Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2010, 15:56   #10
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Dziewczęta nie poczuły zupełnie nic. W jednej chwili stały w pokoju, w następnej zaś znajdowały się w środku mrocznego, ponurego lasu. Blade słońce z trudem przebijało się przez zasłonę chmur, rozrzedzając snującą się między drzewami mgłę. Ciężko było określić porę dnia - mógł być wczesny ranek lub późne popołudnie. Kamieniste podłoże świadczyło o tym, że znajdowałyście się gdzieś w pobliżu gór. Jak okiem sięgnąć otaczała was cisza i pustka - nie ćwierkały ptaki, nie szeleściły myszy, nie wiał nawet wiatr. Jakby cały las zamarł w oczekiwaniu...


Rade nierade owinęłyście się szczelniej swetrami - jakoś nie wpadłyście na to by zabrać płaszcze - i ruszyłyście przed siebie. Wokół nie było niczego, co mogło naprowadzić was na właściwy kiedunek, toteż ten był dobry jak każdy. Energiczny marsz rozgrzał was nieco; mimo to nie zapomniałyście o ostrożności - w końcu Madrag ostrzegał o niebezpieczeństwie.

Nie wiedziałyście jak długo trwała wędrówka. Może godzinę, może kilka... Krajobraz był monotonny i tylko wasze własne mięśnie mogły zaświadczyć o przebytej odległości. Nagle jednak poczułyście jak coś się zmienia... Niepokój postawił wam włoski na rękach, a powietrze zdawało się być naładowane elektrycznością, jak po burzy... a może magią? Coraz wyraźniej czułyście też zapach dymu i jakieś dźwięki... Im bardziej zbliżałyście się do źródła tym bardziej wyraźne - trzask łamanego drewna, kwik koni, jakieś skrzeczenie, ludzkie krzyki i upiorny, chrapliwy chichot. Nieopodal przegalopowały dwa wierzchowce, ciągnąc za sobą reszki uprzęży i obwicie zraszając krwią leśną ściółkę. Wokół zrobiło się jak gdyby chłodniej, choć Wam było gorąco ze strachu. Cokolwiek działo się tam z przodu nie było to nic dobrego - i było Waszym wyzwaniem. Wyzwaniem Tui.

Z sercem w gadle podkradłyście się do miejsca, skąd dochodziły odgłosy walki... a raczej masakry. Pod jednym z drzew leżał przewrócony kryty wóz wraz z nieżywym mułem. Na jego boku Sorg zauważyła oznaczenie jednego z kupieckich rodów. Dwóch pachołków leżało martwych, a ich ciała pokrywał topniejący lód. Wszędzie walały się bagaże, jedzenie i broń. Jakiś mężczyzna kręcił się bezradnie w kółko, jak gdyby nie zauważał co dzieje się wokoło. Rozrzucone żagwie rzucały upiorne cienie. A nad tym wszystkim unosiło się sześć szkaradnych istot - jedna rozmiarów pokaźnej baryłki z miodem i pięć nie większych od przedramienia Tui. Zakończone gałkami ocznymi macki cały czas przeczesywały otoczenie.



Skuliłyście się odruchowo, gdy dwie głowy z wizgiem przeleciały obok was, w pogoni za zbieglymi wierzchowcami. Coś trzasnęło w krzakach i największy ze stworów odwrócił się w tamtą stronę. Ukrywający się człowiek wrzasnął i rzucił się do ucieczki, szybko znikając wam z oczu. Potwór pofrunął za nim, a najmniejsza z głów zawisła nad pakunkami, które zaczęły samoistnie unosić się i spadać we wszystkich kierunkach. Jednak Waszą uwagę przykuły ostatnie dwie paskudy, krążące nad sporą klatką leżącą niedaleko Was, i zabawiające się strzelaniem lodowymi pociskami do znajdujących się w niej stworzeń. Sorg omal nie krzyknęła z zaskoczenia gdy w kulących się w rogu klatki zwierzętach rozpoznała widziane na Jarmarku pseudosmoki! Jeden z nich, zwinięty w pokraczny kłębek najpewniej już nie żył. Drugi skrzeczał rozpaczliwie, osłaniając towarzysza (a może i partnera) skrzydłami, jednak w zamknięciu nie mógł nic zrobić. Jego drobne ciało było już całe poranione. Poruszał się coraz wolniej aż wreszcie znieruchomiał zrezygnowany. Powietrze drżało od magii, gdy mackowate stwory krążyły wokół klatki, szykując się do zadania ostatniego ciosu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 30-10-2010 o 15:59.
Sayane jest offline