Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2010, 22:34   #21
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Nie tak wyobrażał sobie powrotu do pracy, nie spodziewał się tak intensywnych przeżyć już pierwszego dnia, mimo wszystko niczego nie żałował. Ciężko było powiedzieć, iż był pogodzony z losem lub też, że obawiał się tego co miało nadejść, w głowie miał bowiem kompletną pustkę. Ludzie często mówią, iż w obliczu niebezpieczeństwa całe życie staje im przed oczami, Baldrick tego nie doświadczył. Kobieta trzymała go nad ziemią, nie szarpał się jednak ani nie próbował wyrwać, jedynie wpatrywał się w swojego wroga. Opór był bezcelowy i to nie podlegało dyskusji, miała nad nim ogromną przewagę i choć zdawało mu się, iż chwila trwa wieki, minęło raptem kilkanaście sekund.

Potem nagle wszystko przyspieszyło, przeciął ze świstem powietrze i z łoskotem uderzył o ścianę, a następnie wylądował na pełnym gruzu betonowym podłożu. Otworzył oczy już po kilku sekundach jednak nie był wstanie nawet lekko się poruszyć, nie miał siły zastanowić się czy nie był w podobnym stanie co Falkow, dziwnie zniekształcony huk wystrzału sprawił, że podniósł nieco swój wzrok. Najpierw udało mu się rozpoznać otoczenie, nawet pomimo tego, iż spowite było teraz niepokojącą mgiełką, a następnie zdawało mu się, że widzi mężczyznę w okularach o gęstej, zaniedbanej brodzie. W tym samym momencie przypomniało o sobie uszkodzone oko, trwało to może dwie lub trzy sekundy, ale to wystarczyło by w widzianej postaci rozpoznał martwego detektywa Rafaela Jose Alvaro, jedną z ofiar śledztwa prowadzonego przez Baldricka. Nie miał już jednak więcej sił by utrzymywać powieki otwarte, zakręciło mu się jeszcze mocno w głowie i po chwili jego poobijana głowa opadła na ziemię.

Ból w końcu przebił się przez mocarną skorupę jaką była utrata przytomności, mocno dawała mu się we znaki prawa ręka, plecy oraz po raz kolejny żebra, ewidentnie nie miał do nich szczęścia. Leżał przez dłuższy czas, nawet nie dla tego, iż nie miał siły by wstać, lecz z powodu chłodnego betonu, który dziwnie przyjemnie łagodził jego cierpienie. Kiedy jednak przeszedł go dreszcz, a zimne powietrze zaczęło smagać jego plecy, postanowił w końcu wstać. Gdzieś zniknęła jego skórzana kurtka i zapewne dlatego zimowa atmosfera coraz mocniej dawała mu się we znaki. Próba oparcia się o jedną ze ścian i rozprostowania obolałych członków spotktała się z mocnym protestem pleców, lekko więc zgarbiony zaczął rozglądać się po budynku, gdzieś w pobliżu dostrzegł swoją broń, w kierunku której właśnie starał się dojść, a także Falkowa, detektyw już na oko wyglądał fatalnie. W powietrzu rozpłynęła się jednak mocarna napastniczka oraz niespodziewany, brodaty wybawiciel. Znów czuł, że lada moment coś zobaczy, tak też się stało, oko po raz kolejny przedstawiło mu inną wizję świata, bardziej zniszczoną i demoniczną, w której zdewastowany budynek wyglądał jeszcze mroczniej. Chwilę później wszystko wróciło do normy, jednak dzięki temu znów przed oczami stanęła mu twarz brodatego mężczyzny w okularach, nie potrafił jej sobie dokładnie wyobrazić, w jego umyśle obraz pojawiał się jedynie na sekundę po czym od razu znikał jakby był nie możliwy do dokładnego przeanalizowania. Wyśmienicie pamiętał za to wygląd Alvaro, jego nie mógł pozbyć się ze swojej głowy, być może był to jakiś istotny znak, którego nie powinien przeoczyć. Traktował bowiem swoją nową umiejętność nie jako przekleństwo, lecz jako nieco uciążliwy dar, nie był co prawda pewien czy miał rację, jednak zdawało mu się, że dzięki temu jest zdolny nie tylko zobaczyć więcej, ale również zrozumieć, chociaż częściowo pojąć realia tego świata. Postanowił, iż postara się dowiedzieć czegoś więcej na temat Alvaro, połączyć zmarłego detektywa z tokiem prowadzonego śledztwa.

Odetchnął głęboko, od pistoletu dzieliło go jeszcze kilka kroków, lecz przystanął na moment, zastygły w całkowitym bezruchu, oparty o filar Mike Falkow potrzebował natychmiastowej pomocy lekarskiej. W tej samej chwili Terrence zlokalizował również swoją, a raczej jego syna, kurtkę, która raczej nie nadawała się już do normalnego użytku. Tak oto skończyła się arogancka postawa i buńczuczność Falkowa, rwał się do przodu, chciał się wykazać, przechylić szalę zwycięstwa w kierunku dobra, tymczasem trafił w sam środek czegoś co mogło go jedynie przerosnąć. Być może przeżyje, jednak nie będzie już tym samym człowiekiem, prawdopodobnie miał uszkodzony kręgosłup, Baldrick zdziwił by się gdyby tak imponujący lot zakończył się innymi obrażeniami. Najgorsze było to, iż Terrence poczuł się pobudzony tym przerażającym obrazem, w głowie znów pojawiły mu się wizje rodem z porno horroru wyprodukowane przez Hesusa de Sade. Ten zwyrodniały demon skutecznie zemścił się na detektywie za jego odmowę.

- Paskudne to wszystko, no nie
- usłyszał jakiś nieznany głos, odwrócił się gwałtownie, walcząc z bólem przyjął wyprostowaną postawę i spojrzał na niespodziewanego gościa.

Przed nim stał nastoletni chłopak o fantazyjnej fryzurze, rozum i nowo nabyte doświadczenie podpowiadało mu, iż nie ma do czynienia z ludzką istotą. Zerknął więc ukradkiem w kierunku swojej broni, dystans był jednak zbyt duży i obiektywnie oceniając swoje szanse stwierdził, że nie da rady do niej doskoczyć.

- Spokojne, śpiąca królewno - rzekł chłopak - Gdybym chciał cię załatwić, zrobił bym to, jak byłeś nieprzytomny.

Baldrick spojrzał na niego nieco gniewnie, chłopak był niezwykle pewny siebie, a jego głos przyjmował wyraźnie stanowczy ton. Detektyw miał zamiar spytać kim właściwie jest, jednak nie musiał, jasne było, że jedyną osobą, która może tutaj przemawiać był ów nieznajomy.

- Nie ważne kim jestem. Ważne, że chcę ci pomóc. Zawsze mówiłeś, ze kierujesz się w swej pracy szkiełkiem i okiem. Teraz ten drugi element staje się niezwykle ważny, prawda? Nie lekceważ tego, co widzisz. Może ci uratować życie i ocalić troszkę ludzi.


Słuchał z wielką uwagą, pomimo rosnącej irytacji z powodu twardego i charyzmatycznego głosu, który zmuszał niemal odbiorcę aby ten okazywał mu należyty szacunek. Nie podobało się to Baldrickowi, a jednak robił to czego oczekiwał i z poddańczą służalczością chwytał każdą jego wypowiedz i w umyśle notował wszystko słowo w słowo. Okazało się, iż de Sade rzeczywiście zostawił po sobie pamiątką i chodziło o coś więcej niż tylko natrętne wizje i dziwne stany pobudzenia, zaserwowany mu jad był łakomym kąskiem dla tzw. rezydentów, którzy teraz zapewne będą na niego polować. Dokładnie tak jak tego dnia. Dał mu również wskazówkę, gdzie powinien szukać rozwiązania swojego problemu, jednak kiedy tylko Terrence zerknął na wizytówkę ukrytą w foliowym woreczku, wiedział już, iż sprawa nie będzie ani należała do tych najłatwiejszych ani najprzyjemniejszych.

- Markiz de Sade - przeczytał na głos, gdy zorientował się, iż tajemniczy nastolatek zniknął - Teatr Love. Pięknie.

Baldrick wyciągnął telefon, pierwszą rzeczą, którą powinien teraz zrobić było wezwanie wsparcia oraz karetki dla swojego rannego towarzysza. Był wciąż poddenerwowany i palec ześlizgnął mu się na klawiaturze jego Nokii tak, że przez pomyłkę wszedł w ostatnie połączenia. Przez dłuższą chwile wpatrywał się w mały, lekko przybrudzony ekranik jego telefonu, pot powoli spływał po jego skroni zmywając pył, który się na niej usadowił. Rozległy się policyjne syreny, które z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze, mundurowi byli w drodze. Terrence tymczasem wciąż stał nieruchomo niczym posąg, jednak po wyrazie jego oczu łatwo można było dostrzec, że właśnie jego mózg intensywnie pracuje. Ekran wyraźnie wyświetlał ostatnie połączenie z centralą wydziału, był poobijany, lecz doskonale pamiętał, iż nigdzie nie dzwonił. Wniosek był jeden, osoba, która była w tym miejscu skorzystała z jego telefonu, ponadto znała numer, a to było bardzo istotne. Sięgnął do kieszeni i wyjął nieco pogniecioną folijkę, do której chwilę później trafiła jego komórka, musiał sprawdzić odciski palców tej osoby. Podniósł swoją broń i schował do kabury, a następnie podszedł do Falkowa tłumiąc ohydne wyobrażenia, nie odważył się dotykać partnera by nie uszkodzić go jeszcze bardziej, jednak szybko zaobserwował, iż pistolet mężczyzny zniknął, dla pewności sprawdził całe pomieszczenie, jednak służbowy Glock kompletnie zaginął. To również należało zgłosić.

Baldrick spotkał się ze wsparciem na dole, okazał swoją odznakę, a następnie poprowadził ich na miejsce. Sanitariusze od razu zabrali się do pracy, dokładnie sprawdzili stan Falkowa, by kilka chwil później profesjonalnie usztywnić jego ciało i zabrać na noszach do karetki. Pracowali szybko i sprawnie, Terrence nie miał żadnych zarzutów pod ich adresem.

Dopiero po chwili zwrócił uwagę na młodego policjanta stojącego tuż obok, który najwyraźniej od kilku chwil zastanawiał się w jaki sposób powinien odezwać się do kogoś kto pracuje w Wydziale Specjalnym. Baldrick zmierzył go najpierw wzrokiem, a kilka sekund później pstryknął palcami.


- Sprawdźcie cały budynek, zabezpieczcie i raportujcie wszystko co znajdziecie - rzekł stanowczo.

- Tak jest sir! - Mężczyzna zasalutował nieco zaskoczony, po czym gestem ręki wezwał pozostałych funkcjonariuszy i powiedział - Sprawdzamy cały budynek, ruszajcie się.

Baldricka tymczasem już tam nie było, bowiem zmierzał właśnie do wyjścia, ambulans powoli przygotowywał się do odjazdu. Jeden z sanitariuszy, wąsaty Afroamerykanin o masywnej budowie, zamykał właśnie tylną klapę, kiedy detektyw zjawił się obok niego.

- Co z nim? - spytał.

- Stan stabilny - wyrecytował mu pospiesznie sanitariusz - Prawdopodobny uraz czaszkowo - rdzeniowy.

- Paraliż?


- Całkiem możliwe, w każdym razie mogło być gorzej - odrzekł zimno - Jedzie pan z nami?

- Detektywie
- wtrącił nagle ten sam nieśmiały mundurowy - Musi pan to zobaczyć.

- Jedźcie sami
- powiedział do Afroamerykanina po czym spojrzał na funkcjonariusza - Co macie?

- Ciało.


***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kAuDKAbP1iw[/MEDIA]

Już kiedy szedł za funkcjonariuszem Michaelsem wiedział, że nie znaleźli przypadkowych zwłok, ewidentnie tam dokąd podążali znajdowało się wykwintne dzieło Astarotha. Kilku mundurowych nie wytrzymało widoku i zwróciło resztki swojego obiadu, nie byli przygotowani na coś takiego, co innego Baldrick, który przed oczami miewał już podobne, jeśli nawet nie gorsze, wizje.

Ciało młodziutkiego chłopca, obowiązkowo krwawo rozczłonkowane, wisiało sobie swobodnie na łańcuchach w jednym z podziemnych magazynów. Znajdowała się tam również karta tarota, dzięki której Terrence nie miał już żadnych wątpliwości kto stoi za zbrodnią.


- Zabezpieczyć dokładnie
- zaczął twardo Baldrick - Słabsi niech sprawdzą okolicę, przepytają ludzi, może ktoś coś widział lub słyszał.

- Tak jest sir -
mundurowych wysłał kilku ludzi, a następnie wrócił. Funkcjonariusz Michaels był młody, ale z odwagą stawił czoła przerażającemu widokowi - Co za zwyrodnialec...

Terrence nie mógł wykorzystać swojego telefonu, teraz traktował go jako dowód, pożyczył więc od jednego z policjantów i wykręcił numer Wydziału Specjalnego, od razu rozkazał by połączono go z Strepsilsem. Sprawa była priorytetowa.

- Co się dzieje Baldrick?
- wypalił od razu przełożony - Nie mam czasu na...

- Straciliśmy Falkowa
- przerwał mu detektyw - Uraz czaszkowo - rdzeniowy. Zostaliśmy zaatakowani w Queens.

- Co?
- krzyknął niemal do słuchawki, był wyraźnie wzburzony, jednak starał się zakamuflować swoje emocje - Co się stało?

- Zostaliśmy zaatakowani, to była zasadzka -
powtórzył Terrence - Potem złoże na ten temat raport. Znaleźliśmy kolejne ciało.

- Pogadamy sobie Baldrick, zaczekaj na techników, potem chce cię widzieć w moim biurze
- rozkazał stanowczo - Zrozumiano?

- Chce mieć stały przydział ochrony, choćby mundurowych, ktoś chce mojej śmierci, a nie po to wróciłem do wydziału by się narażać.

- Weź kogoś ze wsparcia, załatw sprawę - powiedział zimno i spokojnie, choć Terrence był pewien, iż w środku się gotuje - I chcę cię tu widzieć.

Rozłączył się, miał zamiaru wykonać rozkaz przełożonego, bowiem sam był ciekaw czy technicy cokolwiek znajdą. W innych okolicznościach sam zrobił by jakiś rekonesans, lecz ból w plecach przypominał mu o tym, iż nie powinien się teraz zbyt wiele ruszać.

- Masz nowy przydział Michaels, po zabawie z technikami, jedziesz ze mną
- powiedział Terrence, a mundurowy jedynie pokiwał głową, ludziom z wydziału się nie odmawia, poza tym dla niego to też była szansa.

Po rozmowie z technikami miał zamiar pojechać na komendę, nie dlatego, iż tak chciał Strepsils, musiał sprawdzić ślady, które znalazł. Oprócz tego chciał się również dowiedzieć kilku rzeczy o Alvaro, musiał zaufać tym razem swemu oku i jego nowej zdolności.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline