Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2010, 21:56   #19
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Mieli trop. Widmo dziewczynki zyskało imię Paula Altbergson. Jess wpatrywała się przez chwile w ekran laptopa z wynikami wyszukiwania.
- Biedne dziecko – pomyślała zbierając swoje rzeczy i wychodząc z domu za Cohenem.
Firanka na parterze się poruszyła, a więc gospodyni już wie że wróciła, poczuła się nawet trochę lepiej. Jakby okruch poprzedniego życia próbował się przebić do teraźniejszości.
Wsiadła do taksówki zatopiona w myślach o rodzinie. Musi zadzwonić, powiedzieć że wszystko w porządku, ale czy tak było na pewno. Jeszcze nie, jeszcze trochę, musi się przygotować na grad pytań i dobre intencje ciotki. Tęskniła za nimi, ale jednocześnie nie chciała wciągać ich w rzeczywistość jaka ją otaczała. Niewiedza jest czasami błogosławieństwem, dla niej już niedostępnym.

Słuchała bezwiednie jak Cohen zdawał raport do dyspozytora.
Korki wiecznie towarzyszące ludziom z NY zabrały im godzinę czasu zanim dotarli na miejsce.

Stanęli przed bramą Sierocińca sióstr Karmelitanek. Surowy budynek, leżący nieco na uboczu, osłonięty płotem i ogrodem. Brak liści na drzewach i szary śnieg potęgował uczucie odrealnienia tego miejsca. Bardziej przypominał scenerię filmu grozy, niż miejsce gdzie wychowywały się dzieci. Jess wzdrygnęła się. Pomyślała że gdyby nie ciotka i wuj ona także mogła trafić do takiego miejsca po śmierci rodziców. Ustalili że Jess będzie rozmawiała z dziećmi, a Cohen z personelem.

Cohen pociągnął za dzwonek, chwile czekali zanim otworzył im dozorca.. Przedstawili się. Mężczyzna wpuścił ich do środka i kazał zaczekać. Wewnątrz budynek robił równie upiorne wrażenie, surowe cegły, spłowiałe tynki i ogromny krzyż górujący nad głównym holem.
Po chwili na spotkanie wyszła im starsza zakonnica.
- Jestem matka Teresa Plum. Co sprowadza państwa detektywów do naszego sierocińca? Mam nadzieję, że nic poważnego.
Siostra mówiła prawie szeptem, ale jej głos rozbrzmiewał w uszach Jess prawie jak krzyk. Zewsząd dochodziły do niej głosy dzieci. Płacze. Świst przecinanego powietrza. Błagalne jęki i krzyki bólu. Kilka przebijających się przez niepoznanie bariery słów: „Apage! Apage Satanas!”. Jess wciągnęła powietrze, świat wokół niej zawirował, ściany zaczęły się poruszać, a na końcu korytarza zobaczyła Paule.

- Proszę państwa? Nic państwu nie jest? – głos matki Teresy wyrwał ją z transu, zamrugała. Wszystko zniknęło.

– Niech będzie pochwalony, matko Plum, nazywam się Patrick Cohen, to jest detektyw Jessica Kingoson, chcieliśmy porozmawiać o jednej z waszych wychowanek, Pauli Altbergson.

Jess przez chwile przysłuchiwała się rozmowie.

- Przepraszam, Chciałabym porozmawiać z dziećmi z którymi się wychowywała, miała może jakieś bliskie koleżanki w sierocińcu?
Siostra zamyśliła się chwile.
- Nie raczej nie. Była dzieckiem dość zamkniętym w sobie. Nielubianym.
- Siostro Mario, proszę zaprowadzić Panią detektyw do świetlicy, dzieci maja teraz przerwę – zwróciła się do zakonnicy stojącej przy oknie.
- Oczywiście matko, proszę za mną.
Jess ruszyła za siostrą, a Cohen kontynuował rozmowę.

Weszła do Sali, gdzie przy stołach i na podłodze bawiły się dzieci. Oczy wszystkich przez chwile skupiły się na Jess. Smutne oczy dzieci, które czekały na kogoś kto je stąd zabierze. Siostra Maria wskazała jej grupkę bawiących się w kącie.
- Są w tym samym wieku, razem się wychowywały.
- Dziękuje.

Jess podeszła do dzieci i usiadła na dywanie. Oczy dzieci skupiły się na niej. Uśmiechnęła się zachęcająco.
- Nazywam się Jessica Kingston, pracuje w policji, chciałabym z wami porozmawiać o waszej zaginionej koleżance Pauli. Co możecie mi o niej powiedzieć, czy z kimś przyjaźniła się bliżej.
Dzieci spojrzały po sobie, pierwsza odezwała się dziewczynka w zielonej sukience.
- Nie miała tu przyjaciół, nikt jej nie lubił, była dziwna, trochę się jej baliśmy, bo czasami gadała do siebie. Mądrzyła się i nie lubiła się z nami bawić. – rozejrzała się szukając potwierdzenia u innych. Dzieci pokiwały głowami.
- A czy ostatnio zachowywała się jakoś inaczej niż zwykle?
- Nie – widać dziewczynka była nieformalnym liderem grupy.
- Jak Ci na imię?
- Sara, proszę pani.
- Saro, a czy ktoś ją odwiedzał, mówiła o kimś kogo spotkała?
- Nie. Nie odwiedzano jej, nie miała nikogo, była z odzysku - to znaczy, że miała rodzinę adopcyjna, która z niej zrezygnowała.- powiedziała to prawie szeptem.
- Czy miała rodzeństwo, lub jakąś rodzinę?
- Nie, była sama.
- Czy chciała stąd uciec?
- Nie lubiła tego miejsca, ale nie chciała uciekać. – wtrącił się chłopiec siedzący koło Sary, mam na imię Tom – czy ma Pani pistolet i kajdanki jak na filmach?
Jess uśmiechnęła się, mogę Ci pokazać kajdanki. Wyjęła je i podała chłopcu.
- Zabrała ze sobą jakieś rzeczy?
- Nie, chyba nic, ale nikt nie ma zbyt dużo rzeczy, siostry nie pozwalają, to psuje – Sara znowu wyszeptała prawie konspiracyjnie, patrząc w stronę stojącej niedaleko zakonnicy.
- Co wydarzyło się tego dnia kiedy zaginęła, czy ktoś obcy kręcił się w pobliżu?
- Nikogo nie widzieliśmy, normalka szkoła, msza, świetlica – dzieci były zgodne.
- Czy bawiliście się w przebieranki, Paula miała na sobie sukienkę do komunii, chciała przebrać się za anioła?
- Ona uważała że jest aniołem – jedna ze starszych dziewczynek pokręciła palcem po czole.
- A Tobie jak na imię?
- Alicja
- Czy wierzyła w anioły?, Czy wy w nie wierzycie?
- Oczywiście że wierzyła. Czasami w gniewie mówiła, ze jej ojciec był aniołem – zaśmiała się, a reszta dzieci jej zawtórowała – dziwna była. Anioły są w niebie, tak mówi siostra Alberta na religii.
- Czy lubiła się modlić?
- Tak. każdy tutaj lubi się modlić. A jak nie to ma karę. – Alicja zniżyła głos.
- Czy ktoś widział jak wychodziła z sierocińca?
- Nie spaliśmy. – Tom oderwał się od kajdanek, które wyrywał mu drugi chłopiec.
- O której zauważyliście ze jej nie ma?
- Rankiem. Mieszkała z 3 dziewczynkami: Monicą, Zoe i Audrey, byli tu policjanci i je przesłuchiwali. Są teraz w szkole.
- Czy lubicie swoich opiekunów?
- Tak – Jess wyczuła w tej odpowiedzi trochę niechęci i jakby strachu. Spojrzała na zakonnicę stojącą w drzwiach.
- Czy widzieliście w pobliżu, lub kiedykolwiek wcześniej którąś z tych osób – wyjęła zdjęcia Nasha Tharota, księdza Browna i pozostałych podejrzanych.
- Ksiądz Brown – jednocześnie powiedziało kilkoro dzieci – Ten Pan też tu przychodził, rozmawiał z matką przełożoną i z kilkorgiem dzieci – wskazały na zdjęcie Nasha Tharota. Ale dawno go już nie było. Ksiądz Brown też już nie przychodzi.
- Rozmawiali z Paulą – zainteresowała się Jess.
- Nie, chyba nie – dzieci nie były pewne.
- Dziękuje.
Tom niechętnie oddał Jess kajdanki.
- Fajowe, jak dorosnę też będę policjantem, ale takim w mundurze i będę łapał złodziei jak na filmach, czasami możemy oglądać filmy, ale nie często – rzucił konspiracyjnie.
- Pożegnajcie się z panią, czas na obiad – siostra Maria podeszła do Jess.
- Do-wi-dze-nia.
- Do widzenia – Jess odprowadziła je wzrokiem. Dopiero teraz zauważyła Cohena siedzącego w kącie. Coś zapisywał w notesie. Zebrała swoje rzeczy i podeszła do niego.
- Chodźmy stąd.
Spojrzał na nią, oboje wiedzieli że coś jest niedobrego w tym miejscu, ale na razie nie mogli nic z tym zrobić.
Skinął tylko głową, zabrał rzeczy i ruszyli do wyjścia.
Ich kolejnym celem była wizyta u strażaka Juliana Tomasa Olberga.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline