Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2010, 21:52   #6
Kiep_oo
 
Kiep_oo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znany
Kolejny zwykły dzień w tym wielkim przytłaczającym molochu. Szara codzienność…

„Wyrwać się stąd i wyjechać do Nowej Zelandii, na Seszele, gdziekolwiek… Byle jak najdalej od tych ludzi, tego miasta… I tej paskudnej pogody.”

Deszcz padał od samego rana a niebo przysłonięte czarnymi chmurami nie przepuszczało ani promienia słońca. Z początku strumyczek, później potok, a teraz rzeka wody lała się na cały Frankfurt prosto z nieba. Kaspar nienawidził deszczu. W żadnej postaci. Ani jako mżawkę, ani jako ulewę. Po prostu nienawidził i koniec. Tym co podniosło go na duchu była wiadomość.

„Mr Johnson. Nie mówi mi to zbyt wiele…”

Nie przeczuwał, by to spotkanie okazało się dla niego w jakikolwiek sposób wartościowe. Z drugiej jednak strony miał nadzieję, że dzięki niemu jego nędzne życie w jakiś sposób zostanie urozmaicone. Potrzebował czegoś nowego… Czegoś jak zastrzyk energii. I oczywiście zastrzyk gotówki… W sumie bardziej zależało mu na tym drugim. Kwota na koncie topniała w zastraszającym tempie, a on nie był przyzwyczajony do życia pełnego wyrzeczeń.

Postanowił zebrać się jakoś w sobie i zrobić wszystko by wypaść dobrze na tym spotkaniu. No, może nie od razu dobrze… Przyzwoicie w zupełności wystarczy. Jednak nawet to niezbyt mu wychodziło od pewnego czasu. Ostatnie zlecenie miał ponad rok temu, od tamtej pory nic. Nawet jednej propozycji. Nie mógł pojąć jak to możliwe, że przez rok siedzi w tym mieszkaniu i nie robi zupełnie niczego. No, może poza wlewaniem w siebie przemysłowych ilości whisky. Ale to niezbyt ambitne i twórcze zajęcie.

Rozmyślania nad swym parszywym losem przerwał mu wwiercający się w czaszkę dźwięk dzwonka do drzwi. Ze nużeniem dźwignął się z krzesła i poszedł otworzyć niespodziewanemu przybyszowi. A raczej skurwielowi, który ośmielił mu się przeszkodzić podczas codziennych porannych narzekań. Tak czy inaczej, w drzwiach ukazał się znajomy kształt łysej główki i równie znajoma twarz.

- Witaj Franz! Co się stało? Nie można było zadzwonić? – mówiąc to, wpuścił przyjaciela do środka zamykając za nim drzwi.

Łysy facet nazwany Franzem rozejrzał się po jak zawsze schludnym i uporządkowanym mieszkaniu, po czym z radosnym uśmiechem na ustach zapytał:

- Nie został ci żaden Johnny Walker… Albo coś?


****


W końcu jednak, z paskudnym bólem głowy doprowadzającym do szaleństwa, Kaspar zajechał swoja Toyotą pod wyznaczone miejsce.
- Idealnie – wyszeptał sam do siebie, patrząc na zegarek, po czym wysiadł z samochodu i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do wejścia i chwycił za klamkę.

- A broń? – gardłowym głosem upomniał go troll, jednocześnie zagradzając mu drogę. – Na tą tacę. O tutaj.
Najwyraźniej wygląd zewnętrzny gościa nie budził zaufania i poczucia bezpieczeństwa.
- Nie mam – niewielki tłumek ciekawskich gapiów już zaczął gromadzić się przed wejściem. – Do czego mogłaby mi się przydać broń w barze?

Strażnik jednak nie dał się przekonać tym zabójczym argumentem. Bezceremonialnie zaczął obmacywać Kaspara w poszukiwaniu giwery. Nie znalazł zupełnie nic i z głupim uśmiechem zażenowania przeprosił klienta:
- Pan wybaczy ale to rutynowa procedura. Pan rozumie… Każdego musimy przeszukać… Mam nadzieję, ze się pan…

Przerwało mu trzaśnięcie zamykanych drzwi wejściowych…
 
Kiep_oo jest offline