Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2010, 13:35   #10
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Czasem człowiek ze zwierzęciem też potrafili się pogryźć na wielu różnych frontach.
Zmutowany Kuba oraz Holmes junior zaciekle walczyli ze sobą. Z tym, że jeden walczył o mięso - drugi o własne życie. Panna Fogg nie zamierzała oczywiście patrzeć na to bezczynnie. To prawda, że mężczyźni lubili wyzwania i walki, ale nawet w epoce wiktoriańskiej zdarzało się, że to damy musiały ratować swoich dżentelmenów. Arabella musiała przyznać, że niektóre kobiety mają jednak dużo wspólnego z płcią przeciwną - "hinduska" też uwielbiała akcję i rywalizację. A żeby ocalić panicza z łap (dosłownie łap) bandyty trzeba było oba te składniki zamieszać, wstrząsnąć, pomieszać oraz dodać parę przypraw z kuchni Belli:

I tu do współpracy zaproszono Morpheusa 303.

Małe gizmo do obrony osobistej, wywalało jedną strzałkę pod ciśnieniem. (Przed strzałem na większe odległości... powyżej 50 centymetrów, trzeba było zwiększyć ciśnienie) oraz okulary z czujnikiem ciepła, zoomem optycznym i innymi równie ciekawymi właściwościami.

Zezwierzęcony przestępca przejawiał na tym polu szybkość i zwinność przewyższającą człowieka. Robert natomiast mógł tu liczyć na trzy rzeczy: swoją inteligencję, szczęście i "damę swego serca". Plus jedną in statu nascendi: na swoją siłę, żeby uporać się z potencjalnym nosicielem wścieklizny.
Nadszedł czas, ażeby przyspieszyć zabawę w kotka i myszkę - w tym przypadku rolę myszki odegrał wbrew swoim planom partner Belci, którą to całkiem dobrze odegrał, choć randka miała wedle planu potoczyć się nieco inaczej.
Mimo wszystkoRobert naprawdę wiedział, jak należało ją przygotować, by ciemnowłosa zabawiła się na sto-dwa.

Morpheus 303 właśnie został przygotowany do swojego zadania. Termowizjer ukazał, że metabolizm Kuby Rozpruwacza II rozkręcił się na dobre. Jego ciało przez specjalne szkła jejmość widziała jako czerwoną, niezwykle żywotną plamę; zaś ta druga figura, zaciekle broniąca się przed schrupaniem przez tą pierwszą, miała barwę bliższą pomarańczowej. W namierzeniu zatem odpowiedniego celu okulary bardzo ułatwiały tą sprawę.
Wściekłe "zwierzę" należało natychmiast uśpić, żeby kogoś jeszcze nie zaraziło wścieklizną bądź licho wie, jakim tam jeszcze tyfusem i innym ścierstwem. Normalna procedura prawna.

Kiedy zbliżyła się jeszcze kilka jardów w kierunku szamocących się ze sobą panów, Arabella wystrzeliła za pomocą swojego asa z rękawa [gizma] ("Surprise!" - oprawiła czynność w odpowiednie powiedzenie, a Arabella miała do tego dryg, jak stwierdził wcześniej sam sir Holmes junior) igłę z dawką potężnego środka usypiającego. Pocisk trafił w kark Rozpruwacza (a miał trafić w ramię, lecz tamten musiał się akurat wtedy ruszyć!) i... zwierzak najwyraźniej stwierdził, że to nie komar przyleciał i go ukłuł. To ta ślicznotka coś wystrzeliła ze swego "zegarka" w jego własnym kierunku!

Wyglądała całkiem smacznie, trzeba było zatem i ją zjeść. Tamtego samca najwyżej później sobie zje. W końcu dwie pieczenie na jednym ogniu - czemu nie?
Z tym, że w tym czasie, kiedy to poszukiwany morderca już zamierzał skoczyć na panią, ta już zdążyła wyciągnąć Peacemakera.
I cała zabawa, tym razem w berka, rozkręciła się na dobre.
Arabella, zasilona w zapasy adrenaliny i kortyzolu, musiała uważać, żeby ta bestyja ją nie capnęła. Bo wyglądało na to, że pocisk z Morpheusa niewiele tamtej zaszkodził. Panna Fogg nie przypuszczała nawet, że trafi na takiego wytrzymałego przeciwnika.

Z rewolwera padały strzały, jeden po drugim, celowane oczywiście prosto w Kubusia Rozdarciucha - jednak bestia na takie ot-trafienie była zbyt cwana: odskakiwała od strzałów i nie zamierzała bynajmniej grzecznie siedzieć w jednym miejscu jak tresowany pies.
Aż pechowo amunicja się wyczerpała, a Belcia korali z pocisków do Peacemakera dla ozdoby nie wzięła. A niech to! Napastnik zbliżał się nieuchronnie, był coraz bliżej i bliżej...

Chociaż...
Ruchy mutanta stopniowo się spowalniały. Kuba dysząc wściekle zaczął się zataczać jak typowa moczymorda już po kilkunastu sekundach - sekundach pełnych napięcia, strachu o własne życie, ale też niesamowitych emocji.
Oponent warczał coraz ciszej, aż w końcu ten padł na ziemię i stracił przytomność. Obecnie licho poszło spać, tak jak wszystkie grzeczne licha w końcu powinny czynić o tej porze.

Serce Arabelli jeszcze mocno waliło, tłocząc tlen do wszystkich narządów i mięśni, które potrzebowały siły w razie takowego niebezpieczeństwa. Musiała się uspokoić. Choć obecnie przestępca został unieszkodliwiony i spał na ziemi, to jednak sir Robert - czy z nim wszystko w porządku?
Okazało się, że nie jest z nim aż tak źle, a przynajmniej na tragedię to to nie wyglądało - junior posiadł kilka śladów po pazurach "potwora". Kilka na rękach, poza tym mutant zdołał rozorać mu pazurami prawy policzek, na którym widniały trzy krwawiące pręgi. Ślady tkwiły też na jego skórzanym pancerzu kinetycznym, znajdującym się pod kamizelką.
Jednak to, co najbardziej u niego ucierpiało było jego własne... ego.

Dama podeszła do dzielnego wojownika i kucnęła przy nim:
- Chodź tu, mój dzielny rycerzu - Bella przyprawiła swoją wypowiedź w słodycz i lekką dawkę ironii. - Trzeba ci odkazić te rysy...
- Poradziłbym sobie z nim. - rzekł cicho, niczym mały chłopiec wracający do starszej siostry po bójce. Na tą odpowiedź kobieta odpowiedziała mu jedynie uśmiechem.
Zerknął to na nieprzytomnego Kubusia, to na pannę Fogg, po czym poddał się jej zabiegom pielęgnacyjnym.

Na szczęście obrażenia nie stanowiły większego zagrożenia dla zdrowia od tych, które Holmes junior dostawał podczas swojej pracy. Wkrótce powrócił zarówno fizycznie, jak i psychicznie do swojej dawnej kondycji. Arabella poklepała lekko towarzysza po ramieniu i skinęła głową na leżącą nieopodal łachudrę.

- Ale popatrz - złapaliśmy razem Kubusia Rozdarciucha we własnej... osobie - uśmiechnęła się do swojego bohatera i podtrzymywała go dodatkowo na duchu, żeby się nie załamał, że to nie on tym razem walnie przyczynił się do schwytania przestępcy. - Był trochę niegrzeczny, więc trzeba go było uspokoić. Teraz przydałoby się tylko go odprowadzić do jakiejś solidnej kwarantanny.
W końcu on też uczestniczył w tej akcji. Spisał się znakomicie jako partner w akcji. To się liczyło.

- A co powiesz na dalsze przedłużenie tej?- rzekł Holmes wyciągając z kieszeni skutego wcześniej kajdankami Kubusia spory klucz.-Kubusia możemy zostawić tu, wszak nigdzie nie ucieknie. A policjanci zjawią się, wkrótce. Niszcząc automatona w służbie publicznej Kubuś uruchomił alarm.
Holmes machał przed oczami Belci kluczem niczym hipnotyzer kryształkiem zawieszonym na sznurku przed ofiarą.- Co powiesz na zwiedzanie leża Kubusia? Nie kusi cię dowiedzieć, co takiego budował?

Belcia zachichotała i dla żartu zaczęła palcem trącać kluczyk, niczym Melchior trącał łapkami mechaniczne pająki, które czasem testował jej brat.
- Mrr, nie kuś, nie kuś... - zamruczała i uśmiechnęła się zadziornie. - Za późno - już mnie skusiłeś.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 12-11-2010 o 13:40.
Ryo jest offline