Postać z Kałasznikowem przewieszonym przez ramię pędziła przed siebie dysząc, zatrzymała się dopiero w jakiejś kamienicy, by złapać oddech. Cel był już blisko. Niespodziewanie stał się świadkiem ulicznej strzelaniny. Wiedział jak skąpe są racje amunicji w oddziałach milicyjnych, jak trudna może być ta potyczka. ~Wypadałoby chłopakom pomóc...~ - pomyślał uspokajając oddech.
Już miał szukać okna, z którego mógłby skutecznie ostrzelać wrogie pozycje, kiedy nagle usłyszał kroki na klatce schodowej. Dwóch ludzi, wyraźnie im się spieszy. Przylgnął do ściany z bronią gotową do strzału, z trudem wstrzymując oddech. Gdy do jego uszu dotarły komendy w języku wroga, pierwszą myślą było rozstrzelać drania, jednak coś było nie tak. Chociaż Grzegorz nie znał rosyjskiego zbyt dobrze, to słowa te zabrzmiały dla niego jakoś dziwnie, brakowało w nich charakterystycznego dla tego języka śpiewnego akcentu. Nie to nie był Rosjanin, pytanie tylko kto? Palec na spuście nieco się rozluźnił.
Po stolicy plątało się teraz mnóstwo różnych nacji, wojsko z całego cholernego NATO, Polacy i wrogo nastawieni Rosjanie. O przybyszu wiedział tylko, że na pewno nie jest Rosjaninem, zapytał więc po angielsku: - Kim jesteś? Ja jestem polskim żołnierzem.
Na jego czole pojawiły się kropelki potu, a dłoń mocniej zacisnęła się na trzymanej broni. Czekał na reakcję przybysza zastanawiając się, czy w jego kierunku polecą przyjazne słowa czy śmiercionośna seria z karabinu... |