Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2010, 14:59   #1
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
[Magia i Miecz] Wyprawa po Koronę Władzy

Argena

Brzeg lasu był już całkiem blisko. Drzewa rosły w coraz większych odstępach, a krzaków ubywało z każdą chwilą. Wąska dróżka jaką podróżowała Argena wraz ze swoim orszakiem, opadała miarowo ze wzgórza ku znajdującej się w dolinie, osadzie. To tutaj miała zacząć się jej nowa przygoda. Zapragnęła zdobyć Koronę Władzy, a w tej mieścinie o wdzięcznej nazwie Kąsimory, wedle słów spotkanego niedawno magika, mieszkał Silo Spurran. Człowiek ów ponoć wiedział w jaki sposób zdobyć Talizman. Skąd posiadał ową wiedzę, tego Argena nie dowiedziała się. W każdym bądź razie postanowiła odnaleźć Silo i wyciągnąć z niego informacje.

Las skończył się mniej więcej w połowie wysokości stoku. Teraz przed kobietą rozciągały się pola uprawne i pastwiska, rozłożone nad wijącą się w dole błękitną wstęgą rzeki. W jej zakolu przycupnęło miasteczko. Niezbyt duże i otoczone niskim ziemnym nasypem. W promieniach jesiennego słońca połyskiwały złocenia na kopułach miejskiej świątyni, sądząc po zwieńczeniach poświęconej Parakalowi, lokalnemu bogu urodzaju i szczęśliwości. Czerwieniły się dachówki domostw, a z kominów unosił się siwy dym, rozwiewany przez delikatne podmuchy wiatru. Przez otaczające miasteczko podgrodzie, złożone z krytych strzechą domów i zagród, wiodła droga, po której w stronę Kąsimorów toczyło się kilka pękatych wozów, zaprzężonych w woły.

Argena szybkim, pewnym krokiem ruszyła ku osadzie. Zanim dotarła do bram miasta, kupiecka karawana zdążyła już wjechać, a z osady, na czarnym jak noc rumaku, wyjechał galopem, ubrany na czarno mężczyzna. Minął Argenę pędem, niemal zwalając ją z nóg. Nim zdążyła zareagować zniknął w lesie.
Skierowała się do karczmy, noszącej fantazyjne miano „Pod Czerwonym Kapturkiem”, uznając że tam najszybciej zasięgnie informacji o poszukiwanym przez siebie mężczyźnie. Karczma, o tej porze dnia, była niemal pusta. Tylko przy jednym ze stołów siedziało trzech bogato odzianych jegomościów, którzy obsługiwani przez dziewkę, raczyli się sutym posiłkiem. W kącie, na zydlu drzemał nad na wpół opróżnionym kuflem, stary łysy mężczyzna ze szpiczastymi, długimi uszami.

- Czymże uraczyć mogę? - zapytał ochoczo karczmarz. Niski i gruby, niczym beczka, ledwo co wystawał zza nieco ubrudzonego kontuaru. Nim uzyskał odpowiedź, przed kobietą pojawił się puchar wypełniony kwaśno pachnącym winem. - Posiłku trzeba, a może odpoczynku? Balię naszykować każę...

Irg

Wyruszył na wyprawę po kilku dniach. Musiał się przygotować do niebezpiecznego, zleconego mu przez przełożonych zadania. Przygotowywania polegały głównie na piciu w znajdującej się w warowni knajpie i szperaniu w bibliotece. To co znalazł w księgach było niepokojące. Nie wystarczyło tylko przebyć niebezpieczną drogę przez Trzy Krainy. Trzeba było jeszcze zdobyć jakiś inny magiczny artefakt, nazywany przez mędrców Talizmanem. To on umożliwiał otworzenie Wrót i wkroczenie na ostateczną ścieżkę do Korony. Po drodze czyhało wiele niebezpieczeństw, ale Irg był zdeterminowany. Za pozostałe pieniądze kupił racje podróżne, ciepłe ubranie i zapas piwa. Wyruszał w drogę na północ.

Po opuszczeniu podziemnej warowni, ruszył przez góry w kierunku jednego z większych krasnoludzkich miast, Saghartu. To tam miał naprawdę zacząć poszukiwania, gdyż jedna z ksiąg wspominała o tajemnym wejściu do kompleksu jaskiń, które rozciągały się pod większą częścią Zewnętrznej Krainy. Droga do Saghartu należała do prostych. Wystarczyło tylko trzymać się doliny, którą płynęła rwąca, zasilana lodowcami rzeka. Miasto znajdowało się u wylotu doliny, wzniesione na trzech wzgórzach, pomiędzy którymi płynęła rzeka.

Wąska, górska ścieżka niemal całkowicie zniknęła pod gęsto padającym śniegiem. Irg miał trudności z dostrzeżeniem swojego własnego ramienia, tak sypało. Szedł powoli, z mozołem przedzierając się przez piętrzące się na jego drodze zaspy. Wycie górskiego wichru zagłuszało jego utyskiwania i przekleństwa, skierowane pod adresem całej okolicy. Był chyba najwyższy czas na znalezienie jakiegoś miejsca do spania, gdyż zaczynało robić się ciemno, a krasnolud nie miał zamiaru nocą, podróżować zdradliwą ścieżką. Szczęście mu sprzyjało, gdyż przez tuman śniegu dostrzegł wąską szczelinę, w którą mógł się wcisnąć i ukryć na noc.

Szczelnie otulony w futro, nie odczuwał zbytnio zimna, zwłaszcza że jego kryjówka była dobrze osłonięta od wiatru. W środku nocy obudziły go jakieś głosy dochodzące z zewnątrz. Były na tyle głośne, że wiatr ich całkowicie nie zagłuszał.
- Mówię Ci, Cerk. To już całkiem bliziutko, tuż za załomem - mówił jeden, niski i basowy. - Zaraz będziem na miejscu...
- A jak ty, kurka wodna, cokolwiek widzisz w tych ciemnościach? I skąd wiesz, że już blisko, skoro wszystko jest, kurka wodna, białe i puchate? - utyskiwał drugi, piskliwy głosik. - Zamarzam zupełnie, jak tobie to zimno nie przeszkadza?
- Widzisz, Cerk. Po to mam futro, żeby mi ciepło było, a w ciemności widzę bo takie mam oczy...
- nagle urwał. Przez chwilę panowała cisza, w końcu odezwał się. - Coś czuję. Tam coś jest.
- Gdzie?
- piskliwie zapytał Cerk.
- W kryjówce, głąbie - warknął niemal zwierzęco. - Dawaj olej, wypalimy dziada!
 
xeper jest offline