Wytoczyłem się z taksówki i zbierając resztki godności z chodnika wszedłem do Sheratona. Kontuar na szczęście nie był zbyt odległy od wejścia, a i uczynny boy hotelowy uchronił mnie przed nagłym atakiem przypuszczonym przez puszysty dywan. Po chwili byłem już w pokoju. Powiedzmy sobie szczerze - z kiedyś wielkiej hotelowej marki pozostała już tylko nazwa i lekko wyblakły plusz.
W zasadzie powinienem zacząć już trzeźwieć, aby w miarę funkcjonować w tym mieście, ale... Właśnie... pozostawało ale.
Cholera. Hotelowy rzutnik wyświetlił zdjęcie
otworzyłem kolejną w dniu dzisiejszym butelkę:
- Za was... Albo za nas... Cholera wie... - duszkiem opróżniłem połowę butelki i usiadłem na parapecie. Gdzieś z tyłu krople dudniły o potężną taflę szkła. "Zbierz się w sobie... Minęły trzy lata. Czas się otrząsnąć. Żyć dalej. Ich już nie ożywisz..."
Szkło butelki trzasnęło w ręce... Też pamiątce po tym dniu... Poszedłem do łazienki i wsadziłem rękę pod kran. Po chwili było po wszystkim. Wróciłem do pokoju i usiadłem na fotelu.
Tak, byłem młodszy, przynajmniej z wyglądu. W dzisiejszym świecie wszystko było możliwe... Prawie wszystko...
- Przepraszam Mirage, wybacz Tito... Ja też powinienem wtedy zginąć...
*****
Adam po raz kolejny spojrzał na wyświetlaną na monitorze niewielkiego PDA informację. Musiał przyznać, że to był ciekawy zbieg okoliczności, ale w końcu... Pijacki wypad do Europy miał szansę na przerodzenie się w coś konstruktywnego.
Sportowa marynarka, zegarek i w miarę trzeźwa twarz powinny wystarczyć na spotkanie. Nie było wiadomo kto to i czego chce. Lokal wydawał się dobrą przykrywką dla każdego... A ktoś zadał sobie sporo trudu, aby go namierzyć - tu w Europie. Można było więc spokojnie udać się na spotkanie nie pokazując za wiele...
Zagrajmy więc... kolejną grę.
*****
Kolejna rozmowa zaczęła się jak zawsze - pan, nazwijmy go, Johnson niewiele mówiąc wyjawił w czym rzecz i za ile rzeczona rzecz. Jax skinął głową uważając, że aż nadto to wystarczy. Jeżeli zadanie by go nie interesowało po prostu by wyszedł...