| Mieli trop. Widmo dziewczynki zyskało imię Paula Altbergson. Jess wpatrywała się przez chwile w ekran laptopa z wynikami wyszukiwania.
- Biedne dziecko – pomyślała zbierając swoje rzeczy i wychodząc z domu za Cohenem.
Firanka na parterze się poruszyła, a więc gospodyni już wie że wróciła, poczuła się nawet trochę lepiej. Jakby okruch poprzedniego życia próbował się przebić do teraźniejszości.
Wsiadła do taksówki zatopiona w myślach o rodzinie. Musi zadzwonić, powiedzieć że wszystko w porządku, ale czy tak było na pewno. Jeszcze nie, jeszcze trochę, musi się przygotować na grad pytań i dobre intencje ciotki. Tęskniła za nimi, ale jednocześnie nie chciała wciągać ich w rzeczywistość jaka ją otaczała. Niewiedza jest czasami błogosławieństwem, dla niej już niedostępnym.
Słuchała bezwiednie jak Cohen zdawał raport do dyspozytora.
Korki wiecznie towarzyszące ludziom z NY zabrały im godzinę czasu zanim dotarli na miejsce.
Stanęli przed bramą Sierocińca sióstr Karmelitanek. Surowy budynek, leżący nieco na uboczu, osłonięty płotem i ogrodem. Brak liści na drzewach i szary śnieg potęgował uczucie odrealnienia tego miejsca. Bardziej przypominał scenerię filmu grozy, niż miejsce gdzie wychowywały się dzieci. Jess wzdrygnęła się. Pomyślała że gdyby nie ciotka i wuj ona także mogła trafić do takiego miejsca po śmierci rodziców. Ustalili że Jess będzie rozmawiała z dziećmi, a Cohen z personelem.
Cohen pociągnął za dzwonek, chwile czekali zanim otworzył im dozorca.. Przedstawili się. Mężczyzna wpuścił ich do środka i kazał zaczekać. Wewnątrz budynek robił równie upiorne wrażenie, surowe cegły, spłowiałe tynki i ogromny krzyż górujący nad głównym holem.
Po chwili na spotkanie wyszła im starsza zakonnica.
- Jestem matka Teresa Plum. Co sprowadza państwa detektywów do naszego sierocińca? Mam nadzieję, że nic poważnego.
Siostra mówiła prawie szeptem, ale jej głos rozbrzmiewał w uszach Jess prawie jak krzyk. Zewsząd dochodziły do niej głosy dzieci. Płacze. Świst przecinanego powietrza. Błagalne jęki i krzyki bólu. Kilka przebijających się przez niepoznanie bariery słów: „Apage! Apage Satanas!”. Jess wciągnęła powietrze, świat wokół niej zawirował, ściany zaczęły się poruszać, a na końcu korytarza zobaczyła Paule.
- Proszę państwa? Nic państwu nie jest? – głos matki Teresy wyrwał ją z transu, zamrugała. Wszystko zniknęło.
– Niech będzie pochwalony, matko Plum, nazywam się Patrick Cohen, to jest detektyw Jessica Kingoson, chcieliśmy porozmawiać o jednej z waszych wychowanek, Pauli Altbergson.
Jess przez chwile przysłuchiwała się rozmowie.
- Przepraszam, Chciałabym porozmawiać z dziećmi z którymi się wychowywała, miała może jakieś bliskie koleżanki w sierocińcu?
Siostra zamyśliła się chwile.
- Nie raczej nie. Była dzieckiem dość zamkniętym w sobie. Nielubianym.
- Siostro Mario, proszę zaprowadzić Panią detektyw do świetlicy, dzieci maja teraz przerwę – zwróciła się do zakonnicy stojącej przy oknie.
- Oczywiście matko, proszę za mną.
Jess ruszyła za siostrą, a Cohen kontynuował rozmowę.
Weszła do Sali, gdzie przy stołach i na podłodze bawiły się dzieci. Oczy wszystkich przez chwile skupiły się na Jess. Smutne oczy dzieci, które czekały na kogoś kto je stąd zabierze. Siostra Maria wskazała jej grupkę bawiących się w kącie.
- Są w tym samym wieku, razem się wychowywały.
- Dziękuje.
Jess podeszła do dzieci i usiadła na dywanie. Oczy dzieci skupiły się na niej. Uśmiechnęła się zachęcająco.
- Nazywam się Jessica Kingston, pracuje w policji, chciałabym z wami porozmawiać o waszej zaginionej koleżance Pauli. Co możecie mi o niej powiedzieć, czy z kimś przyjaźniła się bliżej.
Dzieci spojrzały po sobie, pierwsza odezwała się dziewczynka w zielonej sukience.
- Nie miała tu przyjaciół, nikt jej nie lubił, była dziwna, trochę się jej baliśmy, bo czasami gadała do siebie. Mądrzyła się i nie lubiła się z nami bawić. – rozejrzała się szukając potwierdzenia u innych. Dzieci pokiwały głowami.
- A czy ostatnio zachowywała się jakoś inaczej niż zwykle?
- Nie – widać dziewczynka była nieformalnym liderem grupy.
- Jak Ci na imię?
- Sara, proszę pani.
- Saro, a czy ktoś ją odwiedzał, mówiła o kimś kogo spotkała?
- Nie. Nie odwiedzano jej, nie miała nikogo, była z odzysku - to znaczy, że miała rodzinę adopcyjna, która z niej zrezygnowała.- powiedziała to prawie szeptem.
- Czy miała rodzeństwo, lub jakąś rodzinę?
- Nie, była sama.
- Czy chciała stąd uciec?
- Nie lubiła tego miejsca, ale nie chciała uciekać. – wtrącił się chłopiec siedzący koło Sary, mam na imię Tom – czy ma Pani pistolet i kajdanki jak na filmach?
Jess uśmiechnęła się, mogę Ci pokazać kajdanki. Wyjęła je i podała chłopcu.
- Zabrała ze sobą jakieś rzeczy?
- Nie, chyba nic, ale nikt nie ma zbyt dużo rzeczy, siostry nie pozwalają, to psuje – Sara znowu wyszeptała prawie konspiracyjnie, patrząc w stronę stojącej niedaleko zakonnicy.
- Co wydarzyło się tego dnia kiedy zaginęła, czy ktoś obcy kręcił się w pobliżu?
- Nikogo nie widzieliśmy, normalka szkoła, msza, świetlica – dzieci były zgodne.
- Czy bawiliście się w przebieranki, Paula miała na sobie sukienkę do komunii, chciała przebrać się za anioła?
- Ona uważała że jest aniołem – jedna ze starszych dziewczynek pokręciła palcem po czole.
- A Tobie jak na imię?
- Alicja
- Czy wierzyła w anioły?, Czy wy w nie wierzycie?
- Oczywiście że wierzyła. Czasami w gniewie mówiła, ze jej ojciec był aniołem – zaśmiała się, a reszta dzieci jej zawtórowała – dziwna była. Anioły są w niebie, tak mówi siostra Alberta na religii.
- Czy lubiła się modlić?
- Tak. każdy tutaj lubi się modlić. A jak nie to ma karę. – Alicja zniżyła głos.
- Czy ktoś widział jak wychodziła z sierocińca?
- Nie spaliśmy. – Tom oderwał się od kajdanek, które wyrywał mu drugi chłopiec.
- O której zauważyliście ze jej nie ma?
- Rankiem. Mieszkała z 3 dziewczynkami: Monicą, Zoe i Audrey, byli tu policjanci i je przesłuchiwali. Są teraz w szkole.
- Czy lubicie swoich opiekunów?
- Tak – Jess wyczuła w tej odpowiedzi trochę niechęci i jakby strachu. Spojrzała na zakonnicę stojącą w drzwiach.
- Czy widzieliście w pobliżu, lub kiedykolwiek wcześniej którąś z tych osób – wyjęła zdjęcia Nasha Tharota, księdza Browna i pozostałych podejrzanych.
- Ksiądz Brown – jednocześnie powiedziało kilkoro dzieci – Ten Pan też tu przychodził, rozmawiał z matką przełożoną i z kilkorgiem dzieci – wskazały na zdjęcie Nasha Tharota. Ale dawno go już nie było. Ksiądz Brown też już nie przychodzi.
- Rozmawiali z Paulą – zainteresowała się Jess.
- Nie, chyba nie – dzieci nie były pewne.
- Dziękuje.
Tom niechętnie oddał Jess kajdanki.
- Fajowe, jak dorosnę też będę policjantem, ale takim w mundurze i będę łapał złodziei jak na filmach, czasami możemy oglądać filmy, ale nie często – rzucił konspiracyjnie.
- Pożegnajcie się z panią, czas na obiad – siostra Maria podeszła do Jess.
- Do-wi-dze-nia.
- Do widzenia – Jess odprowadziła je wzrokiem. Dopiero teraz zauważyła Cohena siedzącego w kącie. Coś zapisywał w notesie. Zebrała swoje rzeczy i podeszła do niego.
- Chodźmy stąd.
Spojrzał na nią, oboje wiedzieli że coś jest niedobrego w tym miejscu, ale na razie nie mogli nic z tym zrobić.
Skinął tylko głową, zabrał rzeczy i ruszyli do wyjścia.
Ich kolejnym celem była wizyta u strażaka Juliana Tomasa Olberga.
__________________ Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:) |