Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2010, 00:19   #14
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Baldrick od dłuższej chwili obserwował swojego nowego szefa, pierwsze wrażenia zdawały się potwierdzać, Pan Strepsils nie był człowiekiem, który by coś udawać potrafił, nieustępliwy i odważny, nie tracił czasu na zbędne działania, lecz starał się przeć do przodu. Prawdopodobnie dzięki takiemu właśnie sposobowi postępowania był tak diabelnie skuteczny, tak przynajmniej słyszał Baldrick kiedy wypytywał o niego znajome osoby. Zapewne był to dobry wybór, Wydział Specjalny potrzebował kogoś takiego, następcy Mac Nammary, który lepiej radziłby sobie z obowiązkami niż Quattermayer. Mimo wszystko Baldrick spoglądał na niego z politowaniem jak na nieuświadomionego głupca, który sam nie wie w co się właściwie pakuje. Terrence stał więc nad nim i patrzył z góry doskonale zdając sobie sprawę, że tradycyjne metody policyjne i mocny charakter nowego przełożonego nie muszą wcale oznaczać sukcesu, nie zdziwiłoby go nawet gdyby skończył podobnie jak jego poprzednik. To jednak nie było istotne, bowiem teraz najważniejsze było to, iż detektyw otrzymał kolejną szansę, przetrwał koszmar, wyrwał się z więzienia i teraz szykował się od rewanżu z słynnym Astarotem.

Sam sposób przemawiania nie robił na nim wrażenia, jednak nowe informacje sprawiły, że zaszczycił Strepsilsa swoim spojrzeniem. Zmienił się schemat, poćwiartowana została dziewczynka, a więc morderca zrezygnował z pełnoletnich ofiar na rzecz małego urozmaicenia. Nabierało to zresztą jeszcze bardziej intrygującego sensu dzięki temu, iż zwłoki zostały wysłane na prywatny adres Mac Davella. Usta Baldricka lekko drgnęły, nie dlatego by przejął się losem dziecka lub tym komu zostało dostarczone, lecz dlatego, że ledwo powstrzymał się od uśmieszku, który stanowczo nie był na miejscu. Astarot z nimi pogrywał, prowokował, czuł się pewnie i chciał się najwyraźniej jeszcze zabawić. Oczywiście przez głowę przeszła mu również myśl, iż mogła to być jedynie próba naśladownictwa, logika jego rozumowania nie pozwalała mu wykluczać także i takiej możliwości.

- Dziecko we mgle - zadrwił w duchu z Strepsila, gdy ten zaczął wymieniać dziwne przypadki, jakie przytrafiły się detektywom prowadzącym tę sprawę, już samo określenie śledztwa jako przeklętego nieźle go rozbawiło.

O tym, że ktoś jeszcze pomógł im wtedy na Red Hook usłyszał po raz pierwszy, panowało tam takie zamieszanie, iż równie dobrze mogło być tam o wiele więcej osób. W każdym razie jednak człowiek ten lub demoniczny pomiot, bo tego nie można było być pewnym, przyczynił się do tego, że przeżyli. Ciało snajpera oczywiście zniknęło, czy należało się temu dziwić?

Strepsils opracował swój własny plan działania, tym razem mieli pracować w duecie, więc szansa na przejęcie funkcji koordynatora przepadła. W dodatku Baldrickowi trafił się niejaki Falkow, który od niedawna pracował w Wydziale Specjalnym, dokładnie od trzech lat i choć być skutecznym w terenie gliną, dobrze wyszkolonym, to jednak wciąż był jedynie żółtodziobem. Mimo wszystko Terrence wiedział, że to kompetentny człowiek, który mógł być dobrym wsparciem, trzeba jednak przyznać, iż nie miał zamiaru okazywać mu przez to jakiś względów.

- A teraz przydziały. Cohen i Kingston – zajmiecie się identyfikacją ofiar. Mac Davell i Mayfair. Przejedziecie się do firmy kurierskiej i przepytacie jej pracowników o przesyłkę. Falkow i Baldrick, sprawdzicie pewien anonimowy telefon. Zamieściliśmy zdjęcie ofiary po retuszu w mediach. Dzwonił jakiś starszy mężczyzna, mówiąc, że widział to dziecko trzy dni temu z innym mężczyzną. Macie adres potencjalnego świadka. Chociaż nie robiłbym sobie zbytnich nadziei, to jednak zawsze jest jakiś trop, który trzeba sprawdzić. Ale najpierw raporty: Cohen, Baldrick i Kingston. Ruszajcie. I złapcie skurwiela. To tyle.

Po tych słowach opuścili Strepsilsa, który już przygotowywał się do wygłoszenia kolejnej odprawy, wzrok Terrenca tym czasem powędrował w stronę nowej pani detektyw, pierwszy raz ją widział, więc zapewne została nie dawno przyjęta lub też skądś ją przeniesiono. Kilka sekund później tuż przy jego boku pojawił się Mike Falkow, najwyraźniej miał zamiar coś powiedzieć, lecz Baldrick zaczął jako pierwszy.

- Kto to? - rzucił od razu palcem wskazując na odchodzącą kobietę.

- Mayfley czy jakoś tak, przyjechała z Vegas, nic więcej nie wiem - odparł pewnie mężczyzna - W każdym razie, Mike Falkow, wiele o panu słyszałem - wysunął dłoń w kierunku Terrenca.

- Daruj sobie uprzejmości i skocz po kawę Mike - rzekł Baldrick i zaczął odchodzić w kierunku swojego miejsca pracy.

- Chyba się nie zrozumieliśmy staruszku - wypalił od razu Falkow - Jestem detektywem tak jak i ty, nie będę ci skakał po kawę, załatwiał dziwek, ani właził w dupę, pracujemy na równych zasadach.

- Świetnie, w takim razie skocz po sok.

- Słuchasz mnie w ogóle?
- uśmiechnął się wrednie - Pracujemy razem, czy ci się to podoba czy nie. Nie będę się do ciebie dostosowywał.

- Co wiesz o sprawie?


- Słucham?

- Za trudne pytanie?

- Nie... czytałem akta, o co ci chodzi?

- Nicole Rock.

- Kto?

- Nicole Rock, zaginęła, wiesz o tym? Czytałeś do licha te akta?


- Odczep się, ok? Zmierzasz do czegoś czy to jakiś nudny wywód?

- Znajdź akta sprawy, chcę wiedzieć co z tą dziewczyna -
odpowiedział spokojnie Terrence, a następnie dodał już innym tonem - Na co czekasz?

- Dupek
- skomentował jedynie Falkow i nim odszedł powiedział jeszcze - Mam nadzieję, że to coś ważnego.

Baldrick machnął na niego dłonią i znów skierował się w kierunku swego biurka, wyglądało na to, iż przez jakiś czas było ono wykorzystywane przez kogoś innego, gdyż część rzeczy została zapewne w pośpiechu odłożona w złe miejsca, zaś i tak ich większość znajdowała się w niewielkim kartonowym pudełku. Limitowana kolekcja serialu Law & Order (z autografem Richarda Belzera na edycji SVU) była w świetnym stanie, gorzej było natomiast z plakatem Shawna Michaelsa, który tej próby czasu nie wytrzymał i przedarty praktycznie na pół nie nadawał się już do niczego. Detektyw pokręcił jednak jedynie głową i zabrał się za pisanie raportu, nigdy za tym nie przepadał, ale tym razem miała to być czysta fikcja literacka, więc poniekąd sprawiło mu to pewną przyjemność. Pominął demoniczny cień Nasha Tharotha, wrednego demona, który wesoło hasał między autami oraz spotkanie z prawdziwym magnatem, paniczem Hesusem i jego bandą uroczych Sukkubów. Skupił się natomiast na swojej bohaterskiej postawie, próbie zatrzymania dwóch podejrzanych przy ogromnym niebezpieczeństwie jakim był ostrzał snajpera. Generalnie raport sam w sobie był mało użyteczny i chyba aż nadto zbliżony do Ataku na posterunek lub nawet Helikoptera w ogniu.

Ogarnięcie tego całego bałaganu oraz dokończenie dzieła nie zajęło mu zbyt wiele czasu, lecz dzięki temu nie musieć zbyt długo czekać bezczynnie na Falkowa, który wreszcie, z nieco ponurą miną, zjawił się na miejscu. W dłoni trzymał jakiś wypełniony bazgrołami notatnik, nie był zbyt zadowolony z tego, iż musi rozmawiać z Terrencem.

- Co znalazłeś? - rozpoczął od razu detektyw nie czekając na partnera.

- Nicole Rock - rzekł powoli siadając na biurku Baldricka po czym zaczął niechętnie czytać - Bliska przyjaciółka A. Watermann, zaginęła w czasie śledztwa, jej chłopak...

- To wiem, pracowałem nad tym -
przerwał detektyw - Co z podsłuchem? Było polecenie pilnowania linii, obserwowania domu.

- Śledztwo całkowicie zawieszono więc odłożono i to, w aktach nie ma nic o tym czy dziewczyna wróciła do domu.


- Wyślij tam mundurowych, niech przepytają matkę czy ktoś się z nią nie kontaktował.

- Ok, ale najpierw proponowałbym zadzwonić do naszego świadka.


Baldrick powstrzymał się od wrednego komentarza i sięgnął w kierunku telefonu, wystukał szybko numer i czekał aż nastąpi połączenie.

- HALO!!! - odezwał się nagle jakiś starszy mężczyzna o lekko zachrypniętym głosie.

- Witam, z tej strony Terrence Baldrick Wydział Specjalny Nowoyorskiej Policji - rzekł uprzejmie.

- HALO. Proszę mówić głośniej. Nic nie słyszę. - Teraz detektyw był już pewien, że ta drobna sprawa zajmie mu dłużej niż się spodziewał, zaczął żałować, iż nie dał wcześniej słuchawki swojemu partnerowi.

- TERRENCE BALDRICK, N.Y.P.D. - powtórzył nie siląc się już na żaden miły ton.

- AAA - powiedział mężczyzna, zdawało się, że rzeczywiście wreszcie zorientował się o co chodzi... - JUŻ MAM. DZIĘKUJĘ.

- Rozumiesz co do ciebie mówię stary durniu?
- wypalił wrednie Baldrick, a tymczasem Falkow niemal podskoczył i zmierzył go ostrym spojrzeniem sugerującym, iż nie tak powinno się prowadzić rozmowę, postukał się nawet palcem w czoło, jednak Terrence kompletnie go zignorował - To jakiś stary piernik.

- TAK. OCZYWIŚCIE. NIE. NIE MAM ŻONY. NIE ŻYJE.


- Samobójstwo? Nie zdziwiłbym się... - Tym razem jego partner nie wytrzymał i próbował odebrać telefon detektywowi, jednak ten zdołał się łatwo wybronić.

- Ojciec daj mi ten telefon - usłyszał nagle w tle - Halo? Kto mówi? - spytał męski głos, najwyraźniej wreszcie podszedł do słuchawki ktoś nieco bystrzejszy od staruszka - Przepraszam za te krzyki. Z kim mam przyjemność?

- Terrence Baldrick, N.Y.P.D.


- Witam. To ja dzwoniłem. Andy Warpen do usług - od jakich konkretnie usług detektyw nie miał już zamiaru pytać - Przepraszam za ojca.

- W porządku, czy mógłby pan powiedzieć coś więcej na temat tego co pan widział?
- rzekł Terrence po czym przełączył na tryb głośnomówiący.

- Jak już mówiłem, widziałem dziewczynkę, którą szukacie i jednego mężczyznę jej towarzyszącego.

- Pamięta pan kiedy dokładnie pan ich widział? Takie szczegóły jak godzina zawsze są bardzo istotne.

- Trzy, może cztery dni temu. Wieczorem, koło 4.

- Jest pan w stanie opisać wygląd tego mężczyzny?


- Tak. Wysoki. Jasne włosy. Nie nosił czapki. Ciemny płaszcz. Twarzy dobrze nie widziałem, ale jakby co jest szansa bym rozpoznał.

- Byłbym wdzięczny gdyby zgodził się pan na wizytę w komisariacie w celu spisania pana zeznań.

- Oczywiście. A nie łatwiej byłoby kogoś przysłać? Podpisze co trzeba, nie ruszam się za daleko.

- Wie pan. Poruszam się na wózku
- dodał jakby na swoje usprawiedliwienie

- W porządku, wyślę do pana funkcjonariuszy, którzy spiszą zeznania.

- Dziękuję. Ten facet kierował się w stronę starej fabryki za moim domem. Wezwałbym policję wcześniej, ale dziecko nie wyglądało na przestraszone -
rzekł nieco smutnym głosem - Przykro mi, mogłem coś zrobić.

- Proszę się tym nie przejmować, to nie pana wina. Teraz już my zajmiemy się tą sprawą.

- Dorwijcie tego drania
- rzucił z determinacją.

- Złapiemy go, dziękuję panu za wszystkie informacje. Do widzenia.

- Do widzenia.

- Jedziemy? -
spytał od razu Falkow, który już gotowy był do wyjścia.

- Jedziemy - odparł krótko Baldrick - Zaczekaj na mnie na dole, przy aucie.

- Prowadzę.


- Spytaj czy mnie to obchodzi - rzekł obojętnie Terrence ruszając powoli w kierunku korytarza.

- Mnie też to gówno obchodzi. Dlatego prowadzę i tak jest zawsze Baldrick.

- Rób co chcesz. Żółtodziobom się ustępuje
- spojrzał na niego - Niepisana reguła.

Falkow odszedł naburmuszony, średnio udało mu się odegranie macho, zresztą Terrence i tak się nim nie przejmował, miał na głowie inne problemy. Przede wszystkim miał zamiar chwilkę pogadać z Stablerem, więc w stronę jego biura właśnie zmierzał. Na miejscu udało mu się zastać swojego przyjaciela, przydzielał rozkazy kilku młodym technikom i wydawało się, że sam również w ciągu kilku minut będzie gdzieś wyruszał, sądząc po ubiorze - do domu.

- Terrence! - krzyknął głośno kiedy tylko zorientował się kto go odwiedził - Już myślałem, że cię dzisiaj nie znajdę! - podszedł do niego i z wesołą miną uścisnął mu dłoń.

- Miłe słowa - powiedział Baldrick - jak na kogoś kto nie odwiedził kumpla w szpitalu przez kilka miesięcy.

- Przecież wiesz jak było - wytłumaczył szybko - Zamknęli was w tej twierdzy i nikt nie mógł się tam dostać, pieprzone Alcatraz. Sam próbowałem kilka razy, ale cytuję: Pan Baldrick potrzebuje spokoju, teraz nie można go odwiedzić.

- Dom wariatów, dobrze, że wreszcie się wyrwałem.

- Jasne. Słuchaj... trochę mi się teraz śpieszy, muszę odebrać Angie od jej kuzynki, spotkamy się potem, wpadnę z piwkami do Juniora.

- Pewnie, innej możliwości nie ma.


Razem ruszyli w kierunku wyjścia, Stabler pod pachą trzymał jakiś spory zestaw papierów, co chwila musiał więc manewrować by żaden z nich nie upadł na ziemię. Ewidentnie był w dobrym humorze, oczywiście Baldrick miał zamiar wypytać go dokładnie o powód tego stanu, dawno już nie widział tak rozpromienionego przyjaciela.

- Powinieneś się wybrać na wakacje - rzekł nagle Theo - Hawaje, Skandynawia, Kambodża.

- Jasne, chcesz żeby cały Wydział Specjalny padł? Skończę tę robotę i pomyślę o wycieczce -
odparł Terry - Może Kanada?

- Tam mówią po francusku, Kanadyjczycy są prawie jak żabojady
- powiedział z krzywą miną Stabler - Wróciliście do sprawy Tarociarza? Komenda huczy na ten temat, jakieś przeklęte śledztwo, kulty i te sprawy.

- Znawcy - rzucił z przekąsem - Wrócił MVP, więc rozwiążemy sprawę.

- Skromny jak zawsze, nie Baldrick?


- Zaliż owszem panie Stabler. - Wymienili się krótkimi uściskami dłoni i już mieli się rozejść kiedy nagle Terrence krzyknął jeszcze - Nasłałeś na mnie Juniora, prawda?


- Do zobaczenia Terry - odparł z ogromnym uśmiechem na twarzy po czym wsiadł do taksówki.

***

- Gotowy? - spytał Falkow kiedy tylko Terrence wsiadł do służbowego auta.

- Nie gadaj, tylko ruszaj.

- Wiem dlaczego nikt cię nie lubi
- zmienił nagle temat.

- Oh, tak? - rzucił obojętnie po czym założył na uszy małe słuchawki.

- Tak, chodzi o to...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KZ2lWyTi0oY[/MEDIA]

Muzyka płynąca z radia skutecznie zagłuszała wszelkie denerwujące dźwięki, więc Baldrick mógł się dokładnie skupić na tym co widział za oknem. Stara fabryka, którą mieli odwiedzić, znajdowała się w Queens, czyli regionie, który detektyw znał bardzo dobrze. Na szczęście on sam mieszkał w nieco lepszej jej części, a i mieszkanie zachowywało wysoki standard dopóki nie zalała go woda. Samo sąsiedztwo fabryki nie było zbyt ciekawe, znajdowały się tam paskudne, dawno już nieremontowane mieszkania oraz zapomniane budynki przeznaczone do wyburzenia. Do tego należało jeszcze dodać grupy drobnych przestępców oraz całe bandy dzikich lokatorów i bezdomnych, którzy w tej właśnie dzielnicy znaleźli dla siebie miejsce. Mimo wszystko widok ten nie gorszył Terrenca, przyzwyczaił się już do takiego obrazu Nowego Yorku, nie było to nic nadzwyczajnego, w każdym mieście można było znaleźć tego typu regiony.


Zaparkowali jak najbliżej się dało, od razu po wyjściu ich buty zatopiły się w brudnym śniegu, który jednak i tak mógł uchodzić za oazę czystości, bowiem wokół pełno było różnego rodzaju porzuconych rzeczy oraz pospolitego złomu. Efektu dopełniała również zniszczona siatka, która utrzymywała się już tylko dzięki murkowi (nomen omen wysmarowanemu fekaliami) o który się opierała, kawałki ostrego szkła, butelek po tanich trunkach i zużyte (być może nawet kilkakrotnie) prezerwatywy. Gdyby coś takiego pojawiło się na wystawie awangardowej sztuki zapewne cieszyło by się sporym powodzeniem, jednak odczucia estetyczne detektywów z Wydziału Specjalnego były zgoła inne. Falkow wyciągnął z kieszeni chusteczkę i zasłonił nią usta klnąc przy tym cicho, natomiast Baldrick potraktował to jedynie jako pewną niedogodność. Widział już gorsze rzeczy, wystarczy tu chociażby wymienić dom Davsona albo wybuch jednego ze strażników podczas ratowania podejrzanego. Wspomnień czar.

Na śniegu znajdowało się mnóstwo śladów i nawet jeśli wśród nich wciąż były te należące do mężczyzny widzianego przez świadka, to ich poszukiwania przebiegały by nie zwykle żmudnie. Wyglądało zresztą na to, iż było to dość popularne miejsce, być może jakiś często używany skrót, co również nie ułatwiało sprawy. Baldrickowi szybko rzuciła się w oczy jedna rzecz, to miejsce idealnie pasowało do poprzednich lokacji mordów, szare i brudne. Utwierdziło go w tym przekonaniu również graffiti na murze, pełne było obraźliwych słów, tych które zwykle się pisze kiedy nie ma się pomysłu na nic lepszego, lecz również i znajomy rysunek umieszczony nad wejściem do fabryki, coś czego nie można było przegapić.


Chwilę później wyczuł, że dzieje się coś złego, znów zaczynał lekko szwankować jego wzrok, póki co nie widział jeszcze żadnej zniszczonej metropolii, ale na rzeczywisty widok nakładał mu się inny, jakby rozmyte i dziwnie zadymione ruiny. Czasem zdawało mu się również, iż kątem oka dostrzega jakieś poruszenie, nie wykonywał jednak żadnych gwałtownych ruchów, nie obracał się nerwowo, aby nie wzbudzać podejrzeń u swego partnera. Zresztą i tak okazywało się, iż była to jedynie jakaś powiewająca na wietrze torebka albo inne śmieci, więc być może był po prostu lekko przewrażliwiony. Kiedy jednak ujrzał w wejściu do fabryki ciemnowłosą kobietę był już pewien, iż ten dzień miał być jeszcze obfity w niespodzianki. Gestem ręki dał Falkowowi znać by ruszył razem z nim, powoli wyciągnął broń, a gdy dziewczyna zniknęła w środku, rozpoczęli pościg. Gonitwa trwała zresztą dłuższy czas, zmęczony i nie radzący sobie kondycyjnie z takim wysiłkiem Baldrick ledwo wdrapywał się po schodach, lecz w końcu mu się to udało. Falkowowi szło oczywiście dużo łatwiej, płynnie przeskakiwał po kolejnych stopniach i bez oznaki zmęczenie wytrwale parł na przód. Widać było, że spragniony był jakiejś akcji.

Na górze ujrzeli ją w pełnej krasie, praktycznie nagą i nieuzbrojoną, ciemnowłosą kobietę, nim Terrence zdążył zareagować Falkow opuścił broń, nie spodziewał się, iż już w następnej sekundzie bezbronna dziewczyna znajdzie się tuż obok niego. Bez żadnego wysiłku zdołała chwycić go za dłonie i cisnąć nim o ścianę znajdującą się kilkanaście metrów dalej, detektywowi zdawało się, iż słyszy niewyraźny trzask kości, w dodatku resztki cementu zaczęły opadać na ciało Falkowa co skutecznie przysłaniało mu widok. Błyskawicznie dobył broni i wycelował w dziewczynę, rzucił jeszcze coś w rodzaju Stój!, po czym wystrzelił. W momencie kiedy naciskał na spust celując dokładnie w tors kobiety ona wciąż tam była, jednak jeszcze nim kula zdążyła opuścić lufę znalazła się tuż przy nim. Zdołał wycelować jeszcze raz, lecz silny chwyt sprawił, iż kolejny pocisk powędrował gdzieś w nieznane. Nie zauważył nawet następnego uderzenia, a jego broń w mig znalazła się gdzieś na ziemi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2tmc8rJgxUI[/MEDIA]

Jej silne, niepozorne dłonie zacisnęły się na kurtce Baldricka i bez problemu uniosły go ku górze, czuł, że właśnie zbliża się ten decydujący moment, kiedy stary, bezradny człowiek nie może już nic zrobić, a jedynie czekać na to co nieuniknione. To więc właśnie robił, najpierw wpatrując się twardo w oczy napastniczki, a następnie nieco niżej. Zachować dumę - to było najważniejsze.

- Niezły biust - wykrztusił z siebie - Prawdziwy?
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 23-10-2010 o 12:11. Powód: Drobne poprawki
Bebop jest offline