Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2010, 14:17   #22
Lhianann
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PJAC6oIf9bI&feature=related[/MEDIA]

Wędrówka przez kanalizację miejską nawet w szczelnych strojach ochronnych nie była niczym przyjemnym.
Ale gdybym chciała mieć łatwą, miłą i przyjemną pracę to zostałabym krupierką w Kasynie, a nie policjantką...
Aczkolwiek Tarociarz, czy też może jego wierny naśladowca postarał się o to by nie zgubili się w plątaninie korytarzy czy też własnych domysłów.
Namalowane fluorescencyjną farbą oko, jego, tuż obok kart tarota, znak firmowy prowadził ich do miejsca, a w którym ktoś chciał, żeby się znaleźli.
Wymiana słów jaką prowadziła z McDavellem miała chyba podnieść ich oboje chodź trochę na duchu.
Bo oboje podskórnie czuli co znajdą w miejscu do jakiego prowadziły ich nic nie widzące oczy.
Niespodziewane odgłosy metra potrafiły na chwilę przerazić.
To zabawne, jak czasem w niespodziewanych okolicznościach dźwięki czy pojawienie się rzeczy czy też zjawisk jakie traktujemy jako oczywistą na tyle część rzeczywistości potrafi wzbudzić w nas tak skrajne emocje...
Na znak dany przez Waltera Mia wyciągnęła swoją ulubioną zabawkę. Nie była to otrzymana na posterunku beretta, ale broń do jakiej była przywiązana, i jakiej ufała. Jednak instynkt jej podpowiadał, ze raczej w tym miejscu jej nie użyje...
Zza drzwi otwartych gwałtownym ruchem przez McDavella wylała się istna rzeka szczurów.
Uciekały jak z tonącego okrętu, dziwne...
Pierwsze wrażenie po wejściu do pomieszczenia technicznego było mocno surrealistyczne.
Tak jakby znalazła się w strasznie zapuszczonej rzeźni, albo jakby widziała screen z gry uwielbianej przez jej bratanka, bodajże Silent Hill.
Krew wymieszana z szlamem i wiekowym brudem.
Strzępy ciała na hakach, rozciągniętych, pordzewiałych łańcuchach.
Niektóre szczury nadal pożywiały się na mięsie.

Problem był jeden.
Fragment mięsa wiszący w pobliżu Mii miał twarz.
Twarz dziecka.

Mayfair tylko podziękowała wszystkim bogom o jakich słyszała, ze dziś rano wypiła tylko dwie kawy.
Jednak Taociarz był przywiązany do symboli.
Starannie wyrysowane oko , lekko skośne wpatrywało się w nich intensywnie zieloną tęczówką.
Mia przez chwilę starała się odpędzić szczury żerujące na rozkawałkowanych zwłokach, ale dała sobie spokój. W kanałach na jednego odgonionego znajdzie się 5 następnych.
Nagle jej wzrok przykuł leżący na ziemi biały przedmiot, mocno odcinający się od ciemnych kolorów w okół.
Kolejna karta tarota.
Acz w zupełnie innym stylu niż te poprzednie, ze smokami.

Przedstawiała wampira wysysającego krew z kobiety, była parodią znaczenia karty- Kochankowie.




Nie podniosła jej nie chcąc jej zabrudzić, a rękawice, jak i większość kombinezonu miała pokryty mazią jakiej pochodzenia raczej nie chciała znać.

-McDavell, dzwoń po technicznych. No i zawiadom szefa.

Ona sama zaczęła uważnie przy świetle latarki oglądać resztę pomieszczenia starając się niczego nie dotykać.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline