego ojciec ma na ten temat swoje zdanie. Na szczęście mają zasadę, że w czasie obiadów i rodzinnych spotkań nie poruszają tak drażliwych tematów.
- Idziesz MacDavell? - spytała detektyw Mayfair.
- Ależ oczywiście, już idę.
MacDavell zabrał swoje rzeczy i ruszył w stronę wyjścia.

Rozmowa w samochodzie była tak jakby kontynuacją jego własnych przemyśleń. Na świecie działo się coś nie dobrego i słowa detektyw Mayfair, tylko to potwierdzały. MacDavell powstrzymał się jednak od wypowiedzenia na głos swoich przemyśleń o Apokalipsie. Nie chciał wyjść na jakiegoś fanatyka, którym w końcu nie była. A trudno komuś nowo poznanemu streścić całe swoje życie w trzy minuty. A nawet gdyby to czemu miałoby to służyć. "Każdy ma swój krzyż" jak zwykł mawiać jego ojciec i nie ma co się obnosić ze swoim cierpieniem.
Walter pomyślał o swojej żonie i dzieciach. Kolejny powód, by rzucić pracę w wydziale specjalnym i przestać zajmować się degeneratami pozbawionymi moralności.
Pytanie jednak, czy to że rzuci pracę w policji przyniesie mu ulgę i pozwoli zapomnieć o świecie zbrodni, który istnieje tuż obok jego cukierkowatego świat klasy średniej.
Bardzo wątpliwe.

Budynek firmy kurierskiej „Sccot&Soon” położony był na wschodnim Manhattanie. Na parkingu ustawionych kilkanaście samochodów dostawczych, motorów i rowerów, wszystkie z logo firmy. Para detektywów weszła do budynku i odszukała biura firmy. Ich wnętrza nie wyróżniały się niczym szczególnym. Zwyczajne biurowe meble, plastikowe krzesła i kilka stand'ów reklamowych zachęcających do skorzystania z oferowanych usług.
- Detektywi MacDavell i Mayfair z Wydziały Specjalnego - przedstawił się Walter młodemu chłopakowi w fioletowym firmowym polo, pokazując odznakę - Chcielibyśmy porozmawiać z kimś z kierownictwa.
Rozczochrany blondy rzucił tylko krótki "Proszę chwilkę poczekać" i ruszył na zaplecze. Po chwili wrócił idąc za otyłym mężczyzną około pięćdziesiątki.
- Dzień dobry. Jim Witerman, kierownik zmiany. W czym mogę pomóc.
- Chcieliśmy zapytać o pewną przesyłkę, która została nadana w państwa firmie. Numer nadania ACS 12-02-22/745.
- Zapraszam do mojego biura, tam sprawdzimy wszystkie szczegóły.
Ruszyli za mężczyzną na zaplecze. Idąc korytarzem Walter zauważył w sortowni kilku mundurowych, którzy pobierali odciski palców od pracowników. MacDavell machnął ręką na powitanie, ale dwóch funkcjonariuszy udawało bardzo zajętych i nie zauważyli jego gestu.
W biurze Witermana usiedli w plastikowych fotelach i rozpoczęli przesłuchanie. Kierownik poinformował ich, że paczka nadana została anonimowo. Jedynym co pozostawiła osoba nadająca paczkę był numer telefonu komórkowego. Walter zapisał go w swoim telefonie jako "Podejrzany nr 1" Za usługę zapłacono gotówką.
- Jak wyglądał ten człowiek? - spytał Walter.
- Możemy sprawdzić na monitoringu - odpowiedział Witerman.
Odnalazł szybko odpowiedni zapis i puścił go na komputerowym monitorze.
Niestety obraz z kamer okazał się bezużyteczny. Obraz był zaśnieżony i widać było tylko bardzo niewyraźne sylwetki klienta i obsługi. Wszystko falowało i wykrzywiało się jakby ktoś namagnesował zapis
Walter tylko pokręcił z niechęcią głową i powiedział:
- Proszę mimo wszystko przekazać na taśmy do zbadania. I proszę mi powiedzieć, czy pracownik który był wtedy na zmianie jest dzisiaj w pracy. Może on coś zapamiętał.
- Już sprawdzam - kilka kliknięć w klawiaturę komputera - Robert Singer. Tak jest teraz w pracy. Zawołać go?
- Jeżeli można by, to bardzo proszę.
Po chwili do biura wszedł rozczochrany blondyn, który ich przywitał na wejściu. Walter spojrzał na niego i zapytał:
- Czy pamiętasz może jak wyglądał człowiek który wczoraj około godziny 17, nadał tę paczkę - Walter pokazał zdjęcie pudełka które dostarczono do jego domu.
- Przykro mi, ale nie bardzo. Wczoraj był bardzo duży ruch. Nie mam więc pewności, ale wydaje mi się że to był jakiś murzy... znaczy afroamerykanin.
MacDavell spojrzał na niego podejrzliwie z lekkim drwiącym uśmiechem na twarzy.
- Uprzedzony jesteś? - pomyślał - Nie wyglądasz, ale kto wie?
- Dziękuję ci w takim razie. Możesz wracać do pracy.
- A co się stało? Jakieś prochy przesłali? - zapytał chłopak.
- Dziękuję - powtórzył Walter - To wszystko.
- No już cię tu nie ma Singer - rzucił kierownik i chłopak pokorni wyszedł z biura.
- No nic - Walter wstał - To chyba na razie wszystko. Pozwoli pan, że pokręcimy się jeszcze chwilę po firmie i podpytamy pracowników.
- Ależ oczywiście - zgodził się Witerman - A czy może mi pan powiedzieć co było w tej paczce? Narkotyki?
- Dla dobra śledztwa nie mogę tego panu powiedzieć. Zapewniam jednak, że było to nielegalne. Inaczej by nas tutaj dzisiaj nie było.

Niestety ani sprawdzenie terenu, ani przepytanie pracowników niewiele im dało. Jedyne co zdołali ustalić to to, że nadawcą był prawdopodobnie średniej budowy afroamerykanin o przeciętnym wyglądzie, nie wyróżniający się w tłumie. Jeden z pracowników twierdził, że był to bardzo szczupły człowiek, który w czasie rozmowy z Singerem strasznie się pocił. Jedyną istotną informacją, poza numerem telefonu, okazał się numer boczny taksówki którą prawdopodobnie przyjechał ten człowiek.
Detektywi opuścili więc firmę kurierską jedynie z garstką poszlak i niesprawdzonych informacji.
Gdy wsiadali do ponownie do samochodu Walter wyjął telefon i włączył głośnik, wykręcając podany przez nadawcę numer.
- Witam serdecznie. Rozumiem, że znaleźliście pierwsze ciało. - detektywi usłyszeli zniekształcony przez emulator głos - Teraz podpowiem, gdzie ukryłem drugie. Szukajcie tam, gdzie zbiera się gówno świata finansjery i szczury mają swoje królestwo. Liczba bestii wskaże wam drogę. Powodzenia detektywie Mac Davell. I pamiętaj. On cie widzi, widzi nawet nie patrząc.
Połączenie zostało przerwane.
MacDavell spojrzał na siedzącą obok Mayfair. Oboje mieli równie niepewne miny.
Przez ponad minutę trwała nieznośna cisza. Tarociarz rozpoczął swoją morderczą grę i na swojego pupila wybrał MacDavella.
Walter był przerażony, chciał krzyczeć dlaczego ja, choć wiedział że takie pytania nie mają sensu.
Wiedział, że musi porozmawiać z żoną, by zabrała dzieci do siostry do Nevady. To po pierwsze. Po drugie trzeba powiadomić Strepsilsa o tym, że Tarociarz się z nimi skontaktował, a potem odszukać kierowcę taksówki, który nieświadomie odwoził mordercę.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline